Jak zapamiętujemy informacje z ekranu?
W roku 2011 Daniel Wegner, Betsy Sparrow i Jenny Liu przeprowadzili badania w gruncie rzeczy przełomowe, jeśli chodzi o ocenę internetu jako źródła wiedzy. Okazało się, że gdy korzystamy z sieci do wyszukiwania informacji, mamy tendencję, by zapamiętać mniej więcej, gdzie tę informację widzieliśmy, jednak nie pamiętamy już żadnych konkretów (czyli istoty tego, czego szukaliśmy). Oznacza to, że o ile nie zrobimy notatek, wiedza umyka, pozostaje tylko niejasne wrażenie, że „gdzieś o tym słyszeliśmy”.
To nie koniec problemów. Wkraczającą coraz mocniej do nauki technologia jednocześnie powoduje spadek efektywności uczenia. Wydaje się, że nauka z ekranu jest łatwiejsza, przyjemniejsza, bardziej interaktywna i ciekawsza od tradycyjnej, jednak gdy przychodzi do sprawdzania wiedzy – dzieci niewiele pamiętają. Zajął się tym zespół naukowców, a wyniki ich badań powinny stać się ostrzeżeniem dla entuzjastów nowinek postulujących większe wykorzystanie mediów elektronicznych w nauce.
Patricia A. Alexander i Lauren M. Singer z Uniwersytetu Maryland zbadały temat dogłębnie. Rozpoczęły od analizy wszystkich prac, które ukazały się w na temat nauki z ekranu od roku 1992 do 2016. Wykazała ona, że gdy tekst mieści się na więcej niż jednym ekranie, uczniowie mają problem, by przeczytać go ze zrozumieniem. Jest to m.in. wynikiem zaburzenia płynności czytania wskutek przewijania tekstu. Istnieje bowiem zasadnicza różnica między przewracaniem kartki w książce (a nawet na czytniku e-booków) a przewijaniem tekstu z góry na dół. Badaczki zastrzegły, że wiele zależy od różnic indywidualnych – szybkości czytania, znajomości słownictwa i tematu oraz oczywiście od wieku. Jednak podstawowa konkluzja była następująca: im więcej trzeba przewijać tekst, tym łatwiej czytający gubi wątek i tym większe ma problemy z jego zrozumieniem. Przekładając wyniki badań na praktykę – ten sam tekst, który w miarę da się ogarnąć na ekranie komputera czy nawet tabletu, może stać się niezrozumiały na ekranie smartfonu. Jest to ważne, ponieważ polskie badania opisane w raporcie NASK z grudnia 2016 r. pokazują, że nasza młodzież woli smartfon od komputera. Czy zdarzyło się, że wasz nastolatek ściągnął lekturę na smartfon i czyta ją, przewijając ekran co piąte zdanie? Badania pokazują, że naprawdę niewiele z tego zostanie w głowie.
Alexander i Singer przeprowadziły trzy eksperymenty, porównujące rozumienie tekstów drukowanych i ekranowych. Młodzi ludzie zaznaczali, czy wolą czytać teksty z papieru, czy z ekranu komputera. Większość wolała ekran. Następnie badani mieli określić główne przesłanie tekstu i kluczowe informacje oraz dokonać samooceny – na ile dobrze poradzili sobie z zadaniem. Uczniowie czytali szybciej teksty ekranowe i oceniali, że świetnie sobie poradzili. Jednak obiektywna analiza udowodniła, że lepiej rozumiane były teksty drukowane. Choć w obu przypadkach uczestnicy eksperymentów potrafili odtworzyć główną myśl, przy czytaniu tekstów ekranowych mieli problemy z wyłapaniem kluczowych treści. Największe znaczenie miała tu właśnie utrata płynności czytania związana z przewijaniem tekstu, która z kolei rekompensowana była w odbiorze czytających przez zwiększenie szybkości czytania (po ekranie łatwiej prześlizgnąć się wzrokiem). Jedynym przypadkiem, gdy nie występowała znacząca różnica w rozumieniu i zapamiętaniu treści z kartki lub ekranu były krótkie, jednoakapitowe, proste informacje.
Czy ekran zawsze jest gorszy od książki?
