Grzechami ludzi Kościoła trzeba się zająć, ale nie kosztem głoszenia Ewangelii. Od 21 do 24 lutego przewodniczący episkopatów z całego świata spotkają się z papieżem, żeby rozmawiać o wykorzystaniu seksualnym nieletnich przez duchownych. Synod o młodzieży odbędzie się tak, jak był zaplanowany.
Młodzież kontra księża
Synod o młodzieży, który rozpocznie się w październiku, planowany był od dawna, ale właśnie teraz wywołał dyskusję. Najpierw abp Charles Chaput z Filadelfii zaapelował do papieża Franciszka o jego odwołanie. Przekonywał, że w świetle kryzysu i nadużyć w Kościele będzie on niewłaściwy, a biskupi nie będą mieli na nim żadnej wiarygodności. Wezwał również do zwołania w to miejsce synodu o życiu biskupów. Bp Philip Egan z Portshmouth napisał do Franciszka podobny list. Proponuje, by synod „poświęcił się tożsamości bycia księdzem i biskupem, opracowywaniu wskazówek dotyczących stylu życia i wspierania celibatu oraz ustalaniu odpowiednich form odpowiedzialności kapłańskiej i biskupiej”. Inicjatywę tę poparł również bp Joseph Strickland z diecezji Tyler w USA i kilku innych biskupów. W obliczu ostatnich skandali dotyczących wykorzystania seksualnego w Irlandii i Stanach Zjednoczonych, a wkrótce zapewne i w Niemczech (25 września w Fuldzie dramatyczny raport na ten temat ma przedstawić kard. Marx) głosy o tym, żeby zająć się przede wszystkim tą sprawą, wydają się rozsądne. Dlaczego mimo wszystko papież uznał, że to zły pomysł? Dlaczego, choć zwołuje do Rzymu przewodniczących episkopatów z całego świata, nie rezygnuje z Synodu o młodzieży – mimo oskarżeń o niewiarygodność?
Ile mogą biskupi?
Po co w ogóle są synody? Demokracja, monarchia, dyktatura to ustroje świeckie. W Kościele ustrojem jest prymat papieża i kolegialność. Prymat to pierwszeństwo biskupa Rzymu w przewodzeniu Kościołowi. Kolegialność oznacza, że najwyższą władzę w Kościele sprawuje całe kolegium biskupów w jedności z papieżem i pod jego przewodnictwem. Ich relacja jest nierozłączna. Soborowa konstytucja Lumen gentium stwierdza, że „Biskup Rzymski (…) ma pełną, najwyższą i powszechną władzę nad Kościołem i władzę tę zawsze ma prawo wykonywać w sposób nieskrępowany. Stan zaś biskupi (…) stanowi również razem z głową swoją, Biskupem Rzymskim, a nigdy bez niego, podmiot najwyższej i pełnej władzy nad całym Kościołem”.
Synody biskupów to nic innego, jak sposób realizowania kolegialności w Kościele. Choć wiele decyzji papież mógłby podejmować sam, bo ma taką władzę – lepsze jest, gdy chce w to angażować biskupów z całego świata, w imię wspólnego podejmowania odpowiedzialności za Kościół. Synody mają budować jedność biskupów z papieżem, ale też służyć mu pomocą i radą, rozpatrywać przedstawione na nim sprawy i wysuwać wnioski. Do papieża jednak należy głos decydujący, bo to on wydaje konkretne dekrety lub zatwierdza postanowienia synodu. Papież Franciszek nie wzywa biskupów na dywanik. Chce razem z nimi stanąć i zmierzyć się z problemami – i razem z nimi głosić Ewangelię.
Niewiarygodni?
Biskupi obawiają się, że ich głos na synodzie – w obliczu ujawnienia wielkiego grzechu w Kościele – nie będzie wiarygodny. Wiarygodność Kościoła nie opiera się jednak tylko na jego świadectwie moralnym. Gdyby tak było, można by łatwo uznać, że skoro prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa głoszą ludzie, którzy są grzeszni, to zmartwychwstanie się nie wydarzyło i nie ma mocy przemiany świata i życia człowieka. Gdyby na tym jedynie opierała się wiarygodność Kościoła, ten już dawno przestałby istnieć. W każdym wieku bowiem byli w nim i święci, i grzesznicy. Kościół tymczasem, choć pełen grzesznych ludzi, trwa dwa tysiące lat – jeden, mający moc odmieniać życie ludzi tak, by chcieli żyć Ewangelią, niosący orędzie o miłości miłosiernej. To się nie zmienia od samego początku Kościoła – i mimo grzechu, który również w tym Kościele obecny był od początku.
Kościół jest żywy
To właśnie orędzie o Jezusie Zmartwychwstałym, orędzie miłości i pokoju, jest tym, czego Kościół nie może przestać głosić, jeśli nie chce stracić swojej wiarygodności. Uznanie własnej grzeszności jest ważne. Dołożenie wszelkich starań, by ludzie Kościoła nie krzywdzili bezbronnych, a winni zostali ukarani, jest palącą wręcz potrzebą. Nie może to jednak oznaczać, że Kościół ma się zajmować wyłącznie tym tematem – a nierozwiązanie problemu grzechu odbiera mu prawo mówienia o Ewangelii. Mówienie o strukturach, hierarchii, formach sprawowania posługi biskupiej czy stylu życia kapłanów jest wtórne i ma służyć wyłącznie czystości głoszenia orędzia Jezusa.
Czy zajmowanie się młodzieżą, ich wiarą i rozeznawaniem powołania jest zatem, jak twierdzą piszący do papieża hierarchowie, niepotrzebne w momencie kryzysu? To właśnie ono jest niezbędne, bo stanowi potwierdzenie, że Kościół – mimo kryzysu! – wciąż jest żywy. Wciąż wierzy w wielkość skarbu, który w sobie niesie i wciąż czuje się przynaglony do tego, by skarbem tym dzielić się ze światem.
Świadek miłości?
A opracowanie „wskazówek dotyczących stylu życia i wspierania celibatu”? To wszystko już było. W roku 1959 papież Jan XXIII zwołał Synod Rzymski, który wypracował między innymi propozycje dotyczące dyscypliny życia duchowieństwa. W praktyce – jak wspominają świadkowie – biskupi dyskutowali o kształcie butów i kapeluszy dla księży, w Rzymie wyznaczono tylko kilka restauracji, do których wolno im było chodzić, a kino było na liście rozrywek zakazanych.
Nie były to wówczas tematy nowe również w Polsce. Już w 1897 r. bp Stanisław Pelczar wydał Rozmyślania o życiu kapłańskim, w których zaleca księżom, by dla zachowania czystości nie wylegiwali się w łóżku i w miękkiej pościeli, nie kładli na poobiednią drzemkę, a kiedy rozbierają się do kąpieli, pamiętali o obecności Anioła Stróża. Kobietom nie powinni się przypatrywać ani rozmawiać o ich urodzie. Jeśli pojawią się w ich wyobraźni twarze owych kobiet, powinni iść na cmentarz i wyobrażać sobie, czym staną się one po śmierci. Powinni również być ostrożni i przy powitaniu nie ściskać kobietom ręki zbyt mocno ani zbyt długo, nie żartować, nie mówić im komplementów i nie tańczyć – nawet w konfesjonale mówić do nich surowo i krótko. Wszystko to w imię czystości kapłana i zachowania celibatu. To oczywiście jest ważne, ale czy najważniejsze w Kościele? Czy Kościół, w którym ksiądz w konfesjonale traktuje mnie „surowo i krótko” w obawie, żebym go nie zgorszyła samą swoją obecnością, będzie dla mnie bardziej wiarygodnym świadkiem zmartwychwstania Jezusa i Jego miłości?
Między duchem a strukturą
Synod Rzymski przeminął bez echa i dziś trudno nawet znaleźć jego dokumenty. Jan XXIII świadomy, że nie o to chodziło, szybko zwołał Sobór Watykański II, który od wyznaczania sztywnych reguł życia dla księży odszedł. Zajął się za to Objawieniem, odnową liturgii, Kościołem we współczesnym świecie. Jeśli mówił o odnowie życia zakonnego czy formacji kapłanów, to nie o kapeluszach czy unikaniu kobiet, ale o naśladowaniu Chrystusa, czytaniu znaków czasu tak, by skutecznie nieść pomoc ludziom, budzeniu powołań, formacji duchowej – i o tym, że odnowa ducha powinna iść zawsze przed odnową struktur.
Fakt, że papież nie posłuchał głosów wzywających go do odwołania Synodu o młodzieży jest znakiem, że zachowuje on te właśnie soborowe priorytety. Pozostaje mieć nadzieję, że w tym samym kierunku pójdą również biskupi z całego świata na lutowym spotkaniu w sprawie wykorzystania seksualnego. Bez odnowy ducha i wewnętrznego nawrócenia żadne zewnętrzne formy nie będą skuteczne.