Logo Przewdonik Katolicki

Osiołek na Jasnej Górze

Łukasz Nauman
fot. Andrea Handl/www.momentuum.de

Czułem się jak osioł. Jakieś dwieście par oczu wpatrywało się we mnie (tak mi się wtedy wydawało). Stałem z gitarą, niedaleko ołtarza.

Wszystkie klasy maturalne przyjechały na Jasną Górę, żeby obmodlić zbliżający się egzamin dojrzałości. A ja, daleko wtedy od Boga, nie wiedzieć czemu dałem się namówić księdzu, który miał z nami lekcje religii, żeby zagrać i zaśpiewać na Mszy św. w Częstochowie. Dla mnie w tamtym czasie było to wręcz niewyobrażalne wyzwanie. Owszem, śpiewałem wtedy w chórze kościelnym, ale w sercu przechodziłem nastoletni okres buntu albo przynajmniej zwątpienia w chrześcijaństwo. Grałem na gitarze, ale najchętniej Nie płacz Ewka i Beatlesów na obficie zakrapianych alkoholem imprezach niż pobożne pieśni na kościelnych uroczystościach. Jednak ksiądz tak długo nalegał, że w końcu się zgodziłem. No i stałem tam jak osioł, pocąc się i czerwieniejąc przed znajomymi z liceum. Wstyd. Utrata reputacji. Niewyobrażalne upokorzenie na oczach wszystkich klas maturalnych z mojego LO. Kiedy skończyła się Msza wyszedłem przed kościół jak na ścięcie w oczekiwaniu na ironiczne uśmiechy oraz chmarę docinków i złośliwości. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałem życzliwe uśmiechy oraz miłe słowa i gratulacje, że „super!” i że „całkiem fajnie śpiewaliśmy”. Serdeczne komplementy ścieliły się przede mną jak płaszcze zachęty, a osiołek we mnie – łasy na pochwały – podniósł dumnie głowę. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to Jezus w dźwiękach pieśni dotknął serc ludzi i że to Jemu należała się chwała, którą Mu dziś za tamten dzień oddaję.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki