Małżeńska codzienność pełna jest mniejszych i większych konfliktów. Nie one same w sobie są jednak problemem, a sposób ich rozwiązywania. Jak robić to skutecznie?
Typowy cykl konfliktu
Maciej notorycznie zostawia w łazience mokre ręczniki na ziemi. Jego żona Gosia albo je zbiera, przeklinając pod nosem, albo od czasu do czasu nagabuje, by to zrobił sam. Uważa to za przejaw braku szacunku, więc tym gorzej się czuje. Maciej z kolei uważa to ciągłe nagabywanie za przyczepianie się do w gruncie nieistotnego, rzadkiego problemu (chyba nie zauważa nawet, jak często to robi). W końcu dochodzi do wybuchu. Gośka krzyczy: „Mógłbyś wreszcie przestać mnie traktować jak służącą i od czasu do czasu sprzątnąć te mokre szmaty!”. Maciej obrusza się: „Jak ci takie drobiazgi przeszkadzają, to może po prostu się rozwiedź”, co żona kwituje: „Jak nie przestaniesz się zachowywać jak świnia, to w końcu to zrobię”, a mąż podsumowuje: „Może jakbyś przestała się non stop czepiać, to bym miał większą chęć to ogarnąć”.
Efekt? Przez pewien czas żona odpuszcza, a mąż odwiesza ręczniki. Atmosfera w domu robi się przyjemniejsza. Jednak za jakiś czas wszystko wraca do punktu wyjścia. Maciej zaczyna na nowo rzucać mokre ręczniki, Gosia w ciszy je zbiera, a czasem komentuje, w końcu wybucha… Z każdym wybuchem oboje czują się coraz gorzej. Wpadli w system błędnego koła. Problem nie zostaje zlikwidowany, a małżonkowie podejmują zaledwie działania pozorne, w gruncie rzeczy niepoprawiające ich relacji.
Jedynym sposobem poradzenia sobie z problemem jest zidentyfikowanie sekwencji zachowań w błędnym kole i wypracowanie strategii wyrwania się z tego systemu.
Na ile to jest ważne? Gdy zaczęto badać problem osób chorych na schizofrenię, okazało się, że gdy pacjentowi się polepsza, zwykle ktoś inny z rodziny zaczyna chorować. Z kolei badania nad skutecznością terapii pokazały, że najbliższa rodzina zwykle okazuje zadziwiająco silny opór przed zmianą, również taką, w której osoba zaburzona zmienia się na lepsze. Zjawisko oporu rodzin wobec zmian opisał w 1957 r. Don Jackson, ukuwając termin „rodzinna homeostaza”. Kolejne lata badań potwierdziły, że człowiek nie funkcjonuje jako izolowane indywiduum, lecz jego zachowania są wypadkową tego, co dzieje się w najbliższym otoczeniu (rodzina, przyjaciele). Oznacza to, że w wielu konfliktach nie wystarczy zająć się konkretnym problemem, lecz małżeństwem jako systemem, mającym określone cechy.
Zaburzony system małżeński – cykliczność
Gdy patrzymy na konflikt, możemy mieć tendencję do obwiniania drugiej osoby. „Gdyby tylko on… (zrobił lub nie zrobił czegoś), to ja… i wszystko byłoby świetnie”. Jednak problemy biorą się z tego, że robię coś w reakcji na zachowanie drugiej osoby, która z kolei reaguje na coś, co zrobiłam wcześniej. W przypadku Gosi i Macieja mamy dwa błędne koła. Mniejsze – on zostawia ręczniki na ziemi, ona klnąc pod nosem, je zbiera. Choć żona nie okazuje zdenerwowania wprost lub tylko czasem wspomni problem, mąż czuje napiętą atmosferę, odrzucenie i odreagowuje, zostawiając ręczniki na ziemi. Napięcie gromadzi się, aż w końcu żona wybucha. Małżonkowie wchodzą w drugie błędne koło: jej jest wstyd, że wybuchła i staje się z poczucia winy milsza, on chwilowo zaczyna się bardziej starać, bo czuje, że przesadził, jednak po kilkunastu dniach emocje opadają i oboje wracają do mniejszego błędnego koła.
Zaburzony system małżeński – homeostaza
Drugą cechą błędnego koła małżeńskiego jest homeostaza. Gdy błędne koło utrwali się, mimo szczerej chęci zmiany wszystko dąży do tego, by zostać po staremu. To właśnie dążenie do homeostazy – do stabilnego, spójnego systemu. Nie oznacza to oczywiście, że nic nie da się zmienić, lecz że jest to trudniejsze niż się wydaje osobom obserwującym problem z zewnątrz. Zachowania przynoszą pewną pozorną korzyść i dlatego się utrwalają. Gdy Gosia się żali, Maciej czuje się odrzucony, co wywołuje w nim bunt. Porzucanie ręczników przynosi mu chwilową ulgę, redukuje ból zranienia. W ten sposób pretensje żony wzmacniają złe zachowania męża. Gdy dochodzi do wybuchu emocjonalnego Gosi, oboje małżonkowie mają poczucie winy, więc wycofują się i wykazują pojednawcze gesty. Ta chwilowa korzyść wzmacnia cały układ.
Co jednak, gdyby tego nie zrobili? Gdyby po wybuchu zamiast podkulić ogon i próbować być miłym kontynuowali dyskusję o problemie? Być może skończyłoby się to rozpadem związku, a może przyznaliby się w końcu, że mają problem i zaczęli nad nim pracować na poważnie.
Zaburzony system małżeński – role
Kolejny element układanki małżeńskiego błędnego koła to sztywne role podejmowane przez małżonków. W zdrowych systemach ludzie też podejmują różne role, jednak adekwatnie do potrzeby chwili. Gdy mąż łapie przeziębienie, żona chwilowo wchodzi w rolę opiekuńczej mamy i przynosi mu do łóżka lekarstwa i ciepłą herbatkę. W innym momencie pod wpływem stresu żona załamuje się i wchodzi w rolę uciekiniera od obowiązków, jednak gdy problem mija (na przykład dzięki pełnej miłości pomocy męża), z powrotem powraca do roli żony – osoby dorosłej, odpowiedzialnej. W zaburzonym systemie role te są sztywne, wciąż te same. Matthew McKay, Patrick Fanning i Kim Paleg w książce The couple skills opisują kilka najczęstszych zaburzonych ról małżeńskich – ułożonych w diady.
„Psi rzep” – Uciekinier. Układ ten opisują dość dobrze memy z „przesadnie przywiązaną dziewczyną”. Widać na nich dziewczynę ze sztucznym uśmiechem wytrzeszczającą oczy, która mówi np.: „Pierwsza randka dobrze poszła, wytatuuję sobie twoje imię”. Jedna osoba z pary chce dzielić każdy moment życia z małżonkiem, druga ucieka i szuka samotności. „Uciekinier” czuje się przytłoczony ciągłą obecnością małżonka, „psi rzep” czuje się odrzucony za każdym razem, gdy druga osoba izoluje się.
Męczennik – Gwiazda. Gwiazda to ktoś o pozornie wysokim poczuciu własnej wartości, jednak podejmujący nieodpowiedzialne decyzje, dający się ponosić emocjom. Męczennik to mąż czy żona biorący na siebie odpowiedzialność za obie osoby, naprawiający jej błędy i czujący winę, gdy od czasu do czasu daje się ponieść emocjom i próbuje wyrwać z błędnego koła. Sytuacja Macieja i Gosi dobrze to ilustruje.
Obwiniający – podporządkowany. Tu z kolei mamy jedną osobę, która wciąż krytykuje i obwinia o wszelkie niepowodzenia współmałżonka i drugą, która w imię dobra wspólnego stara się podporządkować. Bierze winę na siebie, naprawia, zmienia się. Jednak nigdy nie jest wystarczająco dobrze.
Takich diadycznych, wzajemnie uzupełniających się ról jest więcej. Najważniejsze, by zastanowić się, czy role podejmowane w konkretnym małżeństwie nie są przypadkiem wciąż takie same – i np. jedno z małżonków ciągle cierpi, lecz zaciska zęby i bierze na siebie całą odpowiedzialność za atmosferę w małżeństwie.
Droga wyjścia
Pierwszy krok to zidentyfikowanie błędnego koła (kół). Czy nie jest przypadkiem tak, że mówię sobie: „Gdyby tylko on/ona przestał(a)…, to ja już bym nie…”? Jeśli tak, warto z mężem (żoną) rozpisać to błędne koło: „Gdy ty robisz A, ja czuję B, pod wpływem tego uczucia robię C, ty wtedy czujesz D i robisz E…”
Można też postarać się zidentyfikować czynniki wzmacniające ten układ czyli sprawdzić, które z zachowań z błędnego koła są sposobem odreagowania (załagodzenia) nieprzyjemnych emocji (tak jak to zostało opisane na przykładzie homeostazy Gosi i Macieja). Warto też zastanowić się, czy wchodzimy może na stałe w którąś z opisanych powyżej ról. To etap diagnozy.
Kiedy znamy już swoje błędne koło, można przystąpić do pracy. Przede wszystkim oboje zastanówcie się, co możecie zrobić innego w kluczowych punktach błędnego koła. Na przykład Gosia stwierdziła, że zamiast podnosić mokry ręcznik z podłogi lub prosić męża o podniesienie, może na przykład przydzielić jeden ręcznik dla męża i jeden dla siebie i swój chować w szafce, tak by w łazience wisiał tylko mężowski. Gdy mąż po prysznicu odwiesi ręcznik, może zauważyć to i krótko pochwalić. Maciej z kolei stwierdził, że tak naprawdę w tym wszystkim chodzi mu o potrzebę bycia akceptowanym przez żonę i bliskości. Wpadł więc na pomysł, że może dodatkowo oferować się z pomocą w różnych rzeczach i regularnie kupować jej ulubione różyczki.
Generalnie warto wymyślić kilka możliwych reakcji na „punkty zapalne” i wypróbowywać je, tak by nie wpaść w stare nawykowe odruchy. Zmiana wychodzi najlepiej, jeśli oboje małżonkowie biorą za nią odpowiedzialność i postanawiają nad tym pracować. Jednak nawet jeśli tylko jedna ze stron jest w pełni zaangażowana, samo przerwanie błędnego koła nawykowych reakcji może pomóc w poprawie relacji. Ważne jest bycie konsekwentnym. Autorzy zapewniają, że przy zaangażowaniu obojga małżonków poprawa relacji zabiera od dwóch do ośmiu tygodni. To oczywiście bardzo optymistyczne oszacowanie, ale może warto dać sobie nawzajem szansę?