Jedno z ciekawszych badań ostatnich lat dotyczyło książek elektronicznych dla przedszkolaków. Maria De Jong i Adriana Bus z Holandii zbadały, czy istnieje znacząca różnica w odbiorze książki gdy czyta ją dziecku osoba dorosła (urozmaicając czytanie pytaniami i poleceniami typu: „pokaż, jak szczeka piesek”) lub gdy ma w ręku tablet z nagraniem towarzyszącym widocznemu tekstowi. Badanie pokazało, że na poziomie poznawczym interaktywna książeczka elektroniczna uczy podobnie jak dorosły. W konkluzjach badaczki ostrzegają jednak, że elektronika nie powinna zastępować czytania dziecku, a jedynie je uzupełniać. Czytanie dziecku to coś więcej niż wiedza, to budowanie więzi i modelowanie zachowań – pokazanie, że dla dorosłego czytanie jest ważne i przyjemne.
Osobną kategorię stanowią treści prawdziwie e-learningowe, czyli materiały przygotowane specjalnie na potrzeby uczenia z wykorzystaniem komputera i internetu. Krótkie komunikaty, łatwo czytane na ekranie, przeplatane nagraniami wideo i konkretnymi zadaniami pozwalającymi od razu wykorzystać przyswojoną wiedzę, są czymś innym niż suchy tekst przeniesiony do świata wirtualnego. Tu czyhają na odbiorcę dwa niebezpieczeństwa: mimo że szybko przyswaja wiedzę, a nawet ją z lekka utrwala ćwiczeniami, to o ile nie zrobi notatek, wiedza i tak się ulotni. Brakuje niezwykle ważnego w nauce elementu aktywnego przetwarzania wiedzy – analizy treści i ponownej syntezy. A zatem kluczowe informacje z e-learningu i tak warto samodzielnie zanotować.
Drugie niebezpieczeństwo to „przeatrakcyjnienie”. W wielu e-learningach stosuje się zabieg wzięty z gier komputerowych. Aby zwiększyć motywację do zaangażowania w naukę, nagradza się przejście jakiejś partii materiału czy zaliczenie quizu odznakami, pojawieniem się na tablicy najlepszych uczniów itp. Rezultatem może być skoncentrowanie się ucznia na zdobyciu punktów, oznak itp., a nie wiedzy czy umiejętności. Uświadomiła mi to jedna z córek, która wykonywała zadanie domowe w formie e-learningu. Widziałam, jak szybko klika w kolejne plansze. Gdy spytałam dlaczego, powiedziała, że to zadanie wystarczy przeklikać, by dostać zaliczenie, a mechanizm nie liczy czasu, więc nie ma kar za zrobienie tego bez czytania. Innymi słowy – źle zrobione zadanie. Być może autor nie wziął pod uwagę, że uczniowi może zależeć tylko na zdobyciu odznaki i zakładał, że będzie zmotywowany do autentycznego nauczenia się czegoś.
Wnioski praktyczne – jak się uczyć?
Dlatego gdy zależy nam na tym, by uczniowie przeczytali ze zrozumieniem i przyswoili konkretne treści, potrzebne są drukowane podręczniki. Gdy chodzi z kolei o złapanie „ogólnego wrażenia”, możemy korzystać z wersji elektronicznych tekstu. Powinny one jednak być bardziej kompaktowe, mieszczące się na jednym ekranie – komputera, tabletu. Osobną kategorię stanowią e-booki (mobi, epub), w których tekstu nie przewija się, a przewraca strony podobnie jak w prawdziwej książce. Taki tekst czytany z uwagą nie różni się znacznie od książki. Niezależnie od tego jak czytamy – aby naprawdę zrozumieć i utrwalić przyswajany materiał, niezbędne jest robienie samodzielnych notatek.
Powracając do badań Alexander i Singer. Jedna grupa radziła sobie równie dobrze w czytaniu ze zrozumieniem obu form tekstu: ci, którzy celowo opóźniali czytanie z ekranu zamiast prześlizgiwać się po nim wzrokiem. Dlatego jeśli konieczne jest korzystanie z urządzeń elektronicznych, warto świadomie i celowo czytać powoli oraz wybrać takie urządzenie, w którym da się czytać swobodniej, bez nieustannego przewijania – a zatem raczej komputer czy tablet z dużym ekranem, nie smartfon.
Badaczki ostrzegają, że nawoływania by rezygnować z podręczników na rzecz tabletów, choć mogą mieć uzasadnienie ekonomiczne, u przeciętnego ucznia, szczególnie jeśli i tak ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem, mogą pogłębić problemy z nauką.