Logo Przewdonik Katolicki

Treny Nicka Cave’a

Natalia Budzyńska
fot. Materiały Prasowe

Nick Cave na swojej nowej płycie Ghosteen wciąż tęskni za synem i dzieli się z nami swoją żałobą. Pokazuje, że smutek nie musi być mroczny, ciemny i bez nadziei. Ten, który wadził się z Bogiem, teraz się do Niego zbliża.

Nicka Cave’a nazywano księciem ciemności nie tyle z powodu jakichś jego relacji z ciemną stroną mocy, ale z powodu mrocznego klimatu jego muzyki. Choć trzeba przyznać, że w jego życiorysie sporo było sytuacji kryzysowych: od buntu właściwego jednostkom wrażliwym przeszedł do narkotyków i to od razu tych najtwardszych. Towarzyszyła temu muzyka, poprzez którą wyrażał swój stosunek do świata, który go nie rozpieszczał.

Grał hałaśliwego i nieprzyjemnego punk rocka czy też może bardziej coś, co dziennikarze woleli nazywać post-punkiem, potem ekspresyjny alternatywny rock, wreszcie ballady śpiewane przy fortepianie. Zawsze ubrany na czarno, zawsze ponury, zawsze dramatyczny. Wadził się ze światem i Bogiem, bo chętnie sięgał po biblijne tematy, szukając w nich nie sensu życia, a raczej pytań bez odpowiedzi, odnajdując tylko potępienie, wieczne poczucie winy, beznadzieję. Z heroinowego ciągu udało mu się wyjść, jest ocaleńcem, założył rodzinę, ustatkował się i dojrzał. Powoli w jego twórczości liryczne podejście do świata przebijało się przez ciemności aury, jaka go dotąd otaczała. Pytany w wywiadach o sprawy wiary nie zaprzeczał, choć od instytucjonalnego Kościoła zawsze się odżegnywał. Teraz, po śmierci syna dwa lata temu, wydawać by się mogło, że na światło nie ma szans. Tymczasem do Boga jakby jest Cave’owi bliżej.

Śmierć
Nick Cave występuje na scenie już ponad 40 lat. Jego pierwszy zespół, The Birthday Party, pewnie już mało kto pamięta, choć w historii muzyki undergroundowej zapisał się chwalebnie. Po jego rozwiązaniu powstała grupa Nick Cave and The Bad Seeds, która osiągnęła nawet sukces komercyjny, choć do popu było jej daleko, a teledysk do utworu Where the Wild Roses Grow, w którym Cave śpiewał razem z Kylie Minogue, był emitowany w MTV kilka razy dziennie. Mniej więcej z tego okresu pochodzi też film Niebo nad Berlinem Wima Wendersa, w którym razem z bohaterami możemy znaleźć się na koncercie The Bad Seeds w jednym z berlińskich klubów. Dzisiaj do małego klubu nie zmieściliby się wszyscy chętni, publiczność Nicka Cave’a na całym świecie zajmuje wielkie sale. W 2014 r. powstał film dokumentalny zatytułowany 20 000 dni na Ziemi, który pokazywał jeden dzień z życia Nicka Cave’a. W jednej ze scen, będącej dla wszystkich zaskoczeniem, zrywając z wizerunkiem niedostępnego mrocznego artysty, Nick Cave wieczorem rozsiada się na kanapie z synami i jedząc pizzę ogląda z nimi film. Tyle że nie jest to Władca Pierścieni, ale Człowiek z blizną. Nieważne. Przestaje być artystą, jest po prostu tatą.
Latem 2015 r. jeden z bliźniaków, 15-letni Arthur spadł z klifu niedaleko domu w Brighton i zmarł na skutek obrażeń.

Żałoba
Twórczość Nicka Cave’a po tym strasznym wydarzeniu pokazuje kolejne etapy żałoby. Można powiedzieć, że sztuka stała się dla niego wybawieniem, że go uratowała przed rozpaczą, choć i ten etap przeszedł. Mówi o tym w filmie One More Time With Feeling (reż. Andrew Dominik), który dokumentuje proces nagrywania płyty Skeleton Tree po śmierci syna Cave’a. Ta płyta właściwie powstawała przed tragedią, film pokazuje, jak utwory zmieniają się w czasie ich rejestrowania, jak się nasycają przeżywanym cierpieniem, którego doświadcza całe otoczenie muzyka, wszyscy, którzy biorą udział w nagraniu. To dziwny dokument, Nick Cave pozwala nam dotknąć swojej rany, ale jest daleki od egzaltacji swoim nieszczęściem. To zupełnie nie jest spotkanie z człowiekiem, który czerpie z tragedii natchnienie i na dodatek sprzedaje je do kin. Film był zresztą pokazywany w kinach tylko przez jeden dzień, potem przez krótki moment dostępny na kanałach streamingowych. Andrew Dominik udokumentował pewien ciemny etap żałoby: nie rozpaczy, ale dojmującej pustki. Pustki, która nie przynosi nic. Nie uspokaja, ale obezwładnia. Taki jest też album Skeleton Tree: pełen rozpaczy, krzyku, cierpienia, pytań, poszukiwań. Jest też zupełnie inny od reszty dokonań Nicka Cave’a: spokojny, wyciszony. Wkrótce Cave wyjechał w trasę inną niż zwykle, postanowił rozmawiać z fanami. Zawsze miał dobry kontakt z publicznością, ale teraz to miało przybrać zupełnie nowy kształt. Osią i najważniejszym punktem tamtego tournée zatytułowanego Nick Cave in Conversation miały być odpowiedzi na pytania, przeplatane piosenkami z całej jego kariery solowej. Format Q&A polega na odpowiadaniu na pytania zadawane przez publiczność bez żadnej cenzury, nieplanowane i nieprzygotowywane wcześniej. Pytanie pojawiające się najczęściej brzmiało: „Dlaczego to robisz?”. Nick Cave odpowiada: „Mój syn umarł. Zmieniło to dla mnie wszystko. Kiedyś, na początku, ponieważ wyszedłem z punk rocka, więc moje kontakty z publicznością były pełne kontrowersji i konfliktów. Ale po śmierci mojego syna otrzymałem niewiarygodną liczbę listów od ludzi, którzy mieli podobne doświadczenie do mojego. Czułem się z nimi związany. Czułem, jakbyśmy cierpieli razem” – mówił podczas występu w nowojorskim ratuszu. Program trwał trzy godziny – jak opisywał dziennikarz „Guardiana”, podczas których Cave odpowiadał na pytania dotyczące jego kariery, ale przede wszystkim sposobów radzenia sobie ze smutkiem. To coś jakby terapia grupowa – pisali dziennikarze. Ludzie dzielą się swoim cierpieniem, pytają o rady, płaczą. Cave nie występuje w roli terapeuty, po prostu mówi o swoim doświadczeniu. Tournée się skończyło, ale artysta kontynuuje rozmowę z publicznością na swoim fanpage’u Red Right Hand Files. Jest bliżej drugiego człowieka, i jeśli zapytać, co dała śmierć Arthura, to zdecydowanie właśnie to: zbliżenie, przyjaźń, łączność. „Dzięki temu przetrwałem” – mówił Cave. Przyznał, że początkowo myślał, że nie będzie zdolny do publicznego przeżywania żałoby, że w pewnym sensie został do tego zmuszony, bo listy, jakie dostawał od ludzi, były dla niego i jego rodziny bardzo ważne. Pomogli mu więc anonimowi ludzie, fani, którzy słuchali jego muzyki i którzy teraz chcieli się z nim podzielić swoim życiem.

Piękny smutek
Może Nick Cave napisze nową książkę (jest przecież autorem kilku powieści), teraz jednak daje nam nową płytę, która stała się opisem kolejnego etapu żałoby. Jest na niej tęsknota, ale także odrobina światła, pogodzenie się z odejściem, a raczej przekonanie, że to odejście jest tylko chwilowe. Nick Cave stworzył treny. Piękne, wyciszające, smutne i pełne nadziei. Czy Nick jest teraz bliżej Boga? Nie wiem, czy tak by powiedział, ale z pewnością jest bliżej świata duchowego, właściwie to w nim się porusza, w nim przebywa, duchowość mu pomaga. Pytającym o jego relacje z Bogiem fanom odpisał: „Krążę wokół idei Boga od dziesięcioleci. To było powolne skradanie się na peryferiach Jego Majestatu, z długopisem w ręku, próbując opisać Boga żywego. Myślę, że czasami mi się udawało. Im bardziej jestem gotowy otworzyć mój umysł na nieznane, moją wyobraźnię na niemożliwe i moje serce na ideę boskości, tym bardziej Bóg staje się obecny. (…) Więc, czy wierzę w Boga? Cóż, zachowuję się tak jakbym wierzył, dla mojego dobra. Czy Bóg istnieje? Może tak, nie wiem. Ale teraz, w tej chwili, mam wrażenie, że tak”. I jeszcze: „Nie wiem, dokąd idą moje modlitwy. Nie wiem, czy ktoś ich słucha. Jednak wciąż klęczę i się modlę”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki