Logo Przewdonik Katolicki

Czy muzyka w kościołach zbliża do Boga

Agata Bobryk
fot. Piort Łysakowski/ Poznań Katharsis Festival

Zła muzyka może skutecznie przeszkodzić w przeżywaniu liturgii, tak samo jak piękna może sprawić, że naszym myślom łatwiej będzie wznieść się do spraw niebiańskich. Czy muzyka w polskich kościołach zbliża do Boga?

Chyba każdy zna takie historie. Organista grał melodię jednej pieśni, a śpiewał zupełnie inną. Schola młodzieżowa zaintonowała Baranka Bożego na melodię Morskich opowieści, a ksiądz zaśpiewał z ambony państwu młodym Alleluja „ze Shreka”, przygrywając sobie na gitarze. Jest takie powiedzenie – ironiczna trawestacja słów św. Augustyna – kto śpiewa, ten modli się dwa razy, kto fałszuje – trzykrotnie, a kto słucha fałszującego, ten czterokrotnie. Życiowe doświadczenie podpowiada jednak, że zła muzyka może skutecznie przeszkodzić w przeżywaniu liturgii, tak samo jak piękna może sprawić, że naszym myślom łatwiej będzie wznieść się do spraw niebiańskich. Zbliża się wspomnienie Świętej Cecylii, patronki muzyków kościelnych. Warto przy tej okazji porozmawiać o tym, jak to jest z tą naszą muzyką kościelną? Pomaga nam czy utrudnia modlitwę?
 
Muzyka, która znaczy
Sprawa muzyki obecnej w kościołach nie należy do błahych. Jak wyjaśnia Instrukcja Konferencji Episkopatu Polski o muzyce kościelnej, „muzyka w liturgii nie jest jej «oprawą», ale integralnie wiąże się z celebracją świętych obrzędów. Może być szczególnym sposobem uczestnictwa w świętych obrzędach, w tajemnicy wiary”. Muzyka należy do sfery sacrum – to coś dużo więcej niż umilenie sobie czasu wspólnym śpiewaniem. Muzyka może być modlitwą, kanałem komunikacyjnym między Bogiem a człowiekiem. – Gdy siadam przy organach, czuję się strasznie słaby – mówi Jakub Gościniak, organista z Zielonej Góry. – Jakby ci to wytłumaczyć? Powiedzmy, że na Mszy jest dwieście osób, w tym jedna konkretna, u której coś się dzieje. Pan Bóg o tym dobrze wie i ma też narzędzie w postaci mnie jako organisty. Przez Ducha Świętego Bóg wysyła mi natchnienie, abym zagrał tę konkretną pieśń, o tym konkretnym tekście, która może bardzo wzmocnić tę osobę. To ogromna odpowiedzialność.
Słuchając słów Jakuba, przypominam sobie swoją ostatnią spowiedź. Wracam z konfesjonału do ławki i zastanawiam się: to już? Pan naprawdę mi wybaczył? Msza się zaczęła, zaraz będzie Komunia. Organista zaczyna grać Panie, dobry jak chleb, a ja czuję łzy w oczach. Dla większości – po prostu pieśń eucharystyczna, słyszałam nawet zdania, że oklepana, dla mnie pieśń o łasce uświęcającej i miłości Boga do mnie. Bardzo osobista i ważna. W tej parafii ostatni raz słyszałam ją chyba pół roku temu. Czyżby organista poszedł za natchnieniem od Ducha Świętego?
 
Liturgia w rytmie sacro polo
Gdy rozmawiam z organistami, powtarza się opinia, że poziom muzyki w polskich kościołach jest bardzo zróżnicowany. Z parafiami, w których grają prawdziwi wirtuozi, sąsiadują takie, w których poziom muzyki woła o pomstę do nieba. – Niestety, ludzie często próbują oceniać muzykę innymi kryteriami niż ma to znaczenie – zauważa Jakub. – Wyobraź sobie małą dziewczynkę. Ona bardzo kocha Pana Jezusa i rysuje kredkami Jego obrazek. Czy mamy powiesić go w kościele? No nie. Tak samo to, że jakiś pan Henio chce chwalić Jezusa, nie oznacza jeszcze, może to robić jako organista.
Dobry organista powinien umieć dobrać repertuar z poszanowaniem przepisów liturgicznych oraz posiadać pewne umiejętności pedagogiczne, które pomogą mu rozśpiewać wiernych. Sytuacje, w których funkcje organistów pełnią osoby bez odpowiedniego wykształcenia czy umiejętności, nie należą jednak do rzadkości. Dlaczego tak się dzieje?
Po pierwsze, istnieje pewne przyzwolenie na bylejakość. Odrapane ściany kościoła, zniszczone ornaty, wybite szybki w witrażach – to rzeczy, które widać, więc łatwiej przychodzi nam o nie zadbać. I wiernym, i księżom brakuje edukacji muzycznej, co sprawia, że często nie potrafimy rozpoznać kiczowatego sacro polo ani nie mamy świadomości, że naprawdę może być lepiej i warto się o to postarać. Teksty niektórych popularnych pieśni (czy raczej piosenek) religijnych rażą infantylnością, a melodie mają więcej wspólnego z muzyką świecką niż sferą sacrum. Istnieją przepisy liturgiczne, zawarte m.in. we wspomnianej już instrukcji KEP, które dokładnie określają, co wolno, a czego nie wolno, aby nie uchybić godności liturgii. – Niektóre muzyczne – przepraszam za wyrażenie – patologie tak bardzo wgryzły się w uszy słuchaczy, że są odbierane jako norma – zauważa Leszek Knopp, organista w parafii pw. Podwyższenia Krzyża św. w Sulechowie, wykładowca Diecezjalnego Studium Organistowskiego w Zielonej Górze. – I nagle, gdy ktoś przychodzi i próbuje zrobić coś tak, jak być powinno, jest traktowany jak dziwak. Wielokrotnie takie sytuacje przeżywałem. Na przykład, że się upieram, aby psalm był śpiewany z ambony. Po co wydziwia? Bo tak powinno być!
 
Żywot organisty poczciwego
W zależności od diecezji i położenia danej parafii znalezienie dobrego muzyka może być nie lada kłopotem. Najłatwiej jest w dużych miastach, w których znajdują sią akademie muzyczne i inne ośrodki kształcenia organistów. Tutaj pracy organisty chętnie podejmują się studenci, chcący w ten sposób sobie dorobić. Rynek muzyków kościelnych nie jest zaś zbyt duży. W zeszłym roku ks. Wojciech Szary, przewodniczący diecezjalnej Komisji Śpiewu i Muzyki Kościelnej, informował, że w diecezji radomskiej brakuje około 60 wykwalifikowanych muzyków kościelnych. Młodzi muzycy nie chcą być organistami. Dlaczego?
Zawód organisty jest nieatrakcyjny z wielu powodów. Organista zawsze pracuje w niedzielę i święta, a więc w czasie, gdy jego rodzina i bliscy mają czas wolny i spotykają się razem. Tej trudności nie rekompensuje wyższa pensja. Najczęściej za zagranie Mszy św. w dni powszednie organista otrzymuje od 20 do 30 złotych (wszystkie liczby podaję na podstawie ankiety przeprowadzonej wśród 75 organistów z różnych diecezji). Wynagrodzenie wzrasta w przypadku Mszy niedzielnych – częściej mowa wówczas kwotach rzędu 30, 40 i 50 złotych. Do tego dochodzą pieniądze od wiernych za pogrzeby – przeciętnie 150–200 zł oraz śluby – średnio od 200 do 400 zł. – Nie ma regulacji, za co organista otrzymuje zapłatę ani w jaki sposób jest zatrudniany – mówi dr Michał Kocot, organista, członek Diecezjalnej Komisji ds. Muzyki Kościelnej i Organów w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. – W naszej diecezji niewielu jest organistów, którzy mają umowę o pracę, co jest problemem, gdy gra jest dla kogoś podstawowym źródłem dochodów. Dla małych, ubogich parafii z kolei zatrudnienie organisty na umowę o pracę może być zbyt dużym wysiłkiem finansowym – dodaje. Brak finansowego bezpieczeństwa sprawia, że mniej studentów uczelni muzycznych wybiera specjalizację w muzyce kościelnej i tym samym mniej fachowców trafia na rynek. Koło się zamyka.
 
