Logo Przewdonik Katolicki

Szybciej i bezpieczniej

Piotr Wójcik
5G fot Fot. ICHPL Imaginechina Associated Press East News

Wprowadzenie sieci 5G umożliwi 40-krotnie szybsze przesyłanie danych z 50-krotnie mniejszym opóźnieniem do 500 razy większej liczby urządzeń. A przy tym raczej nas nie zabije.

Do tej pory nikt specjalnie nie zwracał uwagi na zmieniające się standardy sieci komórkowych. Zaczynaliśmy od 1G jeszcze w latach 90., dziś większość telefonów komórkowych działa według standardu 4G/LTE. Kupowaliśmy nowy telefon i albo nie zauważaliśmy specjalnej różnicy w prędkości przesyłu danych, albo po prostu cieszyliśmy się z faktu, że nasze komórki mają nieco większy zasięg, a internet działa nieco szybciej. Takie nazwy jak 2G czy 3G większości użytkowników komórek nic nie mówiły. Z przygotowywaną właśnie nową siecią 5G jest inaczej. 5G wzbudza dużo większe kontrowersje niż wszystkie wcześniejsze razem wzięte. Jedni uważają ją za rewolucyjny wynalazek, który ułatwi nam życie, a Polsce szybszą modernizację. Drudzy uznają nowy standard za zaplanowane „masowe ludobójstwo” – przez 5G dostaniemy raka i będziemy nieustannie inwigilowani. Kto z nich ma rację?
 
Lodówka z internetem
5G to najnowszy standard komunikacji mobilnej, który powoli wchodzi do najbardziej rozwiniętych krajów na świecie. Dzięki wykorzystaniu nowych częstotliwości pozwoli on nie tylko na dużo szybszy transfer danych, ale też umożliwi równoczesne funkcjonowanie dużo większej liczby urządzeń na jednym obszarze. Obecnie dominujący standard, czyli 4G/LTE, umożliwia przesył danych z maksymalną prędkością 300 megabitów na sekundę, tymczasem dzięki 5G dane będą mogły być przesyłane nawet 40 razy szybciej. Przy zwyczajnym używaniu smartfona trudno będzie wychwycić tę różnicę, jednak ma to niebagatelne znaczenie dla sterowania urządzeniami zdalnymi lub autonomicznymi, czyli sterowanymi bez udziału człowieka. Przykładowo, automatyczne systemy sterujące ruchem samochodowym w zakorkowanym mieście będą mogły pobierać dużo większe ilości danych, dzięki czemu będą działać sprawniej.
Oprócz tego charakteryzuje się ona dużo większą pojemnością. 4G umożliwia funkcjonowanie miliona urządzeń mobilnych na obszarze 500 kilometrów kwadratowych, a 5G obsłuży taką samą liczbę na zaledwie jednym kilometrze kwadratowym. Dzięki temu będzie mógł powstać tzw. internet rzeczy, a więc sieć podłączonych do siebie urządzeń codziennego użytku, które będą komunikować się ze sobą i podejmować na tej podstawie działania bez udziału człowieka. Mowa na przykład o urządzeniach monitorujących stan zdrowia chorego, który leczy się w domu.
No i wreszcie dzięki 5G opóźnienia w przesyłaniu danych będą zdecydowanie mniejsze. Przy 4G wysłanie i odebranie sygnału zajmuje przeciętnie 50 milisekund, a w 5G zaledwie jedną. Dla przeglądania sieci w telefonie czy słuchania muzyki lub oglądania filmów z platform streamingowych, nie będzie to miało większego znaczenia. Jednak dla urządzeń zdalnych już olbrzymie – pojazd prowadzony zdalnie nie doprowadzi do wypadku, a chirurg będzie mógł wykonać precyzyjną operację przy pomocy robota na pacjencie znajdującym się w szpitalu w innym kraju.
 
Więcej stacji, ale mniejszych
Wdrożenie sieci 5G będzie wymagało dużych inwestycji infrastrukturalnych. Przede wszystkim konieczna będzie budowa gęstej sieci stacji bazowych, podobnych do tych, które obecnie obsługują system 4G i starsze. Nadajników sieci 5G będzie musiało być zdecydowanie więcej, gdyż będą one obsługiwać dużo mniejszy obszar, by móc to robić z większą dokładnością i intensywnością. Planuje się, że 5G w przyszłości będzie wykorzystywać częstotliwość 26GHz, co oznacza, że zasięg jednego nadajnika będzie sięgał jedynie 500 metrów w obszarze niezabudowanym i 200 metrów w zabudowanym. Stacji bazowych będzie musiało więc być nawet kilkukrotnie więcej niż w przypadku starszych standardów. Dzięki temu zostaną wyeliminowane, a przynajmniej ograniczone miejsca, w których są problemy z zasięgiem.
Można by dojść do wniosku, że takie zagęszczenie sieci sprawi, że będziemy w większym stopniu narażeni na działanie pola elektromagnetycznego. W rzeczywistości w niektórych przypadkach może być nawet odwrotnie – dzięki gęstej sieci nadajników urządzenia łączące się z nimi, np. trzymane w kieszeni telefony komórkowe, będą musiały emitować sygnał o dużo mniejszej mocy, by się połączyć z nadajnikiem. Gdy telefon ma niski zasięg, a więc jest daleko od najbliższej stacji bazowej, musi pracować z większą intensywnością – dlatego emituje pole elektromagnetyczne o wyższym stężeniu i zużywa więcej energii.
Mimo wszystko większa liczba stacji bazowych oraz w przyszłości urządzeń, które się będą z nimi łączyć, będzie wymagać poluzowania polskich norm dotyczących natężenia pola elektromagnetycznego (PEM). Trzeba jednak pamiętać, że obecnie dopuszczalny w Polsce poziom natężenia pola jest niezwykle niski – wynosi 0,1W/m2. Tymczasem w Niemczech, Szwecji i w większości krajów UE wynosi on 10W/m2, a więcej jest sto razy większy, a mimo to obywatele tych krajów żyją zdecydowanie dłużej. Polskie normy dotyczące PEM są jeszcze z lat 80., a od tamtego czasu zaszła prawdziwa rewolucja telekomunikacyjna.      
 
Skutki do obserwacji          
Szanse na szybkie wdrożenie tej technologii w Polsce są bardzo duże. Przykładowo standard 4G/LTE wprowadziliśmy jako jedni z pierwszych na świecie. Już w 2011 r. jeden z operatorów sieci komórkowych wprowadził LTE na rynek dla zwykłych użytkowników, a rok później umożliwił przesył danych z prędkością 150 megabitów na sekundę, co było prędkością niewyobrażalną jeszcze dekadę wcześniej. Cała budowa sieci 5G w Polsce może kosztować 20 mld zł, jednak będą to w zdecydowanej większości środki operatorów sieci komórkowych, a nie pieniądze z budżetu państwa.
Według zaleceń Komisji Europejskiej wszystkie kraje członkowskie powinny być pokryte siecią 5G do 2025 r., a w przyszłym powinna ona działać przynajmniej w jednym dużym mieście w każdym z państw. Do 1 października KE, na podstawie analiz przygotowanych przez każde państwo, przedstawi ocenę ryzyka wprowadzenia 5G w całej UE. Europejskich urzędników interesuje jednak przede wszystkim bezpieczeństwo cybernetyczne związane z wdrożeniem 5G. W przyszłym roku Polska ma rozpocząć przydział pierwszych częstotliwości 5G – na razie tylko 3,7GHz. Pod koniec przyszłego roku sieć ma zostać udostępniona w największych polskich miastach.
Do wdrożenia 5G przygotowuje się cały świat, więc Polska nawiązała w ostatnim czasie współpracę z dwoma państwami. Podczas wizyty premiera Morawieckiego w Szwecji ustalono, że szwedzki Ericsson zainwestuje w Polsce w produkcję komponentów niezbędnych do wprowadzenia 5G, a także w badania nad nimi. Najprawdopodobniej wykorzysta w tym celu jeden z polskich zakładów, z którym już współpracuje. Niemalże zaraz po powrocie do Polski Morawiecki podpisał z wiceprezydentem USA Mike Pence’em umowę dotyczącą współpracy polsko-amerykańskiej w zakresie bezpieczeństwa cybernetycznego nowej sieci.
 
Korea na tak, Belgia na nie
Jako jedna z pierwszych technologię 5G w celach komercyjnych wprowadziła Korea Południowa. W dwa miesiące zdobyła ona milion użytkowników. Z drugiej strony, wprowadzenie 5G wstrzymała Belgia, gdyż wymagałoby to zwiększenia limitu natężenia pola elektromagnetycznego, który jest tam jeszcze niższy niż w Polsce.
Jak widać, nie tylko w Polsce powstaje sprzeciw wobec nowej technologii. Nawet jeśli nie ma on uzasadnienia w faktach, przydałaby się lepsza polityka komunikacyjna rządu i jego agend w zakresie wprowadzania 5G, oparta na konkretnych wyliczeniach dotyczących natężenia pola elektromagnetycznego oraz bezpieczeństwa cybernetycznego użytkowników. Wprowadzanie nowych technologii nie powinno się odbywać na zasadzie „potem najwyżej się zobaczy”.         

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki