Łk 14, 25–33
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».
Jezus odwołuje się tu do słów, które już wcześniej wypowiedział – tuż przed sceną swojego Przemienienia (Łk 9, 27). Tam było to wezwanie dla tych, którzy chcą stać się uczniami Chrystusa. Tutaj Jezus wypowiada raczej ostrzeżenie wobec tych, którzy nie chcą nieść swego krzyża. Samo chodzenie za Jezusem nie wystarcza – potrzebne jest dzielenie Jego losu, zjednoczenie się z Jego ofiarą. Jezus wspomina o krzyżu – dla Jego słuchaczy musiało to być przerażające odniesienie. Kara ukrzyżowania była stosowana jedynie wobec zbiegłych niewolników czy piratów. Była nie tyle karą śmierci, co raczej karą powolnej, bolesnej tortury, która pozbawiała skazańca nadziei, kończyła się śmiercią z uduszenia. Przypuszcza się, że ukrzyżowany skazaniec mógł przeżyć, konając w boleściach i dusząc się nawet około tygodnia. Okrucieństwo kary ukrzyżowania sprawiało, że miała ona działać odstraszająco na wszystkich potencjalnych złoczyńców. Czytelnicy Ewangelii wiedzieli już, że sam Jezus niósł krzyż, że został ukrzyżowany, umarł i zmartwychwstał. Pierwsze pokolenia chrześcijan również doświadczały prześladowań – wierni byli krzyżowani, jak chociażby w Rzymie po wielkim pożarze wznieconym przez Nerona. Niesienie więc krzyża, przyjmowanie krzyża, o którym mówi tutaj Jezus, jest zaproszeniem do gotowości oddania życia dla Pana, do zjednoczenia się z Nim w Jego ofierze.
W opowieści trzeciego ewangelisty Jezus stopniowo podaje warunki, jakie należy spełnić, by stać się Jego uczniem: odrzucenie relacji rodzinnych i wzięcie swojego krzyża (Łk 9, 23–27.57–62), porzucenie dóbr materialnych (Łk 9, 3; 10, 4) oraz refleksja przed podjęciem misji. Ten ostatni warunek jest nowością. Decyzja o pójściu za Jezusem nie jest banalna. Powołany człowiek musi dokładnie ją przeanalizować – jak analizuje się przewidywane wydatki czy strategię wojskową.
Niektórzy egzegeci widzą w tym porównaniu aluzję do ówczesnej sytuacji politycznej. Żydowski historyk Józef Flawiusz wspomina (Starożytności żydowskie, księga XVIII, rozdział 5), że Herod Antypas rozwiódł się z córką Aretasa, króla Arabii Skalistej (Arabia Petrea), by związać się z Herodiadą. Z Ewangelii wiemy, że doprowadziło to ostatecznie do śmierci Jana Chrzciciela. Flawiusz dodaje, że oburzony Aretas wciągnął Heroda w wojnę i pokonał siły herodiańskie.
Fot. Materiały prasowe/Muzeum Izraela
Choć kara ukrzyżowania była stosowana bardzo często w starożytnym świecie (historycy wspominają o ukrzyżowaniu 6 tys. zbuntowanych niewolników podczas powstania Spartakusa w 71 r. przed Chr. czy o ukrzyżowaniu tysięcy faryzeuszy przez Piłata w latach 30. I w. po Chr.), posiadamy jednak tylko jeden dowód archeologiczny na jej stosowanie. Jest to przebita gwoździem kość pięty Johanana ben Hagakola, znaleziona podczas badań archeologicznych w Givat haMivtar (około 2,5 km na północ od Starego Miasta w Jerozolimie). Kość można obejrzeć na wystawie w Muzeum Izraela