Wystarczyło nie wsłuchiwać się we wrzawę rozpętaną w Izraelu i ta wrzawa zaczęła cichnąć. Optymiści uważają, że wszystko rozejdzie się po kościach. Przecież my jesteśmy Izraelowi potrzebni jako państwo najmocniej wspierające w Europie jego współczesne racje. Co więcej, optymiści widzą korzyści, choćby wzięcie Holokaustu na swoje barki przez rząd niemiecki, Pesymiści wskazują jednak na twarde oświadczenia sekretarza stanu USA Rexa Tillersona. Waszyngton też nie krzyczy. Ale czy wahając się co do jakiejś współczesnej decyzji dotyczącej interesu Polski, nie powie „nie”? Tego nie da się sprawdzić od razu. Nieśmiało tylko zauważę, że niezależnie od bilansu współczesnych zysków i strat, jest jeszcze coś takiego jak samoistna logika tego konfliktu. I skutki, których nie da się oszacować, bo odkładają się w ludzkich duszach.
Jarosław Kaczyński nieprzypadkowo przestrzegł, że antysemityzm jest zesłany przez diabła. Kiedy czytam rozważania Ewy Kurek o tym, jak to Żydzi „źle się zachowywali” podczas Holokaustu, myślę sobie, że zło tamtych czasów zatruwa nam duszę po tak wielu latach. Te rozważania trzeba czytać wraz z zainteresowaniem, z jakim takie myślenie spotyka się na prawicowych portalach. I nie uspokaja mnie fakt, że bywają one tylko bliźniaczym odbiciem rozmaitych rewelacji na temat Polaków, od jakich roi się w mediach izraelskich, zachodnioeuropejskich i amerykańskich.
Co więcej, pojawią się kolejne okazje do zadrażnień. Za kilka tygodni okrągła, 50. rocznica wydarzeń Marca ‘68. Kiedyś, w czasach „Solidarności”, uznawaliśmy go za jedną z „polskich dat”, ważnych kroków w walce z totalitarnym systemem. Dziś znaczna część prawicy kupiła wersję ówczesnej komunistycznej propagandy, że to niejasna rozgrywka na szczytach władzy. Z kolei liberalna lewica uważa tę rocznicę za własną. I okłada Marcem po głowie każdego, kto się z nią nie zgadza, porównując obecne debaty w Polsce do propagandowej kampanii Władysława Gomułki przeciw „syjonistom”. Dla środowisk żydowskich Marzec ‘68 to historia wygnania z Polski na emigrację tysięcy ludzi żydowskiej narodowości. W tej opowieści nie ma miejsca na niuanse. To nie propagandowa machina dyktatury ich wygnała. To „polski antysemityzm”. Takie interpretacje się oczywiście pojawią i będą głośniejsze, bo wzmacniane logiką innego konfliktu. Wspólnego święta nie będzie.
Zaraz potem 75. rocznica powstania w getcie. Prof. Shlomo Avineri otwarcie oskarża w Izraelu Polaków o to, że nie pomogli temu powstaniu. W tle pojawiają się całkiem infantylne interpretacje, choćby niemieckiej badaczki, która pyta Polaków, dlaczego podczas wojny „nie protestowali” przeciw zagładzie Żydów. Realia tamtej okupacji są słabo znane, nawet czołowym dyskutantom.
Powiedzieć można każdy nonsens. Ale co będzie, gdy po naszej stronie padną odpowiedzi niewiele mądrzejsze? Już widać, że cała masa ludzi zamierza na tych odpowiedziach fundować polityczno-medialne kariery. Usłyszymy, że w Marcu ‘68 nie chodziło o nic innego jak interes dawnych stalinowców, a ograniczona natura powstania w getcie, dowodzi, że Żydzi „źle się zachowywali” podczas wojny. Propaganda komunistyczna i niemiecko-nazistowska znajdzie swoich kontynuatorów. Straszne czasy wojny i złe czasy PRL staną się okazją do rytualnego obrzucania kogoś błotem.
Głupota i nieprawda zawsze znieprawiają tych, co się nimi posługują. Usprawiedliwianie się, że „oni zaczęli” ma sens tylko do pewnego stopnia. Każdy odpowiada za siebie.