Logo Przewdonik Katolicki

Samodzielność od kuchni

Anna Salawa
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE. Katia Roman-Trzaska.

Drobne gesty potrafią wywrócić nasze życie do góry nogami. Tak było w przypadku Katii Roman Trzaski. Jej fundacja pomaga wychowankom domów dziecka wkraczać w dorosłość.

Katia była świetnie zapowiadającą się panią prawnik. Pracowała w jednej z lepszych kancelarii prawniczych w Warszawie. Miała przed sobą świetlaną przyszłość. A co za tym szło, niewiele czasu dla siebie i bliskich. Pewnego wieczoru, kiedy wróciła zmęczona po pracy, zastała na stole słoik domowej pomidorówki i liścik od swojej gospodyni, że w lodówce znalazła tylko zgniłe jabłko, więc zrobiła dla niej obiad. Smak ciepłej, domowej zupy zmienił jej podejście do życia. Przypomniał, jak bardzo kocha gotować.
Poznałyśmy się na wieczorze dla kobiet. Kiedy opowiadała o słoiku zupy, który wywrócił jej życie do góry nogami, iskrzyły jej się oczy. Gdy mówiła o gotowaniu, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kiedy wspominała o swojej fundacji, od razu czuć było, że kocha pomagać innym. Umawiamy się w jej szkole gotowania na warszawskim Mokotowie. Za oknem 16 stopni mrozu. Katia częstuje mnie aromatyczną kawą i przepyszną napoleonką. Przez pierwsze minuty wymieniamy zachwyty na temat genialności kruchego ciastka. Nie ulega wątpliwości: jedzenie łączy i zbliża.
 
Ważniejsze niż matematyka
– Gotowanie to jedna z najważniejszych umiejętności życiowych. Ważniejsza niż znajomość geografii, historii czy matematyki – zaczyna swoją historię Katia. – Nie musisz liczyć codziennie. Co więcej, zrobi to za ciebie telefon. Nie musisz mieć wiedzy encyklopedycznej. Od tego masz Google’a. A jeść musisz codziennie! Jak potrafisz gotować, to znaczy, że umiesz zatroszczyć się o siebie i o innych ludzi. I potrafisz z nimi zbudować jakąś więź. Jeśli sam przygotowujesz sobie jedzenie, twoje życie ma zupełnie inną jakość. Jesteś zdrowszy i masz więcej pieniędzy. Bo półprodukty, jak mrożona pizza, kosztują znacznie więcej niż składniki na obiad. I są dużo gorsze dla twojego zdrowia – dopowiada.
Dla Katii ogromną wartością jest również wspólny posiłek. Wyniosła to z domu, w którym codziennym rytuałem była rodzinna kolacja. – W liceum nie znosiłam tego zwyczaju – tłumaczy – wszyscy już byli na mieście, a my musieliśmy siedzieć przy stole. Dopiero z czasem doceniłam, że to jedna z ważniejszych wartości, jakie wyniosłam z domu. Teraz u mnie w rodzinie też zawsze jemy wspólnie. Stół to dla nas najważniejszy mebel.
 
Kulinarny debiut
Ponad dekadę temu postanowiła swoją pasją do jedzenia zarażać najmłodszych. Założyła szkołę gotowania, która początkowo mieściła się… w jej domowej kuchni. Szybko zauważyła, jak ważna jest kulinarna edukacja. – Od lat prowadzimy warsztaty gotowania dla dzieciaków i widzimy, jak one się przeobrażają w tym czasie – kontynuuje opowieść Katia. – Przychodzi taki maluch, który mówi, że jego ulubionym daniem jest czekolada i tak naprawdę to w ogóle nie lubi jeść. A potem, kiedy pokaże się mu inne potrawy, a przede wszystkim kiedy się je z nim wspólnie przygotuje, dzieciak zmienia swoje podejście do jedzenia. Widzimy, jak dorasta w kuchni.
Dlatego gdy parę lat temu zadzwoniła do niej znajoma i zaproponowała zorganizowanie specjalnych warsztatów gotowania dla wychowanków domu dziecka, bez wahania się zgodziła. – Chciałam ich uczyć gotować, by nie tylko w przyszłości potrafiły nakarmić siebie i swoją rodzinę. Chciałam, żeby one dzięki gotowaniu czuły w sobie moc i sprawczość. Bo niestety, często wychowankowie domów dziecka mają niskie poczucie własnej wartości. Czują, że w swoim życiu na niewiele rzeczy mają wpływ. A kuchnia jest takim miejscem, gdzie łatwo odkryć, że potrafi się coś wartościowego zrobić. Bo w kuchni potrzebujemy tylko wody, mąki i jajek, żeby przygotować ciasto naleśnikowe. A przecież wszystkie te składniki osobno są raczej niejadalne.
Warsztaty odbywały się w kilku podwarszawskich domach dziecka. Cykl obejmował pięć spotkań, w czasie których przygotowywano podstawowe potrawy: makarony, sałatki, dania z jajek. – Te proste dania były dla dzieciaków nowością – wspomina Katia. – Ale pracując wiele lat w branży gastronomicznej, widzę, że prawie 80 procent wszystkich dzieciaków nigdy nie gotowało u siebie w domu. Że zawsze robili to za nich dorośli – mówi.
Kurs zawsze kończyła kolacja marzeń. Każdy mógł zaproponować, co ma ochotę zjeść w czasie tego spotkania. Jedni życzyli sobie domowe burgery, inni chcieli np. napoleonki. – Pamiętam, że ciastka chciałam zamówić w jakiejś cukierni, bo w domu jest dość trudno je przygotować. Kiedy właściciele dowiedzieli się, że to dla dzieciaków, upiekli je dla nas za darmo. To było przepiękne. A kolacja marzeń to nie tylko wymarzone dania, ale też szybki kurs savoir-vivre’u. Uczyliśmy dzieciaki, do czego służą poszczególne sztućce, szklanki czy kieliszki. Nigdy przecież nie wiadomo, kiedy trafisz na kolację ze swoim przyszłym szefem. Warto wiedzieć, jak się odpowiednio przy stole zachować – mówi Katia.
 
Liczy się skala
Kiedy warsztaty się zakończyły, pojawiło się pytanie: co dalej? – Dzieciakom gotowanie bardzo się podobało. Jeden chłopak zgłosił się do jakiejś restauracji i rozpoczął staż w kuchni. Dyrektorzy placówek projekt chwalili. Wtedy zorientowaliśmy się, że w takich akcjach liczy się przede wszystkim skala! Raz to można przyjechać do dzieciaków na święta z prezentami. Aby realnie im pomóc, potrzebujemy częściej organizować takie spotkania – mówi Katia.
W Polsce co roku 8 tysięcy młodych ludzi wychodzi z domów dziecka i wkracza w dorosłość. To do nich skierowany jest program fundacji „Samodzielność od kuchni”, która niedawno powstała. – Chcemy ruszyć od września w domach dziecka w całej Polsce – tłumaczy Katia. – My mogliśmy pomóc tylko niektórym placówkom, a dzięki fundacji chcemy docierać szerzej. Dlatego już teraz angażujemy lokalne społeczności. Bo obok każdego domu dziecka istnieje jakaś restauracja, sala weselna, hotel. I w każdym z tych miejsc jest jakiś kucharz, i to ich właśnie chcemy zachęcić do dołączania się do naszego projektu. Dla dzieciaków to bardzo ważne, żeby widzieli ludzi, którzy mają jakąś pracę, fach w ręku i żeby od nich się uczyli. Już teraz pomaga nam wielu znanych kucharzy. Ciągle szukamy sponsorów, wolontariuszy, ludzi chętnych do pracy. Wiem, że nam się uda – mówi Katia. – Bo głęboko wierzę w taki świat, gdzie ludzie chcą sobie nawzajem pomagać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki