Logo Przewdonik Katolicki

Papież z sąsiedztwa

Szymon Żyśko
FOT. ASSOCIATED-PRESS-EAST NEWS

W stuleciu wielkich papieży on prześlizgnął się przez Spiżową Bramę niczym szara mysz. Świadomość własnych braków nie sprawiała mu jednak przykrości, bo służby Kościołowi nie postrzegał w kategoriach ambicji. Zapomniany następca Piotra, o którym dziś pamięta już chyba tylko Bóg.

Albino Luciani to człowiek, którego w naszych współczesnych kategoriach okradziono ze wszystkiego: z życia, tożsamości, a nawet z własnej historii. Dlaczego? Bo mówimy o nim zazwyczaj w kontekście jego krótkiego pontyfikatu lub – rzekomo – „tajemniczej” śmierci, a jedyny przydomek, na jaki sobie zasłużył, to banalne określenie „uśmiechnięty papież”. Przez większość z nas traktowany jest wyłącznie jako papież przejściowy, przygotowujący miejsce dla swojego „wielkiego następcy”. Nawet wyszukiwarka internetowa nie dowierza, że poszukujemy informacji o Janie Pawle I, sugerując: „czy chodzi ci o Jana Pawła II?”. Dlatego wielu z nas puka się w czoło, słysząc o wyniesieniu go na ołtarze. Wymysł następców czy niewiele znaczący gest, ukłon w stronę mało znanego papieża? Bynajmniej. Jan Paweł I to papież, którego świadectwo świętości ma szczególny wymiar dla Kościoła dzisiaj – w epoce ludzi sukcesu.
Papieżem był zaledwie 33 dni, zostawiając po sobie cztery katechezy na „Anioł Pański” oraz kilka listów i homilii. Tak naprawdę poznajemy go na nowo dzięki pontyfikatowi papieża Franciszka, który chętnie go cytuje. Dzieli ich 35 lat, łączy wiara w Boże miłosierdzie. Chociaż Jan Paweł I nie wydał żadnego oficjalnego dokumentu, to jego proste życie jest streszczeniem wszystkich encyklik i adhortacji napisanych przez Franciszka. Albino Luciani przeżywał radość Ewangelii, miał ogromne współczucie dla stworzeń, a jego świętość okazała się tą najprostszą – z sąsiedztwa.
 
Wiara zrodzona z niewiary
Albino Luciani wychował się w ubogiej robotniczej rodzinie, praktycznie bez ojca, który większość czasu spędzał na emigracji zarobkowej. Matczyna religijność mieszała się w domu z głęboką niechęcią do Kościoła i antyklerykalizmem ojca. Momentem próby w ich relacji stała się jego decyzja o wstąpieniu do seminarium. Nawet dla niego samego zaskoczeniem było, z jakim spokojem i zrozumieniem przyjął to ojciec, który choć nie miał zaufania do Kościoła, to miał je do syna i szanował jego pragnienia. Te proste gesty miłosierdzia w życiu, otworzyły go na przyjęcie miłosierdzia Bożego.
Sytuacja ta przypomina inną sprzed kilku miesięcy, gdy kilkuletni chłopiec płacząc, pytał papieża Franciszka: „Czy mój tata ateista jest w niebie?”. Ojciec Święty ogromnie się wzruszył, przytulił go i powiedział mu: „Twój tata nie miał daru wiary, nie był wierzący, ale cię ochrzcił, a to znaczy, że miał dobre serce. Oto twoja odpowiedź. Znacznie łatwiej jest ochrzcić swoje dzieci wierzącemu niż ateiście. To na pewno bardzo ucieszyło Pana Boga”. Niewierzący tata Jana Pawła I nie zabronił mu podążać za Bogiem. To ukształtowało serce przyszłego papieża – zawsze otwarte na ludzi ubogich w wiarę.
 
Pasterz, który lubił wymykać się do swoich owiec
Zdolny młody ksiądz zaraz po święceniach rozpoczął pracę na doktoratem, ale nawet gdy go ukończył, najlepiej czuł się na parafii pośród prostych ludzi. Gdy wikariusz ubogich – jak nazywano Lucianiego – został biskupem Vittorio Veneto, dla niego samego nie zmieniło się nic, ale dla Kościoła wiele. Jako swoje zawołanie biskupie przyjął słowo „pokora”, a w pierwszej homilii powiedział: „Wybór padł na mnie, ponieważ niektóre rzeczy Pan woli pisać w pyle niż w brązie i marmurze. Jeśli więc ów napis przetrwa, będzie jasne, że to zasługa wyłącznie Boga”. Zamieszkał w surowej celi, a do wiernych przychodził w prostej wielokrotnie cerowanej sutannie. Najczęściej odwiedzał chorych, kalekich, więźniów i robotników.
Dwór biskupa przemienił w tętniący życiem dom, dbał o każdego. Pewnego razu podczas odwiedzin sekretarza zostawił domownikom taką prośbę: „Proszę o przygotowanie świeżego makaronu dla sekretarza. Dla mnie, siostro, wystarczy zupa, która została wam z wczorajszego posiłku, oraz miska mleka”.
Wkrótce jednak ubogiego biskupa czekało kolejne zaskoczenie i został on wyniesiony do godności patriarchy Wenecji oraz kardynała.
 
Kościół był jego domem
Nie jest żadną tajemnicą, że choć Jan Paweł I przyjął wybór na papieża, w głębi serca wcale go nie chciał. Podobno na konklawe przyjechał autobusem, jedynie z małą walizką. Swoją cichą rewolucję zaczął już w chwili, gdy błogosławił „Miastu i Światu”. Dotychczasowe papieskie „My” – podkreślające majestat głowy Kościoła – zamienił na proste „ja”. Mówił z serca, pełen świadomości, że sam ma tak niewiele do zaoferowania Kościołowi poza prostą służbą. Tłumacząc, dlaczego przyjął podwójne imię, raz jeszcze pokazał ogromny dystans do samego siebie: „Nie mam ani mądrości serca papieża Jana, ani przygotowania i kultury papieża Pawła, ale jestem na ich miejscu i mam służyć Kościołowi. Mam nadzieję, że pomożecie mi swoimi modlitwami”. I wierni posłuchali prostego papieża, modląc się za niego dniami i nocami.
Choć formalnie nie zdążył ogłosić założeń swojego pontyfikatu, katechezę wygłoszoną przed modlitwą „Anioł Pański” 10 września 1978 r. można uznać za cały jego program. „Jesteśmy ze strony Boga podmiotem miłości nieznającej granic. Wiemy, ma zawsze otwarte oczy i patrzy na nas, także kiedy wydaje się, że jest noc. Jest ojcem, co więcej jest matką. Nie chce uczynić nam nic złego, chce nam czynić tylko dobro. Dzieci, jeśli są chore, mają dodatkowy powód, aby być kochanymi przez matkę. Także my, jeśli jesteśmy chorzy na zło, mamy jeden powód więcej, aby być kochanymi przez Pana” – mówił do wiernych. W patriarchalnej rzeczywistości, w której liczyły się jeszcze wpływy i dostojeństwa, on przypomniał, że Bóg nie posiada płci ani względów, będąc jednocześnie sprawiedliwie kochającym ojcem oraz czułą i miłosierną matką. To jakby ktoś postawił nam przed oczami sławny obraz Rembrandta Powrót syna marnotrawnego, gdzie przygarniający ojciec ma jedną dłoń męską, a drugą wyraźnie delikatniejszą – kobiecą. Jan Paweł I doświadczał takiego Boga przez całe swoje życie i takim chciał się dzielić z całym Kościołem.
 
Przyszedł niespodziewany, odszedł po cichu
Dopiero poznając bliżej jego historię, możemy zrozumieć, co kryje w sobie przydomek „uśmiechnięty papież”. Uśmiechać się prawdziwie potrafi jedynie człowiek pokorny, który przyjmuje swoje życie takim, jakie ono jest. Człowiek prostolinijny i wielkoduszny, który ma tylko jedno życie i z pasją je realizuje; który niczego nie ukrywa, nie pokłada nadziei w złudzeniach. Wreszcie człowiek, który nie tylko głosi Boże miłosierdzie, ale sam je przyjmuje. Za tym uśmiechem nie kryje się wesołek i kawalarz, ale ktoś pogodzony ze wszystkim, czego doświadcza. Człowiek potężny swoim zaufaniem do Boga.
Co miał na myśli Bóg, zestawiając obok siebie jeden z krótszych oraz dłuższych pontyfikatów? Być może chciał nam uzmysłowić, że wszystko jest w Jego rękach – a zwłaszcza Kościół. Wiele osób zarzuca „uśmiechniętemu papieżowi”, że nie zrobił niczego wielkiego, czym mógłby zasłużyć na świętość. Ale może właśnie dlatego jest on nam potrzebny i daje wielką nadzieję. Jeśli zostanie wyniesiony na ołtarze, to będzie jednym z patronów niezasłużonej świętości – jedynej, jaka istnieje i czeka nas wszystkich.
Według lekarzy Jan Paweł I zmarł spokojnie we własnym łóżku, pisząc homilię. Nie cierpiał, a na jego twarzy pozostał subtelny uśmiech i pełne pokoju spojrzenie. Na kartkach, które trzymał w dłoni, siostra Margherita dostrzegła słowa z Ewangelii św. Mateusza: „Oto żarłok i pijak”. Zapewne rozważając te słowa, papież odniósł je najpierw do siebie – to dla nas naturalny kierunek czytania słowa Bożego. Mimo to odszedł uśmiechnięty. Widać nie bał się nawet najgorszej prawdy o swoich grzechach, bo wiedział, że to nie jest prawda o nim samym. Tej doświadczył w zetknięciu z Bożym miłosierdziem.
 



Szymon Żyśko publicysta i dziennikarz portalu Deon.pl. Autor książki Po tej stronie nieba. Młodzi Święci (wydawnictwo WAM). W wolnych chwilach grafik i pasjonat reportażu. Pisze o ludziach i ich historiach na blogu: nothingbox.pl
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki