Dokumentację, w tym zapisy rozmów z komunikatorów internetowych, arcybiskup otrzymał od męskiej prostytutki. Bomba wybuchła. Oczywiście można próbować podważać wiarygodność informatora (abp Sepe tego nie robi) albo próbować zbyć sprawę milczeniem w nadziei, że szybko przycichnie. Nawet jeśli przycichnie, doświadczenie uczy nas, że milczenie w sprawie grzechu czyni Kościołowi więcej szkody niż pożytku. Dlatego zamiast milczeć, spróbujmy uporządkować wiedzę na temat tego, co stało się we Włoszech i w jaki sposób dotyka to całego Kościoła.
Kwestia grzechu
Nauka Kościoła na temat homoseksualizmu jest precyzyjnie sformułowana w Katechizmie Kościoła katolickiego. Katechizm nie zastanawia się nad jego przyczynami, stwierdza, że „psychiczna geneza homoseksualizmu pozostaje w dużej części niewyjaśniona”. Nie rozważa też skali tego zjawiska. Stwierdza fakt, że pewna część mężczyzn i kobiet przejawia takie skłonności. Przypomina, że cała tradycja chrześcijańska zawsze głosiła, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane”, jako „sprzeczne z prawem naturalnym i wykluczające z aktu płciowego dar życia” oraz niewynikające z komplementarności uczuciowej i seksualnej. Kościół broni osób o skłonnościach homoseksualnych, rozumie, że znajdują się w „trudnym doświadczeniu”, ale również wzywa do wypełniania w życiu woli Bożej, rozumianej jako życie w czystości. To oznacza, że według nauki Kościoła, potwierdzonej również w innych dokumentach, a ostatnio przez papieża Franciszka, sama skłonność homoseksualna nie jest grzechem, ale „obiektywnym nieuporządkowaniem” – grzechem jest dopiero aktywna odpowiedź człowieka na owo nieuporządkowanie, czyli podejmowanie aktywności seksualnej. Zgodnie z nauczaniem moralnym Kościoła owych 40 księży i kleryków popełniło więc poważne grzechy, zarówno w odniesieniu do katolickiego rozumienia seksualności, jak i celibatu.
Kwestia przestępstwa
Obecnie w 74 krajach świata kontakty homoseksualne traktowane są jak przestępstwo, ale nie ma wśród nich żadnego z państw europejskich (poza Czeczenią, gdzie homoseksualizm karany jest śmiercią). Zarówno Komitet Praw Człowieka ONZ, jak i inne organizacje broniące praw człowieka zdecydowanie występują przeciwko penalizacji homoseksualizmu. Oczywiście mówimy tu o kontaktach homoseksualnych między dorosłymi i za pełną zgodą obu stron (nie o przestępstwie pedofilii czy gwałtu) – w świetle prawa włoscy księża i klerycy, których nazwiska przedstawione zostaną papieżowi, pozostają więc niewinni, a ich czyn nie wymaga interwencji ze strony organów ścigania.
Kwestia roztropności
W 2005 r. papież Benedykt XVI wydał instrukcję na temat rozeznawania powołania u osób homoseksualnych, przyjmowania ich do seminariów i dopuszczania do święceń kapłańskich. Papież bardzo jednoznacznie stwierdza w niej, że ani czynny homoseksualista, ani osoba o głęboko zakorzenionych tendencjach homoseksualnych nie może być ani przyjęta do seminarium, ani dopuszczona do święceń. Uzasadnia, że jest to kwestia dojrzałości emocjonalnej i negatywnych konsekwencji udzielania święceń osobom homoseksualnym. W owych „negatywnych konsekwencjach” można widzieć między innymi niebezpieczeństwo budowania w Kościele środowiska homoseksualnego.
To właśnie dlatego, choć nie każdego grzeszącego księdza usuwa się ze stanu kapłańskiego (wszyscy przecież grzeszymy), a prawo cywilne w tę kwestię nie ingeruje, w przypadku ujawnienia grzechu aktywności homoseksualnej księży biskupi coraz częściej reagują równie zdecydowanie, jak zrobił to abp Neapolu. Reagują zwykle dyskretnie, bo grzech, w przeciwieństwie do przestępstwa, nie domaga się publicznej kary czy wręcz izolowania człowieka od reszty społeczeństwa – jest raczej kwestią do rozstrzygnięcia w konfesjonale i kwestią późniejszej pokuty. Nikt nie powinien się również spodziewać, że arcybiskup czy papież ujawnią nazwiska grzeszników: one również powinny pozostać w konfesjonałach.
Bezradność
W przypadku sprawy z Neapolu istotne pozostaje jednak pytanie: dlaczego abp Sepe zdecydował się upublicznić sprawę, choć ani z punktu widzenia prawa świeckiego, ani kościelnego, nie miał takiego obowiązku? Dlaczego, jak być powinno i jak w zupełności by wystarczyło, nie pozostawił jej w konfesjonale? On sam nie wyjaśnia swoich motywów, my możemy domyślać się przynajmniej kilku.
Motyw pierwszy to pewna bezradność. Wprawdzie drogi postępowania w takich przypadkach są wyznaczone, ale raczej dla indywidualnych zdarzeń. Tu mamy do czynienia ze skalą, która przekroczyła wszelkie oczekiwania. Nic dziwnego, że arcybiskup zwraca się po radę do przełożonego. To dokładnie ten sam schemat zachowania, który teologia zna z jednego najstarszych niechrześcijańskich świadectw o Jezusie. Pliniusz Młodszy wie, jak postępować wobec chrześcijan i jak ich karać za wyznawanie wiary – ale gdy okazuje się, że jest ich bardzo dużo, stosowany dotąd schemat przestaje pasować do okoliczności. Pliniusz prosi więc cesarza Trajana o wskazówki, jak zmienić zasady w obliczu owych nowych okoliczności.
Praktycznie i publicznie
Bezradność arcybiskupa wynikać może – i to drugi motyw – nie tylko ze zwykłego, ludzkiego przerażenia grzechem, ale również ze względów czysto praktycznych. Gdyby chciał sam i zgodnie z procedurami wyciągnąć konsekwencje, ukarać grzeszników i nałożyć im pokutę, zaważyłoby to w istotny sposób na działaniu całej diecezji: czterdziestu „pracowników” mniej, ewentualnie przeniesionych na mniej eksponowane stanowiska czy po prostu dalej od wszelkich grzesznych pokus, to prawdziwe wyzwanie logistyczne. Nic dziwnego, że w tej sytuacji arcybiskup czuje się zobowiązany do poinformowania o tym swojego przełożonego.
Motywem trzecim może być fakt, że sprawę ujawniła męska prostytutka, co sprawia, że informacja stała się – lub stanie za chwilę – zgorszeniem publicznym. Publiczne zgorszenie nie może pozostawać bez publicznej odpowiedzi ze strony Kościoła, grozi to bowiem przeniesieniem odpowiedzialności za zgorszenie na cały Kościół.
Co najważniejsze
Motywem czwartym wreszcie, związanym z poprzednim, może być pewna asekuracja abp. Sepe. Doświadczył on na sobie oskarżeń o nadużycia finansowe w czasach, gdy pełnił funkcję prefekta Kongregacji Ewangelizacji Narodów. Teraz być może woli „dmuchać na zimne” i nie pozwolić na to, by kiedykolwiek zarzucono mu tuszowanie tej sprawy. Zachowując proporcje między przestępstwem pedofilii i grzechem aktywności homoseksualnej, pamiętać trzeba początki ujawniania przypadków pedofilii w Kościele – wtedy również wielu uważało, że sprawę należałoby załatwić „wewnątrz Kościoła”, żeby nie nadszarpywać jego wizerunku. Droga ta okazała się nie tylko błędna, ale w przypadku wielu ofiar wręcz tragiczna w skutkach. Abp Sepe niejako na wyrost, nie mając do czynienia z przestępstwem, lecz z grzechem, chce iść drogą jawnego przyznania do winy, bez udawania, że jesteśmy idealni, widząc w tym dowód nie słabości, ale siły Kościoła. I ma rację – potwierdza to fakt, że po chwilowej burzy związanej z informacją o ujawnieniu dokumentów papieżowi, sprawa zwyczajnie ucichła. Tam, gdzie nie ma tajemnic, kończy się sensacja i skupić się można na tym, co najważniejsze: na żalu za grzechy, przebaczeniu i pokucie.