Logo Przewdonik Katolicki

Jak stworzyliśmy potwora

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

W ubiegły weekend w USA mogliśmy obserwować polityczne trzęsienie ziemi.

Wielka Ława Przysięgłych postawiła w stan oskarżenia trzynastu Rosjan oraz trzy powiązane z Kremlem podmioty za „spisek mający na celu oszukanie Stanów Zjednoczonych”. To efekt trwającego już drugi rok śledztwa prowadzonego przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera dotyczącego wpływania przez Rosjan na wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych jesienią 2016 r.
Co to za instytucje. Pierwsza to Agencja Badań Internetowych (ABI) – firma, która wykupywała w trakcie kampanii prezydenckiej w USA ogłoszenia na Facebooku i Twitterze, które miały na celu zdestabilizowanie sytuacji w Stanach poprzez zwiększenie napięć na tle konfliktów rasowych, imigranckich czy religijnych. W slangu specjalistów firmy takie jak Agencja nazywa się farmą trolli – ponieważ zajmuje się ona opłacaniem użytkowników internetu, którzy masowo zamieszczają kontrowersyjne i nienawistne wpisy. Farmy trolli zatrudniają nie tylko ludzi, lecz również tzw. boty, czyli specjalnie programowane komputery, które zajmują się szerzeniem w sieci określonych treści, udając ludzi z krwi i kości. Skąd Agencja ma na to pieniądze? Od niejakiego Jewgienija Prigozina, który nazywany bywa... kucharzem Władimira Putina. Prigozin jest bowiem właścicielem firmy Concord Catering (również umieszczonej na amerykańskiej czarnej liście), pod tą nazwą zaś kryje się ulubiona ponoć restauracja rosyjskiego prezydenta.
Postawienie zarzutów oznacza, że prokurator Mueller znalazł przekonywające dowody na to, że m.in. kucharz Putina i jego trolle manipulowali wynikiem amerykańskich wyborów poprzez wpływanie na emocje w czasie kampanii wyborczej. Mechanizm był niezwykle prosty. ABI po jakimś ważnym wydarzeniu zwoływała dwie przeciwstawne sobie manifestacje. Następnie korzystając z niewielkich sum pieniędzy, jakie płaciły mediom społecznościowym za reklamę, promowały je, by zantagonizować Amerykanów. W trakcie śledztwa okazało się również, że dwie bardzo popularne radykalnie prawicowe blogerki (jedna z nich, podpisująca się nazwiskiem Jenna Ambrams miała aż 70 tys. fanów na Twitterze, a „jej” komentarze cytowali ważni politycy, a nawet tradycyjne media) były tak naprawdę rosyjskimi trollami.
Jeśli do tego dołożymy tzw. fake newsy, czyli fałszywe informacje, które rozprzestrzeniały się po internecie z prędkością błyskawicy, mamy obraz chaosu, który towarzyszył ostatniej kampanii w USA. Co ciekawe, Rosjanie nie wymyślili żadnej nowej technologii, za pomocą której ingerowali w wybory. Uderzyli w Zachód jego własną bronią. To my, korzystając na co dzień z mediów społecznościowych, przeglądając w sieci wiadomości itp., stworzyliśmy potwora, którego Rosjanie wykorzystali przeciwko nam. Piszę „nam”, ponieważ ostatnio Brytyjczycy, Hiszpanie i Niemcy przyznali, że zaobserwowali wzmożoną aktywność ze strony rosyjskich trolli przy okazji na przykład referendum dotyczącego brexitu, kryzysu katalońskiego czy ostatnich wyborów do Bundestagu. Liczyć, że Rosjanie nie próbują ingerować w naszą debatę publiczną, byłoby naiwnością. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki