Nie przejęłabym się tym sporem, bo skutecznie potrafię się wyalienować z politycznych poszturchiwań, gdyby nie moja mama. 23 lutego 1945 r. była siedmioletnim dzieckiem, które całe swoje świadome życie spędziła w strachu. Pamięta codzienny lęk o to, czy jej mama wróci z pracy, wyczekiwanie wieczorne, przygotowane plecaki z napisanym imieniem, w razie nagłej wywózki, godziny spędzone w piwnicach. Pamięta także dzień 23 lutego. I ulgę. Nikt z mieszkańców nie myślał wtedy o polityce i o radzieckich komunistach, a tylko o tym, że wreszcie koniec, że skończyło się, że nie trzeba już się bać. I co jeszcze pamięta? Na przykład dziesiątki trupów, zwłok rosyjskich żołnierzy poległych w miesięcznych walkach o Poznań, których zwozili na podwórze kamienicy, w której mieszkała moja mama. Dzieci na podwórzu się bawiły, a nawet potem, gdy rodzice im zabronili, to wszystko obserwowała z okna kuchni. Młodzi mężczyźni, twarz jednego z nich, nieżywą, bladą, siną, z otwartymi oczami, wciąż pamięta. To niby są ci wrogowie, których mamy zapomnieć tylko dlatego, że sowieckie władze zagnały ich do obcego kraju, na pierwszy front walki z niemieckim okupantem? Synowie, mężowie, ojcowie, rzuceni na pierwszą linię frontu, w jakimś mieście, którego nazwy i języka nie znali i nie rozumieli?
Mama często wspomina 17-letniego rosyjskiego chłopca, którego przydzielono do ich mieszkania w kamienicy. Przeżył walki o Poznań i czekał na dalszy marsz, na Berlin. Całymi dniami płakał, czasem bawił się z miejscowymi dziećmi, bardzo tęsknił za swoimi rodzicami. Moja babcia go niemal usynowiła, pocieszała go, jak mogła, karmiła, głaskała. Kiedy wyjeżdżał, dała mu zdjęcie swojej rodziny, prosiła, żeby napisał jak już zdobędzie ten Berlin, żeby się odezwał. Nie napisał.
Tak, wiem, że są też inne opowieści z tego czasu, o gwałtach, grabieżach i napadach. Ale moja jest akurat taka. Bo historia nigdy nie jest czarno-biała, składa się z indywidualnych doświadczeń, spotkań, rozmów. Z indywidualnej pamięci. Uważam, że nie wolno ich poddawać manipulacjom i interpretacjom. Losy ludzkie są skomplikowane, nie ma poprawnych i niepoprawnych, dopuszczalnych i niedopuszczalnych. Dlatego 23 lutego większości mieszkańców Poznania będzie kojarzył się z ulgą. A mnie z historią młodego chłopca, który został wrzucony w wir wydarzeń wbrew chęci, i który zginął gdzieś z dala od swoich bliskich.