Logo Przewdonik Katolicki

Palec boży

Wiesław Kot
FOT. JACEK DOMIŃSKI/REPORTER

Antoni Krauze czuł się reżyserem zobowiązanym. Starał się być głosem tych, którzy sami mówić nie mogą, nie umieją lub którym głos odebrano.

W środowisku mówi się powszechnie, że życie wydatnie skróciła reżyserowi praca nad filmem Smoleńsk (2016). Zapewne słusznie. On starał się złożyć hołd poległym – jako człowiek, obywatel i artysta. A tu sypały się wymagania z prawa i z lewa, żeby dostarczył ruchomy obrazek, którego można by użyć w bieżącej walce politycznej. Zły adres! To nie ten człowiek, nie ten talent, nie ta wrażliwość.
 
Drugie dno
W filmie zaczął od tonu ściszonego i od tematyki skromnej. Zadebiutował telewizyjną historyjką o prowincjonalnym urzędniczym małżeństwie (Monidło, 1970), któremu wiarę w siebie przywraca uwiecznienie swoich podobizn na obrazie olejnym – kopii ich ślubnego zdjęcia, sporządzonej przez domokrążcę-naciągacza. W momencie premiery patrzono na tę parę z pobłażliwością i wzgardą – za kiczowate „monidło” oddali połowę wypłaty. Ale dziś przez tę historyjkę prześwituje całkiem co innego: każdemu człowiekowi należy się poczucie dumy. I co komu do tego, że wyraża się ono bohomazem zdobiącym pokój gościnny?
W kameralnym Party przy świecach (1980) warszawskie małżeństwo, które ledwie wiąże koniec z końcem, postanawia raz w życiu „zastawić się, a postawić”. W mieszkaniu szefa organizują wystawne przyjęcie dla krewnych ze wsi, którym zamierzają zaświecić w oczy własnym bogactwem i powodzeniem. I tu następuje pierwsza katastrofa – na uroczystą kolację wprasza się sąsiad w piżamie (Janek Himilsbach, scenarzysta filmu), który zwykł pić szklankami, skutkiem czego pociągnął za sobą całe towarzystwo na komisariat. Do drugiej katastrofy dochodzi latem, kiedy okazuje się, że krewni ze wsi też nie mieszkają w pudełkowej willi, lecz w chałupie krytej strzechą. A na użytek krewnych z Warszawy fotografowali się przed posesją sąsiada. I znowu – w momencie premiery czytano tę historię jako zjadliwą satyrę na rodzime hucpiarstwo. Dopiero po latach doceniono ciepłą, wybaczającą ironię, nieledwie czułość, z jaką Antoni Krauze fotografuje ludzi, którym zamarzyło się, by choć przez chwilę i na niby wemknąć się do świata tych, co mają lepiej.
„Rzeczywistość w filmach Krauzego bywa nędzna i parszywa, ale nigdy nie jest karykaturą. Krauze pięknie opowiada o sprawach, które zwykle w filmach są obrzydzane, wyśmiewane. Ludzie i miejsca występują u niego z całą swoją brzydotą, ale bez ujemnej cechy zawartej w samym obrazie, bez satyry” – pisał w 1975 r. tygodnik „Film”. Rzeczywiście, Antoni Krauze, jak nikt, miał rękę do ludzi i miejsc, które wirówka społecznego awansu odsiała na margines. W filmie Palec boży (1973) szukał zrozumienia dla chłopca z „Polski C”, który w trakcie obsługi kampanii buraczanej marzy o karierze aktorskiej w dalekiej Warszawie. Przynajmniej póki się nie przekona, że „palec boży” słusznie wskazał mu życie skromne, ale z dala od zgubnego targowiska próżności.
„Istnieją w naszym kraju grupy, które z różnych względów znalazły się poza głównym nurtem życia naszego społeczeństwa. Są to najczęściej mieszkańcy prowincji, dalekich przedmieść. Jest w nich szczerość i autentyzm – cechy dość rzadkie we współczesnym świecie”, tłumaczył Krauze.
 
Rozliczanie z Polską
Ta potrzeba uwagi, jaka należy się każdemu człowiekowi, zwłaszcza zdegradowanemu i pozornie nieważnemu, narastała u Krauzego w miarę upływu lat i przybywania filmów. W sezonie 1983 z ogromnymi emocjami oglądaliśmy historię zbiorowej ucieczki pensjonariuszy z prowincjonalnego domu starców w filmie Prognoza pogody. Czasy były ciężkie i jak się dyrektorowi placówki (znakomity Witold Pyrkosz) trafił po okazyjnej cenie transport trumien, to zakupił cały i próbował po cichu przechować na strychu. Wiadomo – przydadzą się raczej wcześniej niż później. Niestety, staruszkowie się zwiedzieli, poszedł chyr, że wkrótce zaczną ich wykańczać. A o to wcale nietrudno u ludzi, którzy pamiętali obie wojny (plus kampanię 1920 r.). Zdecydowali, że nie pozwolą się wziąć żywcem. Zwieją! Pomysł paniczny i krótkowzroczny? Niby tak, ale tu się raptem okazuje, że ta chaotyczna ucieczka wyzwala u ludzi przyzwyczajonych do codziennego oczekiwania na śmierć, najlepsze dawno zapomniane cechy. Odwagę, bezinteresowność, pomysłowość, a przede wszystkim coś, co w dobie stanu wojennego chcieliśmy u nich widzieć najbardziej – solidarność. A jak władze wysłały przeciw staruszkom zmotoryzowane oddziały milicji (z helikopterem!), to już my w kinie wiedzieliśmy, o czym tak naprawdę jest ten film.
A kiedy w 2011 r. oglądaliśmy masakrę robotników Wybrzeża w filmie Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł widzieliśmy w tym filmie kropkę, którą Antoni Krauze postawił po wszystkich filmach, którymi rozliczał się z Polską. W filmie Kazik Staszewski krzyczał, że „Janek Wiśniewski padł”, ale w kolejnej zwrotce piosenki dodawał, że „to nie na darmo”, bo Janek oddał życie „za chleb i wolność, i nową Polskę”. Janek Wiśniewski, Antoni Krauze i tylu innych, podobnych...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki