Logo Przewdonik Katolicki

A może nowy model kolędy?

Monika Białkowska
FOT. ROMAN JOCHER/PAP

Jeśli coś jest głupie, ale działa – to znaczy, że nie jest głupie. A co, jeśli jest mądre – ale nie działa? Porozmawiajmy o kolędzie.

Na hasło „kolęda” mało kto reaguje entuzjastycznie. Dla księży to zapowiedź niezwykle wymagających tygodni. Dla niektórych przynajmniej wiernych – krępującego spotkania, które trzeba jakoś przetrwać. Zdarzają się chlubne wyjątki: księża, którzy lubią kolędować, wierni, którzy cieszą się na tę wizytę i potrafią szczerze z księdzem rozmawiać, kolędy, podczas której każdy ma czas i każdy wychodzi z tego spotkania usatysfakcjonowany. Ale to wyjątki. Częściej zmęczeni księża próbują nawiązać zdawkową rozmowę ze spiętymi ludźmi albo odbijają się od zamkniętych drzwi, za którymi słyszą nerwowe szepty: „Cicho bądźcie, zaraz sobie pójdzie!”.
 
Po co kolęda?
Założenia są piękne i dobre. Wizyta duszpasterska ma być okazją do wspólnej modlitwy i błogosławieństwa domów, poznania wiernych i warunków ich życia, próbą włączenia ich w życie parafii, ewangelizacją tych, którzy od Kościoła są daleko, wsłuchaniem się w głosy parafian, również te krytyczne. Realizacja tych założeń pozostawia jednak wiele do życzenia: bo parafianie nie zawsze czują się żywymi członkami Kościoła, bo ich antyklerykalne postawy zniechęcają księży, bo księża mają za mało czasu, bo wierni nie są przygotowani, by obecność księdza we własnym domu mądrze wykorzystać. A na końcu co bardziej Kościołowi niechętni i tak podsumują, że chodzi tylko o jedno – o zebranie pieniędzy. Z roku na rok po kolędzie oczekujemy coraz mniej. Wobec teoretycznej szansy stajemy bezradni, nie wiedząc, jak ją wykorzystać. Wciąż nam coś nie wychodzi, wciąż nam z kolędą niewygodnie. A po co nam spotkania, które ani nie niosą radości, ani nie pogłębiają relacji?
 
Zrezygnować?
Czy zatem z wizyty duszpasterskiej można zrezygnować? Nie do końca. Jakkolwiek mielibyśmy pokusę porzucenia jej jako bezowocnej, to proboszcza do jej przeprowadzenia zobowiązuje Kodeks prawa kanonicznego. Czytamy w nim: „Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś nie domagają – roztropnie ich korygując. Gorącą miłością wspiera chorych, zwłaszcza bliskich śmierci, wzmacniając ich troskliwie sakramentami i polecając ich dusze Bogu. Szczególną troską otacza biednych, cierpiących, samotnych, wygnańców oraz przeżywających szczególne trudności. Stara się wreszcie o to, by małżonkowie i rodzice otrzymali pomoc do wypełniania własnych obowiązków, oraz popiera wzrost życia chrześcijańskiego w rodzinach”. Tak długi cytat umieszczam tu nieprzypadkowo – ważne są bowiem niuanse.
Po pierwsze: jakaś forma odwiedzania rodzin jest obowiązkowa i nie wolno z niej rezygnować. Po drugie: prawo kościelne nie precyzuje ani czasu przeprowadzenia takich wizyt, ani ich częstotliwości. Proboszcz ma swoich parafian po prostu znać. Po trzecie: prawo łączy wizytę duszpasterską z troską o chorych, samotnych i ubogich, nie łączy jej natomiast ze zbieraniem ofiar. Dużą część tych zaleceń prawa kanonicznego księża wypełniają w ciągu całego roku, choćby odwiedzających chorych z Komunią św. Po czwarte wreszcie: spotkania, o jakich mówi Kodeks, są raczej spotkaniami spokojnymi i wymagającymi czasu. Twierdzenie, że pięć minut spędzone w czyimś domu wypełnia nakładane przez prawo wymogi troski, umocnienia i wsparcia dla rodziny, wydaje się nadużyciem.
Co zatem zrobić z kolędą? Żeby przetrwała i była owocna, coraz pilniejsze wydaje się znalezienie jej nowego modelu. Pomysły kiełkują powoli w różnych diecezjach i w różnych parafiach, często bez rozgłosu: ot, ktoś na internetowym forum podzieli się anonimowo, że jego proboszcz robi tak a tak. To one wyznaczają kierunek zmian. Wypracowanie z nich wspólnego modelu, który będzie satysfakcjonujący zarówno dla księży, jak i dla świeckich, pozostaje wciąż kwestią czasu i wymaga wysiłku tych, którzy wizytę duszpasterską chcą przeżywać jako wartość. Jedno jest pewne: coś zrobić trzeba.
 
NIETYPOWY GOŚĆ
 
PROBLEM
Stanie pod drzwiami, za które nikt nie chce go wpuścić, jest dla księdza krępujące. Wielu traktuje go jak niechcianego akwizytora i wyładowuje emocje na księdzu lub ministrantach. Część ludzi (zapewne z własnej winy, ale jednak!) jest wizytą duszpasterską zaskoczona, a co za tym idzie – nieprzygotowana. To kolejny punkt zapalny w obowiązującym modelu wizyty duszpasterskiej.
 
ROZWIĄZANIA:

  • Kolęda na zaproszenie polega na tym, że parafianie, którzy chcą przyjąć księdza, wypełniają odpowiedni formularz i zostawiają go w kościele (lub wypełniają go na stronie internetowej). Termin wizyty zostaje umówiony z księdzem.

+ ksiądz idzie tylko do tych, którzy go zapraszają
+ kolęda przestaje być obowiązkiem, a staje się wydarzeniem w życiu rodziny
+ ksiądz może zaplanować więcej czasu dla rodziny, do której idzie
 
– przyjmujących kolędę jest zdecydowanie mniej, wypełnienie formularzy wymaga większego zaangażowania
– ksiądz nie ma możliwości ewangelizowania tych, którzy być może otworzyliby mu drzwi, ale zapraszać go nie będą
– chaos organizacyjny, trudności w wyznaczeniu tras i uzgodnieniu terminów
 
INNE ROZWIĄZANIA

  • Informacja o terminie kolędy trafia do domów parafian w postaci obrazków, na przykład roznoszonych przez ministrantów czy zaangażowanych parafian. W tyłu obrazka wypisana jest data kolędy i ewentualnie inne informacje, na przykład w jaki sposób przyjąć księdza i jak składać (lub nie składać) ofiary. Obrazek ma również pasek klejący, który umożliwia przyklejenie go do drzwi w dniu, w którym odbywa się kolęda. Brak obrazka na drzwiach jest dla księdza znakiem, że w tym domu mieszkańcy nie chcą (lub z jakichś powodów nie mogą) go przyjąć. W ten sposób ksiądz nie czuje się intruzem, a mieszkańcy w czytelny, ale niewymagający większego wysiłku sposób dają sygnał, czy życzą sobie jego odwiedzin.
    Dodatkowo ksiądz może wykorzystywać współczesne możliwości technologiczne tak, żeby pośrednictwem aplikacji (np. Endomondo) można było śledzić jego trasę, zamiast przez kilka godzin stać w oknie (przydatne zwłaszcza na wsiach i osiedlach domów jednorodzinnych)

 + ten model nie wymaga od księdza umawiania się z każdą rodziną osobno, może iść „zwykłą” trasą
+ obrazek wywieszony na drzwiach nie jest wymagającą deklaracją i zawiśnie na drzwiach tych, którzy i tak powiedzą „nie” ministrantowi
+ ksiądz nie czuje się intruzem i nikogo nie zaskakuje
+ rozwiązanie nie wymaga dodatkowego wysiłku ze strony parafian, oddawania formularzy, szukania dogodnych terminów itp.
+ niechętni Kościołowi tracą argument o rzekomej akwizycji czy naprzykrzaniu się księdza. Ksiądz ma komfort pukania do tych mieszkań, w których jest oczekiwany
 
– system łatwiejszy do zastosowania na przykład w blokach, trudniejszy na wsiach czy na osiedlach domów jednorodzinnych. Można go jednak w prosty sposób zmodyfikować, umawiając się na wywieszanie przy furtkach jakiegoś niewielkiego symbolu (np. kawałek wstążki)
 
CZAS I SPOTKANIE

 
PROBLEM
Brak czasu to jedna z głównych przeszkód dla owocności wizyty duszpasterskiej. Kilka czy kilkanaście minut nie wystarczy, żeby zewangelizować tych, którzy od Kościoła są daleko. To za mało również i do tego, żeby ci regularnie przychodzący do kościoła oswoili się z nową sytuacją i poczuli w niej na tyle pewnie, żeby szczerze rozmawiać nie o pogodzie, ale o swoich problemach czy trudnościach.
 
ROZWIĄZANIE

  • Wizyta duszpasterska nie musi się odbywać w okresie Bożego Narodzenia. Można rozpocząć ją już w Adwencie. Można – podobnie jak to ma miejsce we Włoszech – jako okazję do spotkania potraktować również okres wielkanocny. Spotkania z rodzinami ksiądz może rozłożyć na cały rok i bez presji, żeby całą parafię odwiedzić w ciągu jednego roku czy nawet dwóch lat. Wizytę duszpasterską danego dnia (dla najwyżej kilku rodzin) można rozpoczynać Mszą św. w ich intencji

 + spotkania mogą odbywać się w dużo bardziej przyjaznej atmosferze. Jest czas i na modlitwę, i błogosławieństwo domu, i poczęstunek, i swobodniejszą rozmowę: na budowanie prawdziwej relacji zamiast spotkania z urzędnikiem
+ kilkuminutowa namiastka spotkania nie uspokaja sumienia księdza i nie zostawia go w poczuciu, że „zrobił wszystko, co mógł”
– mniejsza liczba spotkań
– trudności z pogodzeniem kolędowania i codziennych obowiązków duszpasterskich księdza w roku liturgicznym
 
 INNE ROZWIĄZANIE

  • Ksiądz wchodzi do każdego z mieszkań tylko na kilka minut modlitwy i błogosławieństwa. Na zakończenie dnia w jednym z domów organizowane jest spotkanie wszystkich rodzin – z opłatkiem, życzeniami, śpiewaniem kolędy i rozmową.

+ budowanie wspólnoty
+ możliwość włączenia do grupy uczestników kolędy osoby, które się krępują na przykład swoim niechodzeniem do kościoła
– rozwiązanie wymaga dobrej organizacji ze strony parafian i miejsca, w którym spotkać się może większa liczba osób
– kolęda traci charakter spotkania osobistego i możliwość rozmowy prywatnej
 
PIENIĄDZE
 
PROBLEM
Kwestia wręczania i zbierania ofiar kolędowych budzi największe emocje – przynajmniej jeśli przyjrzeć się internetowym komentarzom. W okresie kolędowym jednym z najczęściej wpisywanym do wyszukiwarki pytań jest „ile dać księdzu?”. Część księży ofiary zabiera ze stołów. Część wymaga, żeby koperty były podpisane nazwiskiem rodziny. Jeszcze inni nigdy sami po kopertę nie sięgają albo zostawiają je u jednej z następnych rodzin, w której widzą biedę. Zdarza się, choć bardzo rzadko, że wierni wręczają księdzu kopertę pustą albo wypełnioną pociętymi gazetami. Wszystkiemu towarzyszy nieprzyjemna otoczka traktowania kolędującego księdza jak inkasenta: wszystko kręci się wokół pieniędzy.
 
ROZWIĄZANIE

  • W tej chwili w Polsce w dwóch diecezjach (gliwickiej i opolskiej) wszyscy księża mają zakaz przyjmowania jakichkolwiek ofiar kolędowych. W innych diecezjach pojedynczy proboszczowie decydują się na taki krok bez polecenia swojego biskupa.

 + Z wizyty duszpasterskiej całkowicie wyeliminowany został element ofiary materialnej
– Pieniądze parafiom są potrzebne – zwłaszcza że część z ofiar przeznaczona jest na kościelne „podatki”, czyli utrzymanie kurii czy seminarium duchownego
– Całkowita rezygnacja z ofiar może w konsekwencji prowadzić do oduczenia członków wspólnoty od troski i odpowiedzialności – również materialnej! – za utrzymanie budynków parafialnych
  
INNE ROZWIĄZANIA:

  • Jedna niedziela w styczniu, kończąca okres kolędowy, przeznaczona jest na składanie ofiar z tej okazji. Ofiary składane są anonimowo do oddzielnej puszki

  • Ofiary kolędowe składane są bezpośrednio na konto parafii, na numer konta zostawiony w domu podczas wizyty. To rozwiązanie, które jest bezpieczne również dla księdza, który nie nosi przy sobie gotówki

  • Każdy darczyńca po zakończeniu okresu kolędowego otrzymuje od proboszcza imienne podziękowanie za spotkanie i złożoną przy tej okazji ofiarę

 
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    mania
    28.01.2019 r., godz. 20:16

    Odnośnie kolędy mam mieszane uczucia, są plusy ale ostatnio raczej same minusy. Może za dużo oczekuję od tej wizyty ?
    Oczekuję od księdza chociaż 10-minutoej uwagi, możliwości zadania pytania, uzyskania życzliwej odpowiedzi. Niestety jest to coraz rzadsze. Odnotowuje się obecność i po wizycie.

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki