Zastanawiam się nad tym od lat, starając się wszakże zachować elementarny krytycyzm wobec wszystkich stron. A zastanawiam się, bo wiem, jak wiele zła czynią współczesne media – coraz mniej zainteresowane opisem i interpretowaniem rzeczywistości, coraz mocniej zaś ideologiczno-politycznym formatowaniem odbiorcy. Ten zaś, tuczony jedynie słusznymi poglądami „swoich” mediów, utwierdza się w uprzedzeniach i nienawiści wobec tych zza barykady.
Degradacja społecznego klimatu postępuje, elementarna wrażliwość na myślących inaczej topnieje z tygodnia na tydzień, padają kolejne granice, także granice przyzwoitości. Co gorsza – padają bezgłośnie, bo dziennikarskie gremia nie reagują, więc medialna wolnoamerykanka kwitnie. Uprawiana jest, przyznaję, przez media różnych barw. Obłuda jednak tych, które z tolerancji uczyniły swój herb i godło, jest wręcz porażająca.
Przykłady można by mnożyć. Ostatnio jedna z autorek portalu OKO.press nie mogła dać sobie rady z pytaniem o to, „co ma zrobić wierzący rodzic, któremu Kościół zabrania zgadzać się na edukację seksualną w szkole?”. I wymyśliła: „Żeby to sprawdzić, wcielam się w rolę matki i pytam w konfesjonale, jak rozmawiać z dziećmi o seksualności. Czterech księży, cztery spowiedzi”. Super!
Tekst przygotowany na podstawie zwyczajnych rozmów z księżmi? To byłoby za słabe. Zacytowanie wypowiedzi usłyszanych podczas spowiedzi (pomijam na chwilę, że była to spowiedź udawana)? O, to już jest coś! Podobne „dziennikarskie” metody zastosowało przed laty Urbanowe „Nie”, co wówczas, jak pamiętam, wywołało jednak w środowisku szumek dezaprobaty. Dziś takie chwyty zyskują uznanie wielu medialnych macherów. Założyciele oko.press zapewniają dumnie, że chcą sięgać „do korzeni dziennikarstwa – do prawdy”. Nie wiadomo: śmiać się czy płakać…
Omawiany tekst nosi tytuł: „«Jezu, ty się tym zajmij». Poszłam do spowiedzi pytać, jak rozmawiać z dziećmi o seksie”. Nie wiem, czy zabierając się do pisania tego utworu, autorka wiedziała, czym w istocie jest dla katolika spowiedź, czy też nie była tego świadoma. Nie wiem też, w którym przypadku wystawia sobie gorsze świadectwo. Bo jeśli nie wiedziała, to dowiodła ignorancji wobec problematyki, którą wzięła na warsztat, oraz że się tego nie wstydzi. Jeśli wiedziała, to musiała być także świadoma, że cytując słowa spowiednika (nawet jeśli była to spowiedź udawana, jak precyzuje Kongregacja Nauki Wiary), popada w ekskomunikę. Biorąc jednak pod uwagę ton całego tekstu, nie wykluczam, że nawet to nie zrobiłoby na autorce większego wrażenia.
Tolerancyjni potrafią ranić – i to boleśnie. Ich ofiarami bardzo często padają katolicy – jak w tym przypadku. Niestety, oddalamy się od siebie i naprawdę nie wiem, czy i co mogłoby to odmienić.