To był długi lot, ale szczerze mówiąc, jego przebieg zatarł mi się w pamięci. Zaraz po starcie zagłębiłem się w doskonałą lekturę przedstawiającą nauczanie Jezusa w świetle tradycji żydowskiej. Kiedy zbliżaliśmy się do lądowania, wepchnąłem książkę z powrotem do torby. Wtedy właśnie siedzący obok mnie nieznajomy odezwał się po raz pierwszy. – Zauważyłem okładkę – powiedział, wskazując głową moją torbę. – Jest pan chrześcijaninem? – Nawet lepiej – odparłem z uśmiechem. – Jestem katolikiem. Nieznajomy wyglądał na zdziwionego. – Nie wiedziałem, że katolicy to też chrześcijanie – powiedział. A potem dodał – Czy może pan powiedzieć, że ma pan osobistą relację z Jezusem? Dla wielu osób wiara chrześcijańska dotyczy jedynie „osobistej relacji z Jezusem”. Zacząłem podejrzewać, dokąd zaprowadzi nas ta rozmowa, i okazało się, że miałem rację. Dowiedziałem się od mojego współpasażera, że katolicyzm to „zinstytucjonalizowana religia”. W prawdziwej wierze chrześcijańskiej „liczy się tak naprawdę tylko jedno – ja i Jezus”. Nie można mieć prawdziwej relacji z Jezusem i równocześnie należeć do zinstytucjonalizowanego Kościoła. Chętnie zgodziłem się, że zbawienie oznacza nawiązane osobistej relacji z Bogiem. Katechizm słusznie mówi, że tajemnica wiary polega na „żywym i osobistym związku z Bogiem żywym i prawdziwym” (KKK 2558). Ci jednak, którzy się upierają, że postrzeganie wiary jako osobistej relacji wyklucza absolutnie potrzebę bycia członkiem widzialnego, instytucjonalnego Kościoła, przedstawiają fałszywy pogląd. W zbawieniu nie może się przecież liczyć tylko „ja i Jezus”. […]
Po pierwsze dar wiary
Opierając się na nauczeniu Nowego Testamentu o zbawieniu oznaczającym łączność z całym Ciałem Chrystusa, Kościół katolicki utrzymuje, że zbawienia nie można postrzegać jedynie w kategoriach indywidualistycznych. Święty Cyprian z Kartaginy, piszący w III wieku, stwierdził: „Nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za matkę”. Takie rozumienie roli Kościoła wyrażane było później przez sobory i papieży za pomocą zaczerpniętej od Cypriana starożytnej formuły: „poza Kościołem nie ma zbawienia” (łac. extra Ecclesiam nulla salus). Nauczanie to trzeba dobrze zrozumieć. Nie należy na jego podstawie wnioskować, że niekatolicy z konieczności trafiają do piekła. Możliwość zbawienia nieochrzczonych Nowy Testament stawia sprawę jasno: Jezus jest jedyną drogą do Ojca. W Ewangelii według św. Jana Jezus mówi: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6). […]
Nie oznacza to, że osoba, która nie wyrazi w jednoznaczny sposób wiary w Jezusa, nie może być zbawiona. Po pierwsze, autorzy Nowego Testamentu wyrażają niezachwianą pewność co do zbawienia niektórych poprzedników Chrystusa. Nie ma na przykład wątpliwości, że ich zdaniem zbawienia dostąpił patriarcha Abraham. Co więcej, List do Hebrajczyków wymienia oprócz Abrahama całą listę osób, które były przykładem wiary przed narodzeniem Chrystusa.[…] Kiedy jeden ze złoczyńców ukrzyżowanych razem z Jezusem wyraził wiarę w Niego, Jezus nie poinformował go, że nie może dostąpić zbawienia, ponieważ nie został ochrzczony. Powiedział mu natomiast: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju” (Łk 23, 43). Zbawienie przychodzi po pierwsze przez dar wiary. […]
Niekatolicy też mogą być zbawieni
Jak zatem należy rozumieć starożytną formułę, że „poza Kościołem nie ma zbawienia”? Na pierwszy rzut oka wydaje się ona sugerować, że tylko katolicy mogą być zbawieni. W połowie XX wieku wybuchł zacięty spór wokół słów kapelana Harvardu, ks. Leonarda Feeneya, który obstawał przy takiej właśnie interpretacji tego zdania. W jego opinii wyklucza ono możliwość zbawienia tych wszystkich, którzy nie są formalnie członkami Kościoła katolickiego. Pogląd Feeneya został jednoznacznie odrzucony przez Kościół. Po odmowie zastosowania się do upomnień władz kościelnych Feeney został ostatecznie w 1953 r. ekskomunikowany za rozpowszechnianie poglądów, które uznano za niebezpieczną nadinterpretację nauczania Kościoła. Chociaż przed śmiercią powrócił na łono Kościoła, jego rozumienie formuły „poza Kościołem nie ma zbawienia” okazało się błędne. Katechizm, oficjalne kompendium nauczania katolickiego, słusznie mu zaprzecza. […]
Papież Innocenty III (zm. w 1216), który wsławił się użyciem tej formuły, nauczał także, że nieochrzczony Żyd, który uwierzyłby w Chrystusa na łożu śmierci, nie zostałby potępiony, nawet gdyby nie zdołał przyjąć chrztu. […] Z tego powodu Katechizm tłumaczy zdanie „poza Kościołem nie ma zbawienia” w następujący sposób: „sformułowane w sposób pozytywny [stwierdzenie to] oznacza, że całe zbawienie pochodzi jedynie od Chrystusa Głowy przez Kościół, który jest Jego Ciałem” (KKK 846). Katechizm potwierdza ponadto, że „liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy” można znaleźć w niekatolickich wspólnotach chrześcijańskich. Stwierdza nawet, że Bóg może posłużyć się tymi wspólnotami jako „środkami zbawienia”, chociaż ich „moc pochodzi z pełni łaski i prawdy, jaką Chrystus powierzył Kościołowi powszechnemu” (KKK 819). Katechizm potwierdza także: „Wszystkie te dobra pochodzą od Chrystusa i prowadzą do Niego oraz «nakłaniają do jedności katolickiej»” (KKK 819). Zgodnie z nauczaniem Kościoła niekatolicy także mogą być zbawieni, chociaż wyraźnie nie uznają Jezusa za swojego Pana. […]
Doświadczenie wspólnotowe
Nic dziwnego zatem, że każdy z nas otrzymuje życie przez innych ludzi. Dotyczy to życia biologicznego, ale także życia nadprzyrodzonego, które przyjmujemy przez łaskę. Tę prawdę dobrze ilustrują sakramenty. Fakt, że nie można się ochrzcić samemu, wyraża podstawową prawdę o zbawieniu – jego istotą nie jest samodoskonalenie. Jak już widzieliśmy, dostępujemy zbawienia dzięki łasce Boga, z Jego inicjatywy. Zbawienie ratuje nas także od osamotnienia. Wolą Boga jest zbawić nas za pośrednictwem innych ludzi. Zbawienie jest z konieczności doświadczeniem wspólnotowym – polega ono nie tylko na zjednoczeniu z Chrystusem, ale także z Jego mistycznym Ciałem, Kościołem. Ci, którzy dostępują zbawienia – czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie – nigdy nie otrzymują go prywatnie, bez łączności z wszystkimi innymi wiernymi zjednoczonymi z Chrystusem.
Mówiąc o zbawieniu, katolicy często wpadają w pułapkę powielania niekatolickich poglądów, zgodnie z którymi w zbawieniu chodzi przede wszystkim o „osobistą więź”, zaś jego wymiar wspólnotowy, a zwłaszcza rola Kościoła, to jedynie „dodatek”. Natomiast autorzy Nowego Testamentu stwierdzają wyraźnie, że Chrystus zbawia nas do komunii z całym Jego Ciałem. Kościoła nie można po prostu dołączyć „na przyczepkę” do definicji zbawienia. W pełni katolickie rozumienie zbawienia uznaje, że Kościół stanowi – jak stwierdza Sobór Watykański II – „narzędzie zbawienia wszystkich” i „powszechny sakrament zbawienia”. Jeśli nie docenia się w pełni roli Kościoła w planie zbawienia, udział w życiu Kościoła sprowadza się do społecznej powinności i niczego więcej.
Tekst pochodzi z książki Zbawienie Michaela Barbera, która została wydana przez wydawnictwo Esprit. Tytuł i śródtytuły od redakcji