Logo Przewdonik Katolicki

Siła grzechu, siła miłości

Monika Białkowska
fot. Paul Haring CNS

Biskupi nie powinni zajmować się młodzieżą, bo pilniejszą sprawą w Kościele są przestępstwa seksualne wobec nieletnich? Franciszek pokazuje, że grzech nie zamyka chrześcijanom ust.

Grzechami ludzi Kościoła trzeba się zająć, ale nie kosztem głoszenia Ewangelii. Od 21 do 24 lutego przewodniczący episkopatów z całego świata spotkają się z papieżem, żeby rozmawiać o wykorzystaniu seksualnym nieletnich przez duchownych. Synod o młodzieży odbędzie się tak, jak był zaplanowany. 

Młodzież kontra księża
Synod o młodzieży, który rozpocznie się w październiku, planowany był od dawna, ale właśnie teraz wywołał dyskusję. Najpierw abp Charles Chaput z Filadelfii zaapelował do papieża Franciszka o jego odwołanie. Przekonywał, że w świetle kryzysu i nadużyć w Kościele będzie on niewłaściwy, a biskupi nie będą mieli na nim żadnej wiarygodności. Wezwał również do zwołania w to miejsce synodu o życiu biskupów. Bp Philip Egan z Portshmouth napisał do Franciszka podobny list. Proponuje, by synod „poświęcił się tożsamości bycia księdzem i biskupem, opracowywaniu wskazówek dotyczących stylu życia i wspierania celibatu oraz ustalaniu odpowiednich form odpowiedzialności kapłańskiej i biskupiej”. Inicjatywę tę poparł również bp Joseph Strickland z diecezji Tyler w USA i kilku innych biskupów. W obliczu ostatnich skandali dotyczących wykorzystania seksualnego w Irlandii i Stanach Zjednoczonych, a wkrótce zapewne i w Niemczech (25 września w Fuldzie dramatyczny raport na ten temat ma przedstawić kard. Marx) głosy o tym, żeby zająć się przede wszystkim tą sprawą, wydają się rozsądne. Dlaczego mimo wszystko papież uznał, że to zły pomysł? Dlaczego, choć zwołuje do Rzymu przewodniczących episkopatów z całego świata, nie rezygnuje z Synodu o młodzieży – mimo oskarżeń o niewiarygodność?

Ile mogą biskupi?
Po co w ogóle są synody? Demokracja, monarchia, dyktatura to ustroje świeckie. W Kościele ustrojem jest prymat papieża i kolegialność. Prymat to pierwszeństwo biskupa Rzymu w przewodzeniu Kościołowi. Kolegialność oznacza, że najwyższą władzę w Kościele sprawuje całe kolegium biskupów w jedności z papieżem i pod jego przewodnictwem. Ich relacja jest nierozłączna. Soborowa konstytucja Lumen gentium stwierdza, że „Biskup Rzymski (…) ma pełną, najwyższą i powszechną władzę nad Kościołem i władzę tę zawsze ma prawo wykonywać w sposób nieskrępowany. Stan zaś biskupi (…) stanowi również razem z głową swoją, Biskupem Rzymskim, a nigdy bez niego, podmiot najwyższej i pełnej władzy nad całym Kościołem”. 
Synody biskupów to nic innego, jak sposób realizowania kolegialności w Kościele. Choć wiele decyzji papież mógłby podejmować sam, bo ma taką władzę – lepsze jest, gdy chce w to angażować biskupów z całego świata, w imię wspólnego podejmowania odpowiedzialności za Kościół. Synody mają budować jedność biskupów z papieżem, ale też służyć mu pomocą i radą, rozpatrywać przedstawione na nim sprawy i wysuwać wnioski. Do papieża jednak należy głos decydujący, bo to on wydaje konkretne dekrety lub zatwierdza postanowienia synodu. Papież Franciszek nie wzywa biskupów na dywanik. Chce razem z nimi stanąć i zmierzyć się z problemami – i razem z nimi głosić Ewangelię. 

Niewiarygodni?
Biskupi obawiają się, że ich głos na synodzie – w obliczu ujawnienia wielkiego grzechu w Kościele – nie będzie wiarygodny. Wiarygodność Kościoła nie opiera się jednak tylko na jego świadectwie moralnym. Gdyby tak było, można by łatwo uznać, że skoro prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa głoszą ludzie, którzy są grzeszni, to zmartwychwstanie się nie wydarzyło i nie ma mocy przemiany świata i życia człowieka. Gdyby na tym jedynie opierała się wiarygodność Kościoła, ten już dawno przestałby istnieć. W każdym wieku bowiem byli w nim i święci, i grzesznicy. Kościół tymczasem, choć pełen grzesznych ludzi, trwa dwa tysiące lat – jeden, mający moc odmieniać życie ludzi tak, by chcieli żyć Ewangelią, niosący orędzie o miłości miłosiernej. To się nie zmienia od samego początku Kościoła – i mimo grzechu, który również w tym Kościele obecny był od początku.

Kościół jest żywy
To właśnie orędzie o Jezusie Zmartwychwstałym, orędzie miłości i pokoju, jest tym, czego Kościół nie może przestać głosić, jeśli nie chce stracić swojej wiarygodności. Uznanie własnej grzeszności jest ważne. Dołożenie wszelkich starań, by ludzie Kościoła nie krzywdzili bezbronnych, a winni zostali ukarani, jest palącą wręcz potrzebą. Nie może to jednak oznaczać, że Kościół ma się zajmować wyłącznie tym tematem – a nierozwiązanie problemu grzechu odbiera mu prawo mówienia o Ewangelii. Mówienie o strukturach, hierarchii, formach sprawowania posługi biskupiej czy stylu życia kapłanów jest wtórne i ma służyć wyłącznie czystości głoszenia orędzia Jezusa.
Czy zajmowanie się młodzieżą, ich wiarą i rozeznawaniem powołania jest zatem, jak twierdzą piszący do papieża hierarchowie, niepotrzebne w momencie kryzysu? To właśnie ono jest niezbędne, bo stanowi potwierdzenie, że Kościół – mimo kryzysu! – wciąż jest żywy. Wciąż wierzy w wielkość skarbu, który w sobie niesie i wciąż czuje się przynaglony do tego, by skarbem tym dzielić się ze światem.

Świadek miłości?
A opracowanie „wskazówek dotyczących stylu życia i wspierania celibatu”? To wszystko już było. W roku 1959 papież Jan XXIII zwołał Synod Rzymski, który wypracował między innymi propozycje dotyczące dyscypliny życia duchowieństwa. W praktyce – jak wspominają świadkowie – biskupi dyskutowali o kształcie butów i kapeluszy dla księży, w Rzymie wyznaczono tylko kilka restauracji, do których wolno im było chodzić, a kino było na liście rozrywek zakazanych. 
Nie były to wówczas tematy nowe również w Polsce. Już w 1897 r. bp Stanisław Pelczar wydał Rozmyślania o życiu kapłańskim, w których zaleca księżom, by dla zachowania czystości nie wylegiwali się w łóżku i w miękkiej pościeli, nie kładli na poobiednią drzemkę, a kiedy rozbierają się do kąpieli, pamiętali o obecności Anioła Stróża. Kobietom nie powinni się przypatrywać ani rozmawiać o ich urodzie. Jeśli pojawią się w ich wyobraźni twarze owych kobiet, powinni iść na cmentarz i wyobrażać sobie, czym staną się one po śmierci. Powinni również być ostrożni i przy powitaniu nie ściskać kobietom ręki zbyt mocno ani zbyt długo, nie żartować, nie mówić im komplementów i nie tańczyć – nawet w konfesjonale mówić do nich surowo i krótko. Wszystko to w imię czystości kapłana i zachowania celibatu. To oczywiście jest ważne, ale czy najważniejsze w Kościele? Czy Kościół, w którym ksiądz w konfesjonale traktuje mnie „surowo i krótko” w obawie, żebym go nie zgorszyła samą swoją obecnością, będzie dla mnie bardziej wiarygodnym świadkiem zmartwychwstania Jezusa i Jego miłości?

Między duchem a strukturą
Synod Rzymski przeminął bez echa i dziś trudno nawet znaleźć jego dokumenty. Jan XXIII świadomy, że nie o to chodziło, szybko zwołał Sobór Watykański II, który od wyznaczania sztywnych reguł życia dla księży odszedł. Zajął się za to Objawieniem, odnową liturgii, Kościołem we współczesnym świecie. Jeśli mówił o odnowie życia zakonnego czy formacji kapłanów, to nie o kapeluszach czy unikaniu kobiet, ale o naśladowaniu Chrystusa, czytaniu znaków czasu tak, by skutecznie nieść pomoc ludziom, budzeniu powołań, formacji duchowej – i o tym, że odnowa ducha powinna iść zawsze przed odnową struktur.
Fakt, że papież nie posłuchał głosów wzywających go do odwołania Synodu o młodzieży jest znakiem, że zachowuje on te właśnie soborowe priorytety. Pozostaje mieć nadzieję, że w tym samym kierunku pójdą również biskupi z całego świata na lutowym spotkaniu w sprawie wykorzystania seksualnego. Bez odnowy ducha i wewnętrznego nawrócenia żadne zewnętrzne formy nie będą skuteczne. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki