Przypomnijmy najpierw kontekst. W 2011 r. Watykan uznał za winnego wykorzystania seksualnego nieletnich ks. Fernando Karadimę, jednego z najbardziej wpływowych chilijskich duchownych. Już wówczas mówiono, że sprawa przez lata była tuszowana m.in. przez bp. Juana Barroso. Podczas tegorocznej pielgrzymki do Chile Barroso publicznie brał udział w papieskich spotkaniach, a papież zdecydowanie go bronił: dopiero później przyznał, że nie otrzymał na jego temat prawdziwych i wyważonych informacji. Po pielgrzymce wysłał swoich przedstawicieli, którzy spotkali się z 64 ofiarami molestowania przez chilijskich księży. Gdy Franciszek przeczytał obszerny raport, przeprosił za swój błąd w ocenie sytuacji i wezwał do siebie wszystkich chilijskich biskupów.
Pedofilia jest skutkiem
Biskupi Chile spotkali się z papieżem 15 maja. Rozmowy miały charakter poufny. Poufny miał być również list, który każdy z nich otrzymał od papieża 17 maja, na zakończenie rozmów. Następnego dnia wszyscy biskupi złożyli rezygnację ze swoich urzędów, oddając się do dyspozycji papieża. Bp Alejandro Goic z diecezji Rancagua podjął drastyczną decyzję o suspendowaniu (czyli odsunięciu od pełnienia funkcji kapłańskiej) piętnastu księży: to aż 22 proc. całego kleru w diecezji. Wszyscy są podejrzani o wykroczenia związane z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich. Nie wiadomo, jak dalej potoczy się sytuacja w Chile: ile z biskupich rezygnacji papież przyjmie, ilu księży jeszcze zostanie suspendowanych. Można powiedzieć, że zanosi się na jeden z największych kryzysów Kościoła w tym kraju, kiedy nagle z pracy duszpasterskiej ubywa tylu kapłanów, na dodatek z powodu popełnionych przestępstw.
Najciekawszy jednak i najważniejszy jest sam list, który papież napisał do biskupów Chile. Mówi on bowiem nie tyle o tym, co się w Chile wydarzyło, ile raczej o misji i kształcie Kościoła, jakim chce go widzieć papież Franciszek. Jest wręcz rekolekcjami o Kościele, które papież głosi przy okazji chilijskiego skandalu. Chilijskim grzechem nie jest bowiem tylko sama pedofilia. Ona jest dramatycznym skutkiem innych grzechów, które grożą nam wszystkim.
Gdy wina zasłania Jezusa
Ważnych myśli w papieskim liście jest przynajmniej kilka. Franciszek nie skupia się na samym skandalu, ale próbuje analizować przyczyny, które sprawiły, że skandal w ogóle był możliwy. Jakie są owe przyczyny?
Pierwszą z nich jest rozłożenie akcentów: to Bóg musi stać w centrum, a nie własny grzech. – Kościół, którego zadaniem jest wskazywać na Jezusa, sam w sobie stał się centrum zainteresowania. Przestał wskazywać na Pana i zaczął zajmować się samym sobą – pisze papież. – Już nie dostrzega się znaków Zmartwychwstałego, gdyż grzech kościelny zaczął skupiać na sobie uwagę i spojrzenia. Trzeba koniecznie zmierzyć się z całym tym skandalem i szukać sposobów naprawienia go (…). Równocześnie i z taką samą starannością musimy pracować nad wskrzeszenia nowych dynamik eklezjalnych zgodnych z Ewangelią, które pomogą nam być lepszymi uczniami misjonarzami, zdolnymi do odzyskania proroczej siły”. W innym miejscu Franciszek powie po prostu, że Kościół nie może nigdy stać się Kościołem przygnębionym i zasmuconym w swojej winie, ale Kościołem, który służy pogrążonym w smutku i daje im nadzieję. Grzech jest bolesny, wymaga nawrócenia, ale sensem Kościoła jest Jezus, nie grzech.
Gdy władza zastępuje sumienie
Drugiej przyczyny Franciszek upatruje w próbach manipulowania sumieniem wiernych przez ich pasterzy. To nic nowego w nauczaniu papieża, tu jednak uderza siłą sformułowania. „Jakże często możemy popaść w pokusę takiego sprawowania eklezjalnej władzy, która pragnie wyprzeć wielorakie przejawy komunii i uczestnictwa, lub co gorsza, wywierać nacisk na sumienia wiernych, zapominając o soborowej nauce, która mówi nam, że «sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa». Papież przypomina biskupom: jesteśmy uczniami, nie Mesjaszem. Mamy pomagać innym uczniom rozpoznawać plany Boże w ich życiu, ale nie możemy ich w tym poszukiwaniu zastąpić. W końcu oni też otrzymali namaszczenie Duchem Świętym!
Gdy elita bierze wszystko
Trzecia przyczyna upadku to według papieża myślenie o Kościele wyłącznie w kategoriach elitarnej hierarchii. „Nigdy jednostka lub grupa oświeconych nie może pretendować do tego, aby być całością Ludu Bożego, ani tym bardziej zacząć wierzyć w to, że jest się autentycznym głosem i jedyną interpretacją woli tego Ludu” – pisze papież. Dalej tłumaczy, że psychologia elity, budowania zaklętego kręgu „lepszych”, „doświadczonych”, „ważniejszych” kończy się podziałami i budowaniem zamkniętych kręgów – to zaś sprawia, że rodzą się narcystyczne i autorytarne osobowości. Dla nich nie jest już ważna ewangelizacja czy sam Jezus Chrystus, ale to, żeby się poczuć wyjątkowym, innym od pozostałych. Postawę taką wśród biskupów papież nazywa niezwykle ostro: „Mesjanizm, elitarność, klerykalizm są synonimami perwersji eklezjalnej; synonimem ten perwersji jest także zgubienie zdrowej świadomości, że jesteśmy częścią świętego Ludu Bożego, który to Lud nas wyprzedza i który – dzięki Bogu – nas przetrzyma”.
Gdy jesteśmy samowystarczalni
Upadek według papieża ma swoje źródło również w wierze we własne siły, która prowadzi do poczucia wyższości i samowystarczalności wielu członków Kościoła. Papież przekonuje, że aby otworzyć się na innych, trzeba po pierwsze przyznać się do własnych ograniczeń i dostrzec swoje rany. Dopiero świadomość swojej słabości sprawia, że nie chcemy zajmować wszystkich przestrzeni i możemy swoją misję realizować w pełni – to znaczy w łączności z innymi. Nalega wręcz, żeby wzmacniać i generować takie przejawy życia Kościoła, w których konieczne jest pełne uczestnictwo i współdziałanie wszystkich członków wspólnoty: bez dzielenia ich na tych, którzy wiedzą więcej i mniej, lepszych i gorszych, na elitę i tłum.
Gdy szukamy Jonasza
Ostatnią wreszcie przyczyną, dla której Kościół upada, jest według papieża „szukanie Jonasza”. Franciszek nazywa tak szukanie winnych zaistniałej sytuacji i naiwną wiarę, że ich znalezienie i usunięcie automatycznie rozwiąże problem. To nie przywraca jeszcze zdrowia całemu Kościołowi. „Byłoby nieodpowiedzialnością z naszej strony, jeśli nie zagłębimy się do samego korzenia i nie zajmiemy się strukturami, które doprowadziły do tego, że te konkretne wydarzenia miały miejsce i że trwały. Bolesne sytuacje, które miały miejsce, są znakiem, że coś w ciele eklezjalnym nie funkcjonuje i że jest złem. Musimy odnieść się do konkretnych przypadków i równocześnie z taką samą intensywnością wgłębić się w dynamikę, która umożliwiała takie postawy i doprowadziła do zła. (…) Powaga sytuacji nie pozwala nam, abyśmy się stali ekspertami od polowania na «kozły ofiarne». Sytuacja wymaga powagi i współodpowiedzialności, wzięcia na siebie problemów, które dotyczą całości zjawisk w Kościele, dogłębnej analizy i poszukiwania koniecznych środków, aby sytuacje te już się nie powtarzały i nie utrwalały. Możemy to osiągnąć tylko wtedy, kiedy uświadomimy sobie, że jest to problem nas wszystkich, a nie tylko problem dotyczący niektórych”.
Można powiedzieć za Franciszkiem: to problem nas wszystkich. Wszystkie grzechy ludzi Kościoła, które papież wymienia i które w Chile doprowadziły do tragedii pedofilii, rozpoznajemy również u siebie. Franciszek w poufnym, a zdobytym przez chilijską telewizję liście do małej grupy biskupów powiedział rekolekcje nam wszystkim: i biskupom, i świeckim, również w Kościele w Polsce.