Logo Przewdonik Katolicki

Jesteśmy fajni i kolorowi, więc wszystko nam wolno

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

Nie zauważyłem, aby organizacje LGBT choćby próbowały apelować do swoich zwolenników przed paradą o powstrzymanie się od wulgarności i agresji

Kolejny raz mignął mi na Facebooku wpis znajomego i lubianego przeze mnie artysty. Zabrał córkę na Paradę Równości w Warszawie. Chlubi się, że wspierali tam „wartości prorodzinne”. Aż ciśnie się na usta pytanie: czy pokazywał jej transparent zapowiadający, że „będę r… swojego mężczyznę”? Niesiony na czele pochodu. Albo czy zwrócił jej uwagę na tę samą waginę stylizowaną na monstrancję, która wzbudziła takie emocje tuż przed wyborami europejskimi w Gdańsku? Wreszcie, co myśli ten mój znajomy o przedrzeźnianiu katolickiej Mszy św. przez aktywistę gejowskiego Szymona Niemca podającego się za biskupa? To pytanie nie tylko do niego. Bywałem w swoim życiu rozliczany z napisów (głupich lub podłych) na manifestacjach, na które nie poszedłem. Ba, z którymi nie chciałem mieć nic wspólnego. Tu słyszę od znajomych, którzy byli lub się solidaryzują, że było kolorowo i wspaniale.

Trudno wytrzymać natężenie cywilizacyjnej, ideologicznej histerii, jaka się pojawiła, zwłaszcza kiedy dotyczy osób, które się zna i lubi. Nasuwa się jednak inna refleksja. Politycy obu stron uważają, że znieważanie religii na paradzie w Gdańsku to jedna z przyczyn stosunkowo wysokiej wygranej prawicy w walce o miejsca w europarlamencie. I oto środowiska mniejszości seksualnych w obliczu kolejnych wyborów idą dokładnie tą samą drogą. Tak jakby działali w ich obrębie eksponenci interesów PiS. Jest oczywiste, że kolejna przegrana liberalno-lewicowej opozycji, to kolejne cztery lata bez ustawy o związkach partnerskich. A jednak nie umieją się powstrzymać.
Można oczywiście twierdzić, że na tej paradzie nie ma jednego wyraźnego organizatora, ani straży porządkowej, że nikt nie pilnuje ani napisów, ani rozmaitych incydentów. Może. Ale nie zauważyłem, aby organizacje LGBT choćby próbowały apelować do swoich zwolenników przed paradą o powstrzymanie się od wulgarności i agresji. Nie, jesteśmy fajni i kolorowi, więc wszystko nam wolno.

Ciągną w dół nie tylko siebie, ale choćby Rafała Trzaskowskiego. Można z taką paradą w tle wygrać wybory prezydenckie w Warszawie. Wątpię jednak, aby udało się sięgnąć po prezydenturę w Polsce. A zdaje się, że Trzaskowski ma takie ambicje. W kampanii pojawi się owa fałszywa Msza i pytanie do polityka, czy to akceptował. Polacy wciąż nie akceptują. Ale co najważniejsze, aktywiści mniejszości seksualnych nie dostaną tego, czego chcą. I godzą się na to najwyraźniej. W imię swobodnej ekspresji swoich najbardziej zacietrzewionych wyznawców.
Odwet na Kościele katolickim, który im czegoś odmawia, już nie w wymiarze prawnym, a wyłącznie moralnym, chęć dekonstruowania tradycyjnej kultury, są dla nich ważniejsze niż cel polityczny. Trochę to pocieszające, bo tym samym droga do realizacji ich postulatów, łącznie z adopcją dzieci przez jednopłciowe pary, się odracza. A zarazem to zapowiedź nieustannego młócenia po głowie wszystkich Polaków niedostatecznie gorliwych w akceptacji tych postulatów. Czekają nas lata tarmoszenia się, do czego dąży zresztą również część prawicy, rozmiłowanej w wojnie kulturowej, czytaj w nieustających inwektywach.

Ja zaś wrócę do tego, od czego zacząłem. Dla mnie najsmutniejsze jest przełożenie abstrakcyjnego sporu na relacje z konkretnymi ludźmi. Jak tłumaczyć sympatycznym, wrażliwym postaciom, że zadają komuś ból? Odpowiedzą zaraz, że to nic w zestawieniu z wielowiekowymi krzywdami gejów i lesbijek. Czyli powtórzą klasyczny rewolucyjny myślowy koncept. Ja osobiście wybieram dyplomację, miękkość, tłumaczenie. Taki jestem. Ale trudno mi tłumaczyć innym swoim znajomym, że tak trzeba. I będzie coraz trudniej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki