Przeciwnicy PiS trzymali kciuki za panią ambasador, która oburzyła się, że ministrowie rządu PiS zamiast bronić wolności słowa krytykują dziennikarzy TVN za reportaż opisujący działanie środowisk neonazistowskich w Polsce. Z kolei sympatycy PIS uderzyli w tony dumy narodowej i suwerenności, pisząc, że żaden dyplomata nie ma prawa wtrącać się w wewnętrzne sprawy kraju.
Problem w tym, że ten schematyzm i upartyjnienie myślenia o naszej polityce zagranicznej sprawiają, że nie potrafimy wyciągać wniosków z popełnianych błędów. W pewnym uproszczeniu podział w takich sprawach przebiega zawsze według tych samych zasad. Jedni twierdzą, że zagranica zawsze ma rację. Cokolwiek by się nie działo, jakakolwiek nie byłaby sytuacja, zawsze racja jest po stronie naszych zewnętrznych przyjaciół: Brukseli, Paryża, Berlina czy Waszyngtonu. Szczególnie gdy rządzi PiS.
Z kolei z drugiej strony często mamy stanowisko, że zagranica nigdy nie ma racji. Bez względu na to, co by się nie działo, jeśli jakiś głos pochodzi z zewnątrz (dotyczy to wyłącznie głosów krytycznych), zawsze zostaje odrzucony. No chyba, że wreszcie pojawi się jakiś komplement – to wówczas sympatycy PiS nie mogą się nazachwycać, że ktoś nas pochwalił, np. prezydent Donald Trump podczas wizyty w Warszawie albo podczas przemówienia ONZ.
Paradoksalnie obie te postawy wynikają z jakichś polskich kompleksów. Pierwsza z kompleksu niższości, druga z kompleksu wyższości. Obie jednak wykluczają sensowną debatę. Prawda bowiem, jak to prawda, nie leży po stronie skrajności, tylko zazwyczaj gdzie indziej. Czasem jest tak, że krytyka płynąca z zagranicy jest słuszna – jak to było w przypadku reakcji na nowelizację ustawy o IPN dającą państwu fikcyjne narzędzia do ścigania na całym świecie osób, które przypisywałyby narodowi polskiemu odpowiedzialność za Holokaust. Ostatecznie PiS się z tego przepisu wycofał, ale upieranie się przez wiele miesięcy przy tym – w założeniu słusznym, ale w praktyce szkodliwym – zapisie doprowadziło do poważnych strat wizerunkowych Polski. Tak samo było w przypadku krytyki przymusowego wysłania na emeryturę sędziów Sądu Najwyższego. To po prostu złamanie zasad cywilizacji zachodniej i żadne powoływanie się na dekomunizację tego nie zmienia. Pewnych zasad łamać nie wolno. Ale PiS długo tego nie chciał przyjąć do wiadomości.
Czasami zaś to Polska ma rację w sporach z innymi – tak jest bez wątpienia moim zdaniem w sprawie krytyki budowy gazociągu NordStream2. Polska miała też rację, sprzeciwiając się co do zasady mechanizmowi przymusowej relokacji imigrantów (choć można to było zrobić w znacznie bardziej dyplomatyczny sposób). Ale nasza zerojedynkowa debata nie pozwala na półcienie. Przez to znacznie trudniej nam nie tylko prowadzić sensowną dyskusję, ale też rozsądną politykę zagraniczną.