Logo Przewdonik Katolicki

Porozmawiajmy o tym przy stole

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

Wiem, że mój sąsiad napisze o tym samym, a zwykle się nie dublujemy. Fakt, że w przeddzień Bożego Narodzenia obaj uznaliśmy za ważny rapowy utwór i teledysk, zamiast wystąpienia jakiegoś polityka (a mamy przecież otwierającą się kampanię prezydencką), jest znamienny. Mowa o piosence Patolinteligencja.

Niejaki Mata, niedawny absolwent Batorego, czołowego warszawskiego liceum z tradycjami, opowiada, jak to jego koledzy (a może i on sam) piją, ćpają, oszukują nauczycieli, ale też wydają mnóstwo pieniędzy i robią kariery, pomimo używek i upadków życiowych. Czyni to sugestywnie, bez wątpienia drastycznym językiem. Jedni mają pretensję, że to nie jest prawdziwy rap, bo ten powinien być zarezerwowany dla biednej młodzieży z bloków. Inni wietrzą fałsz: patologia ma być w istocie banalizowana, a nie piętnowana. Nerwy konserwatystów są dodatkowo szarpane. Mata to syn prof. Marcina Matczaka, jednego z obrońców racji prawniczej korporacji i III RP. Jego twórczość ma więc być z definicji nieautentyczna.

Jeszcze inni pytają: co w tym nowego. Problem „bananowej” młodzieży jest odwieczny, a w liceach pije się i ćpa od lat. Odpowiem: skoro tak, to ktoś tego wcześniej nie podchwycił jako tematu. Nie ma co wymawiać młodemu człowiekowi, że robi to teraz. I będę się upierał: nie widzę w tym banalizowania czy obłaskawiania. Są w tej piosence dodatkowe smaczki. Choćby dostrzeżenie fascynacji bogatych licealistów subkulturą raperską. Oni marzą, żeby być gośćmi z blokowisk i przedmieść.

„Gazeta Wyborcza” podjęła debatę. Wicedyrektor liceum im. Batorego, na tle którego nagrano część teledysku, traktuje wiązanie piosenki z jego szkołą jako pomówienie. Pani psycholog tłumaczy z kolei takie zjawiska jak narkotyki wśród zamożnej, „bananowej” młodzieży stresem, szkolnym przeciążeniem, osamotnieniem. Ja może bardziej wiązałbym to zjawisko z liceami prywatnymi dla naprawdę bogatych.

Zetknąłem się z uczniami Batorego w 2017 r. przy okazji konkursu debat oksfordzkich. Nie sprawiali wrażenia popsutych „bananowców”, raczej bystro myślących młodych ludzi, zarazem nie w typie kujonów. Ale świat jest różnorodny, takie piosenki zawsze są uogólnieniem obliczonym na wstrząs. Zresztą ktoś może być mądrym dyskutantem, miłośnikiem historii, i nadużywać życia, kogoś małpować. Syn przyjaciela ze studiów, batorak sprzed kilku lat, twierdzi, że coś z klimatu tego utworu ma zastosowanie i do jego liceum, które skądinąd lubi i ceni, choćby za poważny stosunek do tradycji, także tej patriotycznej.

Powody roztrząsane przez panią psycholog w „Wyborczej” to tylko część prawdy. Są zjawiska kulturowe promujące hedonizm, które tej gazecie nie przeszkadzają. Ba, samo dotykanie tematu, zwłaszcza w kontekście norm prawnych, uważa ona za moralizowanie czy nadmierny rygoryzm. Naturalne też, że jak młody człowiek ma kasę, jest bardziej wystawiony na pokusy. To faktycznie zjawiska znane z poprzednich epok. Co nie znaczy, że coś się nie nasiliło.

Mnie w tej piosence uderzył – mimo pozornej nonszalancji – ton bólu. I mniej interesuje mnie, czy dla twórcy to tworzywo, czy krzyk jest szczery. Jestem zwolennikiem konserwatywnych recept wychowawczych, ale nie wątpię, że nadrzędny jest problem alienacji, braku wzorców. Może ta piosenka powinna być wstrząsem nie tylko dla elit? Może to dobry temat na święta, kiedy spotykamy się wszyscy przy stole? Nie tylko po to, aby się kłócić o politykę. Mam taką nadzieję. I błagam, nie zaczynajcie od pouczania młodych ludzi. A może i przypomnijcie sobie – piszę do rówieśników – własne grzeszki młodości.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki