Logo Przewdonik Katolicki

Technologia nie nadąża

Magdalena Woźniak
FOT. ANNA HENLY PAP PHOTOSHOP

Z dr Katarzyną Dośpiał-Borysiak o tym, czy rzeczywiście czeka nas klimatyczna apokalipsa rozmawia Magdalena Woźniak

Za nami upalne lato, a mroźnej i śnieżnej zimy na razie nie widać…
– Rzeczywiście rok 2018 zapisze się jako kolejny, kiedy odnotowywano rekordy wzrostu temperatur. W ciągu ostatnich stu lat praktycznie każda kolejna dekada była cieplejsza od poprzedniej. Naukowcy z całego świata potwierdzają więc jednoznacznie, że mamy do czynienia ze stałą zmianą klimatu. Przyczyną tego zjawiska są emisje do atmosfery gazów cieplarnianych wyprodukowanych przez ludzkość. Należy też pamiętać, że termin „globalne ocieplenie” nie jest w pełni adekwatny, gdyż pomimo ogólnego wzrostu temperatur w pewnych regionach może dojść do ochłodzenia.
 
Dlaczego dopiero teraz mówi się o tym głośno?
– Po pierwsze, obywatele zaczęli dostrzegać zmiany klimatu i zadawać pytania. Generalnie nasza świadomość rośnie, jeżeli osobiście doświadczamy danego problemu. W wielu regionach świata mieszkańcy są świadkami, ale także ofiarami, dramatycznych wydarzeń, np. powodzi, susz czy pożarów. Pojawiają się nowe schematy pogodowe – co potwierdza chociażby tegoroczne długie i upalne lato – które wcześniej nie występowały. Te zjawiska przyciągają uwagę mediów, a przez to zmiany klimatu stają się elementem szerszej debaty publicznej. Drugim czynnikiem są alarmujące wyniki badań naukowych, które jednoznacznie wskazują na to, że musimy podjąć bardzo konkretne działania. W efekcie poziom świadomości społecznej w kwestii przyczyn i konsekwencji zmian klimatu systematycznie rośnie, co skłania również decydentów do podejmowania konkretnych działań.
 
Naprawdę? Mam wrażenie, że władze państw robią w tej sprawie niewiele.
– Elity polityczne w każdym państwie muszą podjąć decyzję o tym, czy chcą rozpocząć ambitną politykę klimatyczną. W wielu sytuacjach wiąże się to z koniecznością budowy nowego modelu gospodarczego, co może rodzić znaczne koszty gospodarcze i polityczne. Musimy bowiem pamiętać, że rozwój gospodarczy ostatnich stu lat oparty był na taniej energii uzyskiwanej z ropy, gazu i węgla oraz na globalnym wzroście konsumpcji dóbr. Odejście od tego modelu oznaczałoby więc konieczność zreformowania praktycznie każdej gałęzi gospodarki oraz zachowań indywidualnych obywateli. To z kolei stanowi zasadnicze wyzwanie dla polityków, którzy mogą obawiać się decyzji, które nie znajdą akceptacji ich elektoratu. Dodatkowo pojawia się typowa rozbieżność pomiędzy stratą a zyskiem, tzn. to obecne elity musiałyby podjąć wiążące decyzje i ponieść ich koszty polityczne, ale zyski, czyli poprawa stanu środowiska naturalnego, będą odczuwalne za wiele dekad. Polityka oparta na kadencyjności i wymianie elit paradoksalnie nie rozwiązuje więc tego typu problemów długookresowych jak zmiany klimatu.
 
Ile kosztowałoby podjęcie działań ograniczających zmiany klimatu?
– Szacuje się, że całkowite zatrzymanie antropogenicznej zmiany klimatu kosztowałoby około 3 proc. globalnego PKB. Wydaje się, że jest to możliwe, biorąc pod uwagę, iż niektóre państwa wydają tyle na swoją obronę. Koszty działań ograniczających emisje gazów cieplarnianych różnią się jednak w zależności od każdego państwa. Decyduje o tym liczba ludności, poziom rozwoju przemysłowego, dostęp do surowców naturalnych, schematy konsumpcji i komunikacji.
 
A w Polsce?
– W przypadku naszego kraju głównym czynnikiem warunkującym politykę klimatyczną jest oparcie produkcji energii elektrycznej w około 80 proc. na węglu kamiennym bądź brunatnym Przejście od tzw. czarnego złota do technologii niskoemisyjnych wiązałoby się z określonymi kosztami społeczno-politycznymi, a w związku z tym nie jest brane przez większość partii pod uwagę. Warto w tym miejscu dodać, że znaczna część tego surowca jest importowana, np. z Rosji. Natomiast nakłady na transformację energetyczną często są bilansowane poprzez tworzenie nowych innowacyjnych sektorów gospodarki. Przykładem jest tzw. zielony wzrost, czyli wzrost oparty np. na racjonalnym wykorzystaniu zasobów i efektywności energetycznej, które również przyczyniają się do powstania nowych miejsc pracy. Należy pamiętać, że ekologiczna modernizacja nie może być wdrażana w sposób nagły i skokowy. Przykład możemy brać od Niemiec, które systematycznie od początku lat 80. XX w. modernizowały kluczowe gałęzie gospodarki. Warto podkreślić, że działania te zostały rozpoczęte w wyniku znacznej presji ze strony obywateli domagających się rzeczywistego, a nie deklaratywnego wdrożenia zasad zrównoważonego rozwoju.
 
Na świecie największe sukcesy w dbaniu o ekologię mają miasta, w których to mieszkańcy przejęli inicjatywę i wyznaczyli kierunki zmian. Tymczasem w Polsce chyba nie wierzymy w swoją siłę.
– Początkowo na rzecz ochrony środowiska działały nieliczne grupki aktywistów, które próbowały przekonać do swoich argumentów opinię publiczną poprzez akcje protestacyjne bądź edukacyjne. Dziś mamy do czynienia z tzw. zazielenieniem polityki i większość partii politycznych włącza do swoich programów postulaty proekologiczne. Ich praktyczne zastosowanie budzi jednak dość poważne wątpliwości. Obywatele widząc inercję władz centralnych i lokalnych, mogą więc wykorzystywać instrumenty typowe dla demokratycznego państwa, jak np. budżety obywatelskie, konsultacje społeczne czy petycje. W gruncie rzeczy to od naszej wrażliwości na problem zmian klimatu zależeć będą dalsze decyzje.
 
Zmieńmy temat. Czy jednostkowe działanie – Pani, moje – ma w ogóle sens?
– Trzeba mieć świadomość, że im więcej konsumujemy dóbr, tym bardziej przyczyniamy się do zwiększenia emisji dwutlenku węgla. Z produkcją i transportem każdego produktu łączy się bowiem konkretna emisja. Zasadnicze ograniczenie konsumpcji nie jest możliwe czy wskazane, ale na pewno można ją zracjonalizować. Rozwiązaniem może być kupowanie produktów, które wytwarzane są lokalnie, korzystanie z transportu publicznego, zakup pojazdów niskoemisyjnych, ograniczenie wykorzystania plastikowych opakowań, szukanie nowych zastosowań dla starych materiałów, sadzenie drzew czy docieplenie domu. Odpowiadając więc na Pani pytanie: oczywiście, że każde działanie ma sens. Choć niknie ono z powodu skali wyzwań, jeżeli zsumujemy tysiące, niekiedy miliony działań jednostkowych, otrzymamy wymierne wyniki.
 
Z naszym światem będzie już tylko gorzej czy jest szansa na poprawę?
– Prognozy są alarmujące. Wiemy, że nawet jeśli teraz przestaniemy emitować dwutlenek węgla,  zmiany klimatu przez kolejne dekady, a nawet stulecia będą postępowały. Jeżeli nie podejmiemy więc radykalnych działań, możemy znaleźć się na równi pochyłej. Celem społeczności międzynarodowej jest obecnie zatrzymanie wzrostu temperatury na poziomie nie przekraczającym 1,5 stopnia °C względem ery przedindustrialnej do 2100 r. Zakłada się bowiem, że wyższe wzrosty temperatur spowodują osiągnięcie punktu krytycznego, czyli sytuacji kiedy podejmowanie jakichkolwiek działań już nie będzie miało wpływu na rozregulowany system klimatyczny. Przekroczenie owego punktu może łączyć się z zasadniczym podniesieniem poziomu wód, zakwaszeniem oceanów, wzmożonym wymieraniem gatunków czy niedoborami wody pitnej. Wszystkie zsumowane czynniki prowadzić będą do zasadniczej destabilizacji w skali globu.
 
Aż trudno uwierzyć, że dysponując taką technologią, nie znaleźliśmy jeszcze jakiegoś innowacyjnego sposobu…
– W przypadku walki ze zmianami klimatu nowe technologie wdrażane są powoli, na małą skalę i wciąż są drogie. W którymś momencie wydawało się, że ludzkość znalazła sposób, żeby zmniejszyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery poprzez technologię jego wychwytywania i składowania. Okazało się jednak, że rozwiązanie to na skalę przemysłową po prostu nie działa. Technologia nie nadąża dziś za zmianami klimatu. Nie mamy sposobu, by zmniejszyć emisję w sposób tak radykalny, by przyszłość planety była zabezpieczona, mimo że pomysłów jest mnóstwo, np. odbijanie lustrami promieniowania słonecznego czy propozycja zakrywania lodowców. Jak można się domyślić, są to propozycje bardzo trudne w realizacji.
 
Czekają nas więc sceny niczym z filmów katastroficznych?
– Zmiany będą przebiegać bardzo różnie w różnych regionach świata. Jeśli chodzi o Europę, to strefa gorącego klimatu, teraz typowa dla Morza Śródziemnego, przesuwać się będzie na północ, wypierając inne strefy klimatyczne. Doprowadzi to do tego, że kraje okalające Morze Śródziemne będą cierpiały z powodu bardzo rozległych susz, co wpłynie np. na wegetację roślin i wydajność rolnictwa w tych obszarach. W Polsce będzie to skutkowało podniesieniem się dość radykalnie temperatur, wydłużeniem okresu wegetacji roślin, ale także czynnikami bardzo niebezpiecznymi, jak nagłe zjawiska pogodowe typu tornada czy powodzie. Niektóre gatunki zwierząt mogą zniknąć, w poszukiwaniu chłodniejszego klimatu migrując na północ. Również poziom wód ulegnie podwyższeniu. Już wiemy, że przez ostatnie sto lat oceany podniosły się o około 20 cm i do końca wieku podniosą się o kolejne 50-100 cm. Spowoduje to zalanie obszarów nadbrzeżnych i wpłynięcie wód do centrum kraju. Problem opisanych zjawisk nie dotyczy więc pytania „czy”, ale „kiedy” one nastąpią.
 
Do opinii publicznej docierają sprzeczne wizje tego, co nas czeka: od zwykłego pogorszenia się jakości życia na Ziemi po apokaliptyczne wizje końca świata. Z czego wynikają te rozbieżności?
– Społeczność naukowa jest pluralistyczna. Każdy zespół badawczy decyduje o przyjęciu określonego zestawu danych wyjściowych i zastosowanej metodologii przez co efekt końcowy prac może się różnić. Od 30 lat istnieje jednak Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu, który został powołany po to, żeby zbierać dane z kilku tysięcy ośrodków i zespołów badawczych i tworzyć na ich podstawie ogólne modele zmian klimatycznych. Dotychczas opublikował on pięć głównych raportów i kilkanaście mniejszych, w których przyznano, że za zmiany klimatu odpowiada człowiek. Powinniśmy więc bazować na dokonaniach właśnie tej instytucji, gdyż jej członkowie delegowani są przez rządy większości państw świata, wyniki przyjmowane są na zasadzie consensusu, a dodatkowo każdy raport weryfikowany jest przez kolejne zespoły specjalistów.
 
Przed nami szczyt klimatyczny ONZ w Katowicach. Czy możemy się spodziewać się jakichś przełomowych decyzji?
– Będzie o to bardzo trudno. Porozumienie paryskie z 2015 r., podpisane przez ponad 190 państw, do którego będziemy wracać podczas szczytu, założyło, że każde państwo podejmie działania proklimatyczne na miarę swoich możliwości. W efekcie większość państw określiła swoje indywidualne zobowiązania. Wskazano przy tym, iż co pięć lat dochodzić będzie do weryfikacji celów i podnoszenia poziomu zobowiązań. Problem polega jednak na tym, że dokument nie przewidział żadnych narzędzi przymuszenia państw do realizacji tego porozumienia. Mamy więc do czynienia bardziej z aktem woli politycznej, która nie musi zostać spełniona.
Porozumienie z Paryża ma jednak kluczowe znaczenie, gdyż jest to pierwszy dokument, który jednakowo traktuje wszystkie państwa rozwinięte i rozwijające się. Poprzednie wiążące porozumienie, czyli Protokół z Kioto, zakładało, że państwa rozwinięte mają ponieść koszty i redukować swoje emisje, natomiast państwom rozwijającym się należy nieść pomoc i zachęcać je np. do rozwijania gałęzi niskoemisyjnych. Ta wyraźna dysproporcja rodziła konkretne zarzuty ze strony części państw rozwiniętych. Musimy bowiem pamiętać, że największym emitentem są obecnie Chiny, dopiero za nimi znajdują się Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Ciężar emisji globalnych przenosi się powoli do państw rozwijających się ze względu na wzrost ich potencjału demograficznego i gospodarczego. Państwa te twierdzą jednak, że nie można pozbawiać ich możliwości rozwojowych i nakładać na ich gospodarki ograniczeń. Porozumienie paryskie miało połączyć wszystkie państwa i zachęcić je do ambitnych również wspólnych działań. W trakcie szczytu w Katowicach przełomu nie powinniśmy się spodziewać, natomiast na pewno możliwe jest przyjęcie pewnych założeń operacyjnych na najbliższe lata.
 
dr Katarzyna Dośpiał-Borysiak
Adiunkt na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego. Zajmuje się polityką klimatyczną, kwestią regionalizmu oraz integracji europejskiej. Autorka książek i artykułów poświęconych regionowi Morza Bałtyckiego

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki