– Od naszego złota w siatkówce jeszcze nie byłam u pani Wandy, ale jestem pewna, że oglądała wszystkie mecze, bo jest wiernym kibicem – mówi Urszula Kępczyk, wolontariuszka od seniorów. – A żeby poświętować, może słuchała Macieja Maleńczuka, którego bardzo lubi. Niestandardowo, bo ma przecież 93 lata – dopowiada Ula, która panią Wandę nie tylko spotkała, ale poznała.
Trzecia babcia
– Wiesz, jakie kwiaty lubi pani Wanda? – pytam, żeby zrozumieć tę relację: inną niż z pielęgniarkami, pracownikami MOPS-u czy nawet rodziną, która czasem jest, a czasem jej nie ma.
– Kwiaty? Oczywiście, że róże, herbaciane albo czerwone. Kiedy chodziłyśmy na cmentarz do jej męża, zawsze kupowałyśmy mu kwiaty, a w drodze powrotnej pani Wanda kupowała jeszcze bukiet dla siebie. Jest estetką, kocha naturę i piękno – odpowiada wolontariuszka.
– Jak się kocha naturę, mieszkając samotnie w bloku?
– Pani Wanda nie ma swojej działki, ale na niewielkim balkonie rosną kwiaty, pomidorki koktajlowe i krzew porzeczki.
– Czym zajmowała się w młodości?
– Była pielęgniarką, długo pracowała w dużym szpitalu w Lublinie. Do tej pory ma wielu znajomych, którzy rozpoznają ją na ulicy. Pani Wanda jest bardzo towarzyska. Z racji wieku trzeba jej tylko pomóc w organizacji tej „towarzyskości”.
– Wiesz, kiedy ma imieniny?
– Jak mogłabym nie wiedzieć? Przecież znamy się już trzy lata, a poza tym uważam ją za swoją trzecią babcię.
Od środy do środy
Ula Kępczyk pracuje w lubelskim oddziale Stowarzyszenia mali bracia Ubogich, które za cel postawiło sobie ocieplanie starości radosnym towarzystwem wolontariuszy. Chętne osoby odwiedzają podopiecznych raz w tygodniu. Rozmawiają, czytają, wspólnie gotują, czasem pomilczą. Ponadto w każdą środę zapraszają seniorów do biura stowarzyszenia. – Jutro na przykład będzie spotkanie imieninowe wszystkich solenizantów październikowych. Panie Teresy i Jadwigi, ale także ja sama, przyniesiemy ciasto – zapowiada Ula. – Poza świętowaniem mamy też regularne spotkania z psychologiem, który porusza „tematy senioralne”, jak stres, bezsenność, wspomaganie pamięci. Zapraszamy też innych specjalistów, choćby fizjoterapeutów czy osoby od profilaktyki i protetyki słuchu. Seniorzy lubią pograć w planszówki, a faworytem jest „Bingo”. Jednak nie to jest najważniejsze – uważa Ula – ale już sam fakt, że mają pretekst, by wyjść z domu. Ubierają lepsze bluzki, panie robią sobie włosy i malują się. Cieszą się z tego, czekają na to. A potem mówią, że żyją od środy do środy.
Pianino na cztery ręce
Koleżanką Uli po „wolontariackim” fachu jest Aleksandra Czupryńska, aktualnie studentka VI roku medycyny. Wraz z 85-letnim panem Henrykiem, emerytowanym pracownikiem oddziału numizmatycznego lubelskiego muzeum, stanowią duet kulinarno-muzyczny. – Gdy go odwiedzam, pan Henryk zawsze częstuje mnie czymś smacznym. Ale lubimy też przygotować coś wspólnie. Na razie specjalizujemy się w różnego rodzaju placuszkach – śmieje się Ola. – Nieodłącznym elementem naszych spotkań są i koncerty. Pan Henryk pięknie gra na pianinie, a ja jestem jego pilną uczennicą. Teraz uczy mnie piosenek Czerwonych Gitar. Na cztery ręce potrafimy zagrać jego autorski utwór pt. Polka na czarnych klawiszach – dodaje studentka.
Ola przyszła do małych braci Ubogich po tym, jak półtora roku temu zmarła jej babcia. Brakowało jej kontaktu z osobami starszymi, od których czerpie mądrość, życiowe doświadczenie i nie jest jej wstyd poprosić je o radę. Pan Henryk znalazł w Oli fankę jego okazałej biblioteczki (nawet na medycynie nie zgromadziła tylu książek) i wdzięczną słuchaczkę. – Opowiada mi o swoich problemach, samotności. Choć bardzo lubi ludzi, nie może często wychodzić z domu, bo to dla niego duży wysiłek. Skoro więc on nie może przyjść do nas, to ja chodzę do niego. I wiem, że kiedy mnie nie ma, to po prostu tęskni. Nie mogę się doczekać naszego jutrzejszego spotkania po dość długiej, wakacyjnej przerwie. Podobno pan Henryk chce mi zrobić niespodziankę. Słyszałam, że „dla swojej Oleńki” napisał piosenkę…
Franciszkowa inspiracja
Lubelska oferta dla seniorów (podobnie jak w każdym innym mieście) jest bogata: kluby seniora, uniwersytety trzeciego wieku, wycieczki, wieczorki filmowe i taneczne oraz inne atrakcje. Stąd prosto do wniosku, że samotna starość najbardziej boli na wsiach i w małych mieścinach. Jednak to wniosek zbyt uproszczony, bo chorobą towarzyszącą samotności w wielkich miastach jest anonimowość. „Gdybym mieszkała na wsi, wiedziałabym komu pomóc. A tu gdzie szukać seniorów? Dzwoniąc od drzwi do drzwi w starym bloku z wielkiej płyty?”.
Takim wątpliwościom nie poddała się Barbara Syrek, pomysłodawczyni krakowskiej inicjatywy „Sieć pomocy”. – „Sieć” zaczęła się od wolontariatu przy Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Na ich zakończenie uczestniczyłam w spotkaniu dla wolontariuszy w Tauron Arenie. Papież Franciszek powiedział wtedy, żebyśmy rozmawiali z osobami starszymi, a jeśli nie mamy ich w rodzinie, to żebyśmy poszukali wśród sąsiadów. I korzystali z ich wiedzy i doświadczenia – opowiada Basia. – Czułam jakby Ojciec Święty mówił o mnie i do mnie. Pochodzę z Podkarpacia. Tam została jedna moja babcia, z którą z racji dzielącej nas odległości nie spotykam się często. A ja mieszkam w Nowej Hucie, gdzie żyje wielu seniorów. Gdyby nie to, że mają psy, pewnie nawet nie wychodziliby na spacer – dodaje.
Sieć pomocy
Droga od impulsu Franciszka do „Sieci pomocy” była krótka, dość prosta i przyjemna. Basia znalazła księdza, który zaproponował przedstawienie inicjatywy swoim starszym parafianom. Potem były szkolenia m.in. z empatycznej komunikacji i pierwszej pomocy przedmedycznej. Przyszli wolontariusze dowiedzieli się, że seniorzy ponarzekają nie tylko na swoje kiepskie zdrowie, ale przede wszystkim na samotność. A oni nie mogą udawać, że tego nie słyszą. Wreszcie przyszedł czas na ogłoszenia parafialne i pierwsze spotkania, na które wolontariusze szli w towarzystwie proboszcza. – U nas „klucz parafialny” sprawdził się świetnie. My łatwo znaleźliśmy seniorów, korzystając z podpowiedzi księdza, który przecież zna swoją parafię, a seniorzy szybko nam zaufali, kiedy widzieli, że mamy poparcie „z góry” – mówi Basia. – W „Sieć pomocy” może się zaangażować każdy. U nas działają osoby po studiach do 35. roku życia, ale też panie emerytki, które wolą to zamiast oglądania telewizji i rozwiązywania krzyżówek. Jest nas zaledwie dziewięć osób, ale gdyby taki zespół działał przy każdej parafii, to byłoby coś! A skoro u nas się udało, to dlaczego nie miałoby zadziałać gdzie indziej?
Basia spotyka się z 89-letnią panią Alicją. – Moja podopieczna często opowiada o swoich korzeniach i o wojnie, którą przeżyła jako dziecko. Być może nigdy nie miała z kim o tym porozmawiać. Pani Alicja pochodzi z Drohobycza i chciałaby, aby jej historia nie została zapomniana. Z drugiej strony jest tak bardzo ciekawa teraźniejszości. Chce wiedzieć, że poza jej mieszkaniem, jest inny świat, w którym nadal toczy się życie – mówi wolontariuszka.