Niestety, tak się właśnie stało: drobna iskra wywołała ogólnopolski pożar, który zajął też światowe media. Zewsząd rozległy się głosy, jaki to ten Kościół w Polsce jest zacofany, zalękniony, uprzedzony do nowoczesnego świata, bezmyślny i straszny.
Niby wiem, jak działają dzisiejsze media, jak sycącą pożywką jest dla nich to, co (także w Kościele) kontrowersyjne, nietypowe czy dziwaczne. Uznać jednak, że to małe ognisko sprzed kościoła w Gdańsku ma symbolizować stan duchowo-intelektualny Kościoła w Polsce i jako takie właśnie prezentować je Polsce i światu? To oczywiście gruba przesada, ale tak się właśnie stało, co – po zdumieniu wywołanym samym aktem palenia książkowo-amuletowego stosu – było moim zdziwieniem numer dwa.
Kolejne wywołały we mnie jeremiady niektórych publicystów, doskonale skądinąd znających życie religijne w naszym kraju, w dodatku mocno się w nie angażujących. Jeden z nich osądził, że gdański event oznacza „śmierć polskiego Kościoła”. Nie dość, że jest to po prostu bzdura wręcz piramidalna, to jeszcze uwiarygadnia strategię narracyjną czołówki polskich mediów, które pracowicie pielęgnują i wzmacniają taki fałszywy obraz.
Czwarte zdumienie to reakcja tak poważnego przecież gremium, jakim jest Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, które oceniło, że gdański eksces... „przypomina najgorsze praktyki Inkwizycji oraz palenie książek przez nazistów”, oraz zaapelowało do Episkopatu o „energiczną reakcję” i „przeprosiny”. Ciekawe, czy Episkopat przeprosi za podżeganie do nowej Inkwizycji i odetnie się on metod nazistów.
Nie bagatelizuję gdańskiego wydarzenia. Wiem też, że zbyt dużo kapłańskiej energii idzie na tropienie domniemanych (czy nawet rzeczywistych) zagrożeń, zamiast pozytywnego wykładu wiary, w tym zaangażowania na rzecz popularyzowania Biblii i kultury chrześcijańskiej. A jednak nie pojmuję, dlaczego prawdę o Kościele w Polsce miałoby obrazować pewna niefortunnie wrzucona do sieci fotka, a nie np. wielkie święto książki, jakim były w tych dniach Targi Wydawców Katolickich, w których uczestniczyło ponad 30 tysięcy osób? Mam nadzieję, że byli wśród nich członkowie Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.