Logo Przewdonik Katolicki

Prawosławie polityką podzielone

Jacek Borkowicz
Fot. Robert Woźniak

Ze Światosławem Szewczukiem, arcybiskupem większym kijowsko-halickim, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego rozmawia Jacek Borkowicz

Nadzwyczajne posiedzenie synodu patriarchatu moskiewskiego zdecydowało o zerwaniu kościelnej łączności z patriarchatem konstantynopolitańskim.  Jest to reakcja na mianowanie przezeń dwóch egzarchów, którzy na Ukrainie mają ocenić możliwości nadania temu krajowi autokefalii, czyli niezależności miejscowej Cerkwi prawosławnej. Co dalej?
– Odtąd na zgromadzeniach liturgicznych w cerkwiach Rosji i dużej części Ukrainy nie będzie się już wymieniać imienia Bartłomieja, patriarchy Konstantynopola. To oznacza, że zagrożona jest, a właściwie prawie nie istnieje komunia pomiędzy tymi dwoma siostrzanymi Kościołami prawosławnymi.
Co dalej? To trudne pytanie. Każda ze stron ma swój scenariusz pojednania. Patriarchat moskiewski głosi, że wszyscy muszą się „nawrócić” i nie ma innego sposobu, by uzdrowić ten rozłam, jak tylko powrót do Moskwy. Z kolei patriarchat konstantynopolitański uważa, że poprzez wysłanie na Ukrainę egzarchów-mediatorów działa w sposób neutralny, ale efektywny. Każdy z tych egzarchów ma własną misję: jeden ma rozmawiać z Ukraińskim Kościołem Prawosławnym Patriarchatu Kijowskiego, inny z Ukraińskim Autokefalicznym Kościołem Prawosławnym [oba uznają zwierzchność Konstantynopola, lecz nie są uznawane przez Moskwę – JB]. Następnym krokiem musiałby być ogólnoprawosławny sobór zjednoczeniowy, na którym wybrano by też wspólnego patriarchę Kijowa. Ale jak im to pójdzie? Kto będzie to organizować? Nikt tego nie wie.
 
Jak zareaguje na te wydarzenia Ukraiński Kościół Greckokatolicki?
– Chcę tu mocno podkreślić, że nasz Kościół nie uczestniczy w tym procesie, nie jest jego stroną. Ale przyglądamy się uważnie temu, co się dzieje – i bardzo to nas obchodzi. W tej chwili mamy do czynienia z istnieniem na Ukrainie trzech osobnych Kościołów prawosławnych, bo poza wyżej wymienionymi jest jeszcze Kościół podlegający patriarchatowi w Moskwie, który nie uznaje dwóch poprzednich, a także – w konsekwencji aktualnych postanowień synodu – zerwał łączność z Konstantynopolem. Teraz sami prawosławni pytają siebie i swoich hierarchów: dlaczego tak jest? Jeżeli mienimy się wiernymi Kościoła prawosławnego, dlaczego nie możemy razem odprawiać Boskiej liturgii? Co jest przyczyną tych podziałów?
Uważam, że ów rozłam nie ma źródeł teologicznych, ani też eklezjologicznych, ale polityczne. Doktryna patriarchatu moskiewskiego bardzo silnie akcentuje kwestię terytorium kanonicznego. Mianowanie przez Konstantynopol dwóch egzarchów Moskwa traktuje jako wtrącanie się obcego patriarchy w sprawy jej własnego terytorium. Z drugiej strony patriarcha Bartłomiej ma własną wizję historii Ukrainy oraz metropolii kijowskiej. Mówi więc, że Ukraina nigdy nie była kanonicznym terytorium patriarchatu moskiewskiego. Ta metropolia zawsze podlegała patriarchatowi w Konstantynopolu.
W ten sposób dochodzi do konfrontacji dwóch patriarchatów: moskiewskiego i konstantynopolitańskiego. A polem tej konfrontacji jest nie tyle Kościół, ile samo państwo ukraińskie. Bo przecież nie chodzi tu tylko o wewnętrzne sprawy religijne, ale też – jak powiedział nasz prezydent – o geopolitykę. A szczerze mówiąc, również sama idea terytorium kanonicznego nie jest kościelna, lecz polityczna.
 
Czy Kościół greckokatolicki ograniczy się tu do roli biernego obserwatora?
– Tego bym nie powiedział. Nasz Kościół jest czasem jedynym obszarem, na którym spotykają się wszystkie zwaśnione strony. Gdy na przykład w Kijowie zaistnieją jakieś sporne sprawy, to wszyscy przychodzą do nas i rozmawiamy pomiędzy sobą. Nie ma tak silnej konfrontacji pomiędzy nami a Kościołem prawosławnym, jaka występuje pomiędzy nimi samymi! To dzieje się już od ponad dwudziestu lat. I to jest anomalia – z każdego punktu widzenia.
Także w skali całego świata prawosławna wspólnota jest bardzo rozdrobniona. Realnie nie istnieje widzialna i efektywna jedność pomiędzy lokalnymi Kościołami prawosławnymi. My, jako katolicy wschodniej tradycji i spadkobiercy historii metropolii kijowskiej, pamiętamy, że naszym macierzystym Kościołem jest patriarchat konstantynopolitański. Ale też mamy przekonanie, że znakiem jedności między Kościołami nie jest ten czy inny patriarcha albo prezydent, lecz posługa papieża. W procesie odbudowy jedności Kościołów chrześcijańskich – takiej, o jaką modlił się Jezus podczas ostatniej wieczerzy – musimy odzyskać i zrozumieć rolę posługi następcy Piotra. Dotyczy to także naszych prawosławnych na Ukrainie.
 
W jednej z wypowiedzi wspomniał Eminencja, że po zjednoczeniu ukraińskiego prawosławia następnym krokiem będzie ekumeniczny dialog z nim ze strony Kościoła greckokatolickiego.
– My chcemy prowadzić dialog ze wszystkimi. Dlaczego mówiłem o tym następnym kroku? Ponieważ w obecnej chwili nie ma dialogu teologicznego pomiędzy naszym Kościołem a Kościołami prawosławnymi Ukrainy. Nie mamy go z Ukraińskim Kościołem Prawosławnym Pariarchatu Moskiewskiego, gdyż tutaj Moskwa uzurpowała sobie prawo monopolu i nie widzi nas w roli samodzielnych współrozmówców. Metropolita Włodzimierz, poprzedni zwierzchnik tego Kościoła, miał świadomość, że klucz do porozumienia z Kościołem greckokatolickim nie leży w Moskwie ani w Watykanie, ale na Ukrainie. Dlatego poszerzał zakres autonomii swojego Kościoła i kontaktowaliśmy się na poziomie wyznaczonych grup. Z nowym metropolitą Onufrym tych kontaktów już nie ma. Z kolei dwa pozostałe Kościoły ukraińskie są marginalizowane i izolowane eklezjologicznie przez Moskwę oraz inne Kościoły prawosławne. Mieliśmy więc dobre kontakty, ale nie był to dialog teologiczny.
Jeżeli Konstantynopol udzieli autokefalii i dojdzie do porozumienia czy też zjednoczenia, o którym mówią i w Moskwie, i w Konstantynopolu, i na Ukrainie – to z odnowionym, dysponującym  jasną podmiotowością ukraińskim Kościołem prawosławnym będziemy oczywiście prowadzić oficjalny dialog: na płaszczyźnie teologicznej, eklezjologicznej i historycznej. I wtedy łatwiej będzie przekonać opinię publiczną, że na Ukrainie nie ma konfliktu między grekokatolikami a prawosławnymi. Jest konflikt pomiędzy Ukrainą a Rosją.
 
Odnowiony Kościół w Kijowie będzie i katolicki, i prawosławny – a także ukraiński. Co oznacza każdy z tych przymiotników?
– Jeżeli zaczynamy według tego porządku, powiem najpierw, że będzie to Kościół świadectwa. Kościół świadczący, jakim był Kościół powszechny w pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa. Kiedy książę Włodzimierz w 988 r. przyjmował chrzest, Kościół Rusi Kijowskiej nie był jeszcze podzielony. I pamięć o łączności chrześcijaństwa wschodniego i zachodniego trwa w Kościele kijowskim. Kościół moskiewski powstał później, kiedy tej jedności już nie było. I nie ma w nim tej mistycznej pamięci jedności. To  jest właśnie katolickość, czyli powszechność, rozumiana nie w sensie konfesyjnym, ale szeroko i istotowo.
I to dziedzictwo Kościoła kijowskiego zostało przekazane nie tylko narodowi ukraińskiemu. Jest skarbcem, z którego mogą czerpać również Rosjanie, Białorusini, oraz inne narody, które też są spadkobiercami tej gałęzi chrześcijaństwa.
 
Po trosze także wszyscy Słowianie.
– Oczywiście! Z kolei prawosławie to po grecku orthodoxia, ale nie w znaczeniu konfesyjnym, lecz jako bezpośredni związek z doświadczeniem duchowym i doktrynalnym, z całą Tradycją apostolską. to nie tylko wierność doktrynie, ale też postawa wierności całej Tradycji apostolskiej. Orthos znaczy bowiem też „prosty”, „prostolinijny”, „prawy”. Czyli ten, który w prostej linii i bezpośrednio przejmuje następstwo wiary Apostołów. Ta „prostolinijność” też jest synonimem jedności i całości. A zgodnie z eklezjologią II soboru watykańskiego pełnia Kościoła Chrystusa trwa w Kościele katolickim, czyli powszechnym. Myślę więc, że nasze dążenia do całości, do jedności Kościoła kijowskiego dokonują się w duchu teologicznie rozumianego prawosławia i katolicyzmu.
Wreszcie ta „ukraińskość”. Nazywamy się Kościołem ukraińskim, nawiązującym do dziedzictwa tradycji i duchowości eklezjologii kijowskiej, ale nie jesteśmy tylko dla Ukraińców. Nasz Kościół działa na całym świecie: w Argentynie, USA, Australii, Brazylii. I tam wierni modlą się w różnych językach. W taki sposób dokonuje się inkulturacja, która czerpie doświadczenie wiary z żywego skarbca przeszłości. Bo jaka jest różnica między Tradycją a tradycjonalizmem? Tradycjonalizm to martwa wiara tych, którzy żyją. A Tradycja to żywa wiara tych, którzy umarli. Ale ta żywa wiara jest przekazywana nowym pokoleniom.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki