Na dwa miesiące wylądowałem w klinice z diagnozą: stwardnienie rozsiane. Miałem problemy z mówieniem, poruszaniem się – wspomina po 19 latach ks. Zbigniew Woźniak. Choroba ta jest nieuleczalna, prowadzi na wózek inwalidzki, a on… normalnie funkcjonuje. Skąd czerpie siłę?
Noszą mnie na plecach
Ksiądz Zbigniew od prawie sześciu lat zarządza bursą Caritas w Szczecinku, szczerze zatroskany o wychowanie i życie duchowe podopiecznych. Wcześniej przez 15 lat był moderatorem diecezjalnym Ruchu Światło-Życie. Gdy zachorował, wiele osób otoczyło go modlitwą. – To jest cud, że żyję i zasługa modlitwy Kościoła, ludzi, którzy włożyli w to wielką miłość. Modlą się za mnie do dziś każdego dnia – mówi ks. Zbigniew. Od siedmiu lat objęty jest także duchową adopcją przez osobę, która zobowiązała się modlić za niego przez całe swoje życie. – To na początku mnie onieśmieliło, bo nie znałem tej osoby, a jej bezinteresowność mnie rozbroiła – przyznaje duchowny. – Można powiedzieć, że to dar siebie, bo ten człowiek ofiarowuje swój czas, żeby otoczyć mnie swoją troską – wyjaśnia. Ksiądz Zbigniew otrzymał również cztery „margaretki”, a więc każdego dnia ktoś inny z grupy 28 osób do końca życia będzie się za niego modlił. Natomiast z okazji 50. urodzin w prezencie duchowym grupa ludzi z diakonii modlitwy Ruchu Światło-Życie podjęła się ofiarować 50 Komunii św. w jego intencji.
Ksiądz Zbigniew mówi, że dzięki tym modlitwom nie przechodzi mu ochota na bycie księdzem. – Jestem przekonany, że ten zapał, który mam, czy siłę, by przetrwać trudne momenty w życiu duchowym bądź fizycznym, mam dzięki temu – wyjaśnia. – Ci ludzie troszczą się o ten skarb kapłaństwa, który Pan Bóg włożył w moje ręce. Może nawet nieraz bardziej niż ja w różnych momentach mojego życia. I kiedy nie daję rady, to oni mnie niosą na swoich plecach – przekonuje i mówi, że to też uczy go pokory. – Kiedy słyszę, że ktoś podjął za mnie Ekstremalną Drogę Krzyżową i przeszedł kilkadziesiąt kilometrów w mojej intencji, to nie mogę myśleć, że dobre wydarzenia w moim życiu to zasługa tego, że jestem taki świetny, ale że za tym stoi mnóstwo osób, które się za mnie modliły – mówi ksiądz. – Kiedyś, po drugiej stronie życia, poznam je wszystkie i odkryję, ile było mojej nędzy, a ile zapału, gorliwości i troski tych ludzi, którym nawet nie jestem w stanie powiedzieć dziękuję, bo nie wiem komu – dodaje. Świadomość tej modlitwy w trudnych momentach stawia go do pionu – podkreśla – bo gdyby miał podjąć złą decyzję w życiu, to zmarnowałby nie tylko swój potencjał, ale to wszystko, co zrobili dla niego ci ludzie. – To jest rodzaj kotwicy, który mnie trzyma w życiu – przekonuje dyrektor bursy. Dlatego wyraża ogromną wdzięczność wobec tych, którzy się za niego modlą, i mówi, że sam modli się w ich intencji, odprawia Msze św., wspomina w czasie liturgii godzin.
Nie spadają z nieba
W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej od 1993 r. istnieje wspólnota o nazwie Rodzina Przyjaciół Seminarium Koszalińskiego. Liczy dziś ponad 5 tysiecy osób, które duchowo i materialnie wspierają wspólnotę seminaryjną. To często ludzie przykuci do łóżek, chorzy, którzy cierpienia ofiarowują, modląc się za kleryków, księży i o nowe powołania kapłańskie.
Anna Słota należy do tej wspólnoty, a także do Odnowy w Duchu Świętym przy parafii pw. Ducha Świętego w Koszalinie. Codziennie więc modli się za księży, o nowe powołania kapłańskie i w intencji kleryków koszalińskiego seminarium. Uczestniczy w spotkaniach opłatkowych organizowanych w seminarium. – Modlitwa za kapłanów jest we mnie od dzieciństwa – mówi pani Anna. – To jest piękne, takie przyjęcie kapłana jako duchowego syna i otaczanie go nieustanną troską, modlitwą – przekonuje. Mówi, że jest szczęśliwa, że może w ten sposób odwdzięczyć się księżom za to, że dają jej Jezusa każdego dnia, pomagają trwać w wierze, uczą kochać i że dzięki nim może być bliżej nieba.
Czy dziś księża potrzebują więcej modlitwy? Pani Anna uważa, że mieli podobne problemy przed laty jak i teraz, tylko dziś upadają, bo pochodzą z rodzin i społeczeństwa, w którym coraz częściej neguje się przykazania Boże, coraz więcej jest grzechu. – Kapłani nie spadają nam z nieba, ale biorą się czasem z chorych rodzin – tłumaczy.
Na zawsze
Ksiądz proboszcz Jacek Lewiński zainicjował w parafii mariackiej w Szczecinku Parafialną Wspólnotę Modlitwy Wstawienniczej. Jej członkowie modlą się w różnych ważnych intencjach przesyłanych drogą SMS-ową. – Modlitwa wstawiennicza jest wyrazem troski o drugiego człowieka w wymiarze materialnym i duchowym. Przejawem szczególnej troski jest modlitwa wstawiennicza za powołanych do kapłaństwa, o świętość ich życia i owocność posługi – uważa ks. Jacek, który sam takiej modlitwy doświadcza. Przez trzy osoby został adoptowany do końca ich życia w Dziele Duchowej Adopcji Kapłanów. – Jeśli ktoś deklaruje, że będzie się za mnie modlił do końca życia, to jest to dla mnie motywujące i mobilizujące – mówi ks. Jacek. – To pokazuje, że są takie rzeczy w życiu, które są wieczne i na zawsze. A mnie to przypomina o wieczności tego powołania – wyjaśnia. Podkreśla również, że świadomość, iż tyle ludzi modli się za kapłanów, przekonuje ich, że nie są sami. – Wiemy to, bo widzimy ludzi w kościele, ale taka deklaracja modlitwy na całe życie to jest przecież ofiara. To nie tylko, że ktoś słucha kapłanów i mówi, że są mu potrzebni w życiu – dodaje ks. Lewiński.
Dzieło Duchowej Adopcji Kapłanów to inicjatywa osób świeckich, która rozpoczęła się dziewięć lat temu. Modlitwą objęci są biskupi, księża, zakonnicy, diakoni z Polski i z zagranicy. To już ponad 7 tysięcy kapłanów objętych modlitwą około 12 tysięcy osób. Adopcję duchową można podjąć dowolnie na tydzień, miesiąc, rok i całe życie.
Inną formą modlitwy za kapłana jest Koronka z Medjugorje w ramach apostolatu Margaretka, w którym każdego dnia tygodnia inna osoba deklaruje modlitwę w intencji konkretnego księdza. Taki dar modlitwy otrzymał ks. Adam Fulara, wikariusz parafii św. Marcina w Kołobrzegu. – Z wypadku, który zdarzył mi się kilka lat temu na motocyklu, ludzie zazwyczaj nie wychodzą żywi – mówi duchowny. Tego dnia, gdy miał on miejsce, modliła się za niego osoba, która w tym czasie przeżywała kryzys związany z tym zobowiązaniem. – Miała wątpliwości, czy te modlitwy będą w ogóle wysłuchane, a podjęła się ich na całe życie – opowiada ks. Adam. Okazało się, że wypadek był w okolicy jej rodzinnej miejscowości. – Kiedy opowiedziałem jej o tym, była bardzo poruszona, bo gdybym tam zginął, mijałaby to miejsce przez całe swoje życie. Powiedziała tylko, że dostała odpowiedź na pytanie – mówi ks. Adam i dodaje, że sam jest przekonany, że Pan Bóg był obecny w tym doświadczeniu, także w modlitwie osób świeckich w jego intencji.