Jeden z pierwszych odprawianych przeze mnie pogrzebów był pogrzebem kilkuletniego dziecka. Nie pamiętam, co powiedziałem podczas homilii, ale nie zapomniałem napięcia, jakie odczuwałem, gdy potem razem z rodzicami szedłem na obiad. Milczeliśmy długo. Były też ich i moje łzy. Raczej skrzętnie ukrywane. Wiele jednak mówiły one o tym, co wspólnie odczuwaliśmy. Wtedy też pierwszy raz na poważnie zadałem sobie pytanie o życie wieczne zmarłego dziecka nieochrzczonego. Bo ten mały chłopiec, którego pochowałem, był w komfortowej sytuacji: ochrzczony idzie do nieba. Ale co by się stało, gdyby nikt nie zdążył go ochrzcić? A co z wszystkimi dziećmi, które urodziły się i zmarły w innych środowiskach kulturowych i religijnych?
W drodze z Panamy
Na pokładzie samolotu papież jak zwykle odpowiadał na pytania dziennikarzy. Jedno z nich dotyczyło dzieci, które zmarły w wyniku aborcji, a więc bez chrztu. Franciszek odpowiedział, niejako zwracając się do matki, która popełniła aborcję: „Twoje dziecko jest w niebie, mów do niego, zaśpiewaj mu kołysankę, której nie mogłaś mu zaśpiewać”. Wielu katolików oburzyło się tą odpowiedzią, twierdząc, że papież odchodzi od tradycyjnego nauczania Kościoła. To jednak nie papież mija się z tym nauczaniem, ale internauci go zwyczajnie nie znają.
Po omacku
W tradycji Kościoła przez setki lat szukano odpowiedzi na ten problem trochę po omacku. Nie były one więc nigdy na tyle oczywiste i pewne, aby któraś z nich mogła znaleźć się na liście dogmatów. Już w pierwszych wiekach temat był dyskutowany wśród największych teologów. Czasami dochodzili oni do wniosków bardzo niebezpiecznych. Na przykład w V w. św. Augustyn stwierdził, że dusze dzieci nieochrzczonych idą do piekła. Od średniowiecza do Soboru Watykańskiego II panowało jednak w teologii przekonanie, że dzieci nieochrzczone nie idą do nieba, ale trafiają do pewnego rodzaju otchłani (łac. limbus puerorum). Zgodnie z tą teorią stan tych dzieci po śmierci można by określić jako brak wizji uszczęśliwiającej. Są szczęśliwe w sposób naturalny, cokolwiek to znaczy, ale brak im pełnego szczęścia, jakiego doświadczają zbawieni w niebie. Nie można go więc określić jako stan cierpienia, bo za co właściwie niewinne dzieci miałyby otrzymać karę. Rozstrzygnięcie wydawało się logiczne: ani to piekło, ani niebo, ani czyściec. Po prostu takie sobie miejsce, które jest jak niekończąca się poczekalnia niebieska: tuż przed niebem, ale jeszcze nie to.
Duszpasterska niezręczność
Muszę przyznać, że byłoby mi trudno powiedzieć homilię rodzicom zmarłego nieochrzczonego dziecka, opierając się na takiej teorii. I zastanawiam się, jak to możliwe, że przez tyle wieków uczeni Kościoła zadowalali się takim rozstrzygnięciem. Przypuszczam, że niejeden z nich zmieniłby zdanie, gdyby chodziło o jego własne dziecko. Może nie wytrzymałby nerwowo, kiedy musiałby sobie uświadomić, że ma być szczęśliwy w niebie bez swojego synka lub córki. Przez wieki teologia powstawała jednak zasadniczo w środowisku duchownych. A ci żyją w celibacie. Trudno więc było oczekiwać od nich takiego osobistego doświadczenia. Czy nie mieli jednak wystarczającej empatii, aby podobne pytania drążyły ich myśli? Wielu z nich miało i dlatego z czasem teoria o „otchłani” okazała się niewystarczająca. W drugiej połowie XX w. zmienił się zasadniczy ton nauczania na ten temat. W Katechizmie Kościoła katolickiego nie ma już mowy o limbusie. Jest natomiast wzmianka o nadziei zbawienia. Zgodnie z biblijnym przesłaniem: Bóg pragnie zbawienia wszystkich. To rozstrzygnięcie katechizmowe szybko okazało się jednak równie nieskuteczne. Nie zrywało ono bowiem radykalnie z teorią „otchłani”. Nie zanegowało jej wprost. Obok nauczania katechizmowego rozwijał się uprawniony, bo niezanegowany oficjalnie pogląd o limbusie. Na prośbę papieża Benedykta XVI problemem zajęła się Międzynarodowa Komisja Teologiczna. W 2008 r. wydała ona dokument pt. Nadzieja zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu. Dokument jednoznacznie uznał za nieaktualną teorię o otchłani. W jej miejsce zaproponował natomiast powrót do tematyki nadziei zbawienia dla zmarłych dzieci nieochrzczonych w poszerzonej i pogłębionej teologicznie perspektywie.
Nadzieja, ale nie pewność
Można domniemywać, że na podstawie nieznajomości tego dokumentu zrodziła się negatywna reakcja internautów na wypowiedź Franciszka. Jedyna słuszność, jaką można by ewentualnie internautom przyznać, to fakt, że papież powiedział bardzo jednoznacznie „twoje dziecko jest w niebie”, natomiast nauka Kościoła mówi raczej o nadziei. Pamiętać jednak trzeba, że to tylko konferencja prasowa – i to w samolocie. Ale z drugiej strony, czy papież nie rozwinął w ten sposób nauczania Kościoła, które rzeczywiście powinno mówić w tym punkcie bardziej zdecydowanie na rzecz szczęścia wiecznego dzieci nieochrzczonych? Nie do mnie należy odpowiedź. Pewne jest natomiast to, co powiedziała Komisja. Jej zdaniem „Kościół nie ma wiedzy pewnej o zbawieniu dzieci zmarłych bez chrztu”. Mimo to w dokumencie czytamy również, że „to, co wiemy o Bogu, Chrystusie i Kościele, jest powodem do nadziei na ich zbawienie” i to takie samo zbawienie jak ochrzczonych, którzy w niebie będą doświadczali wizji uszczęśliwiającej. Nie jest to jednak pewność, ale nadzieja.
Zbawienie w Chrystusie
Dystansując się od teorii o wiecznym oddzieleniu nieochrzczonych od zbawionych w niebie, Komisja odwołała się do oficjalnego nauczania Kościoła, które nie wprost, ale odnosi się jakoś do tej problematyki. Bardzo ważna jest przytoczona myśl z soborowego dokumentu o Kościele (Gaudium et spes) o działaniu niewidzialnej łaski w sercu wszystkich ludzi dobrej woli, która to łaska prowadzi do zbawienia. Mocnym argumentem jest prawda zawarta w Katechizmie Kościoła katolickiego, że „moc Boża nie ogranicza się do sakramentów”. „Bóg może więc udzielić łaski chrztu bez sprawowania sakramentu – czytamy w dokumencie Komisji – należy o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy udzielanie chrztu okazuje się niemożliwe”. Stąd już wniosek, że „Konieczność sakramentu nie jest absolutna. Absolutna jest natomiast konieczność dla ludzkości prasakramentu, którym jest Jezus Chrystus”. Bo nawet jeśli nie wprost przez sprawowany liturgicznie sakrament, to jednak zawsze zbawienie jest możliwe tylko w Chrystusie i przez Chrystusa.
Wiara ludu
Ważnym komentarzem po publikacji dokumentu była wypowiedź sekretarza Komisji, którym był wówczas ks. Luis F. Ladaria, aktualny prefekt Kongregacji Doktryny Wiary. Powiedział on, że pojęcie otchłani było wyrazem „zbyt zawężonej i rygorystycznej wizji zbawienia”. Również kard. Józef Ratzinger zaznaczył wtedy, że pogląd o „otchłani” jest jedynie hipotezą. Komisja przyznała ponadto, że zajęła się tym tematem głównie z powodów duszpasterskich. Dokument mówi o „niecierpiącym zwłoki problemie natury duszpasterskiej”. Także z powodu rosnącej liczby dzieci umierających w wyniku aborcji.
W tym kontekście wart podkreślania jest jeszcze jeden fakt. Dokument wspomina o biskupach zebranych na Soborze Watykańskim II, którzy odwołali się do wiary ludu. Uznali oni, że nadzieja zbawienia dla tych dzieci nieochrzczonych jest mocno zakorzeniona w sercach ludzi wierzących, którym posługują. Ta nadzieja jest także w pewien sposób nadzieją rodziców, którzy dokonali zła aborcji. Nadzieją ogromnie ważną, jeśli Kościół chce ją dawać każdemu człowiekowi, niezależnie od popełnionego przez niego grzechu. Bo trudno sobie wyobrazić szczęście wieczne nawróconych rodziców bez możliwości bycia ze swoimi dziećmi w niebie. Nawet jeśli wcześniej to oni sami pozbawili je życia na ziemi. Właśnie dlatego papież Franciszek na pokładzie wspomnianego samolotu przypomniał, że „orędzie miłosierdzia jest dla wszystkich”. Także dla tych, którzy mają za sobą ten upadek.