Pokora i dialog
Kwestie ekonomiczne to nie jedyne bolączki organistów. W czasie moich rozmów często przewija się wątek spięć na linii organista – kapłan. Organiści mają poczucie, że księża nie ufają ich kompetencjom, brakuje też otwartości na dialog oraz wzajemnego szacunku. Ten ostatni objawia się na różnych płaszczyznach, począwszy od zrozumienia, że „robotnik godzien jest swej zapłaty”, po uznanie, że skoro muzyk ma w swoim dorobku dyplom Akademii Muzycznej, prawdopodobnie lepiej zna się na swoim fachu niż ksiądz, którego wykształcenie w tym kierunku jest minimalne. W parze z brakiem szacunku do człowieka często idzie niedbały stosunek do liturgii. – Z racji tego, że pracuję w Komisji Diecezjalnej ds. Muzyki, organiści opowiadają mi o różnych trudnych sytuacjach – opowiada Leszek Knopp. – Zdarza się, że księża traktują zakaz zastępowania w czasie Bożego Narodzenia części stałych kolędami jak jakiś nowy wymysł. I gdy organista odmawia zagrania Gdy się Chrystus rodzi zamiast Chwały na wysokości, spotykają się ze zdaniem typu „ja tu jestem proboszczem, więc niech tak będzie”. I co organista ma w takiej sytuacji zrobić? Posłuchać przepisów czy proboszcza, którego też przecież te przepisy obowiązują?
Pokory brakuje nie tylko księżom, ale także wiernym. Szczególny problem jest z liturgią weselną. Młode pary, często słabiej związane z Kościołem, nie zdają sobie sprawy, że nie wszystkie pieśni o religijnym tekście pasują do powagi sakramentu. Piosenka Jezu, proszę przyjdź na melodię The winner takes it all zespołu ABBA – proszę bardzo. A jeśli organista lub proboszcz w danej parafii nie wyrazi zgody na taką oprawę muzyczną ślubu, zawsze można poszukać innej. W końcu się znajdzie.
 
Śpiew nasz codzienny
A wbrew pozorom ludzie chcą śpiewać. – Słowa nie zawsze wypowiedzą to, co może powiedzieć melodia. Pochodzę ze wschodu, a tam chwalenie Pana Boga śpiewem, a zwłaszcza Matki Bożej, jest bardzo rozwinięte. Moi dziadkowie i moja mama zawsze śpiewali Godzinki, więc mam śpiewanie tak jakby zakodowane w organizmie – mówi pan Marian, 80-letni parafianin z Gorzowa Wielkopolskiego. I zwraca uwagę na potrzebę zadbania o to, aby wyświetlany za pomocą rzutników tekst pieśni był duży i wyraźny, tak by starsi ludzie o słabszym wzroku też mogli z niego skorzystać. Marcie, licealistce ze Szczecina, muzyka pomaga zrozumieć i przeżywać misterium Eucharystii. – Najlepiej czuję się u dominikanów – mówi – tam wszystkie pieśni wykonywane są bez akompaniamentu, w czterogłosie, i na wszystko jest czas. Czasem mam wrażenie, że nasze światy – młodych i „dorosłych” – zupełnie się mijają. Nie pyta się nas, czego potrzebujemy, tylko zakłada się, co będzie dla nas atrakcyjne. W naszych czasach, gdy wszędzie pędzimy, lubię zastać na Eucharystii spokój, pomyśleć: stop, zatrzymaj się, teraz jesteś tutaj i to jest twój czas tylko dla Pana Boga. Nigdzie nie musisz się spieszyć.
Rozśpiewanie wiernych jest możliwe, potrzebny jest jednak czas oraz wysiłek ze strony organisty i duszpasterza. – Nie dam się przekonać, że nauczenie wiernych czegoś nowego czy poprawnego wykonywania pieśni jest niemożliwe. Można, tylko to trzeba wypracować – mówi Leszek Knopp. – Trzeba do ludzi wyjść, kulturalnie wyjaśnić im, o co chodzi, zachęcić do śpiewania, powiedzieć, że śpiew jest formą modlitwy i to bardzo zaawansowanej. Ja takie rzeczy robię i to działa.
Najważniejsze to nie zapomnieć co, a właściwie Kto jest sensem muzyki kościelnej. – Jeślibym zagrał wszystkie hymny świata i zaśpiewał wszystkie najpiękniejsze psalmy, a ludziom nie otworzyłoby to serca na Boga, to wszystko byłoby psu na budę – mówi Jakub Gościniak. – To ks. Jan Twardowski chyba powiedział: „to wszystko jest psu na budę bez miłości”. I tak właśnie jest.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki