Logo Przewdonik Katolicki

Krew i Słowo Boże

Jacek Borkowicz
FOT. PAP/EPA

„Nie wzywamy do rzezi białych, przynajmniej na razie” – to słowa Juliusa Malemy, deputowanego do parlamentu RPA. W jednym z największych państw Afryki czarnoskóra większość robi się coraz bardziej radykalna. Ale jest i nadzieja.

Czas pojednania się skończył, teraz pora na sprawiedliwość – tymi słowami Julius Malema, deputowany do parlamentu Republiki Południowej Afryki, skomentował przegłosowanie poprawki do konstytucji,  która umożliwia wywłaszczenie z ziemi, bez odszkodowania, białych farmerów. Dziś są oni właścicielami ponad 70 proc. gruntów uprawnych w RPA.
Ten radykalny krok poparło 27 lutego 241 deputowanych, przeciwko głosom 83. Inicjatorem poprawki jest partia o efektownej nazwie Bojownicy o Wolność Gospodarczą (Economy Freedom Fighters, EFF). W ostatnich wyborach powszechnych (2014 r.) zdobyła ona prawie 6,5 proc. głosów, stając się trzecią siłą polityczną w państwie. Od tej pory kilkanaścioro posłów i posłanek EFF, jednolicie ubranych w amarantowe stroje, „ubarwia” obrady parlamentu regularnymi awanturami.
Szef partii, Malema, po raz kolejny zwraca uwagę krajowych i zagranicznych mediów. Wcześniej szok wywołały jego słowa: „Nie wzywamy do rzezi białych, przynajmniej na razie”. Malema konsekwentnie od kilku lat nazywa białych „kryminalistami”, którzy ukradli ziemię czarnym Afrykanom. Takie stawianie sprawy budzi protesty nie tylko białej ludności RPA, ale też przeważającej części politycznych przedstawicieli czarnej większości tego kraju. Jednak to radykałowie z EFF są na fali wznoszącej. To oni, nie kto inny, potrafią w parlamencie skutecznie wyśmiać i zakrzyczeć wypowiedź każdego z liderów innych, większych partii, jeśli tylko nie jest ona po ich myśli. W ten sposób przepchnęli też poprawki do konstytucji.
 
Pigułka historii
Wbrew utartym opiniom czarni rodacy Malemy nie są ludnością rdzenną wobec białych. Grupa Bantu (z której wywodzą się zwolennicy EFF) zasiedliła tereny obecnej RPA w XVII w., przybywając tu z północy. W tym samym stuleciu Południową Afrykę zasiedlali – tym razem od południa, od strony Przylądka Dobrej Nadziei – koloniści z Holandii. Byli to rolnicy zwani Burami, tj. gospodarzami. Ich potomkowie to Afrykanerzy, stanowiący dziś większość białej ludności RPA. Jedni i drudzy starli się w nieuchronnej walce o zasiedlaną ziemię. Walkę tę wygrali Burowie.
Na przełomie XIX i XX stulecia Burowie ulegli z kolei Anglikom, zachowali jednak status ludności uprzywilejowanej prawnie i ekonomicznie. Gdy w 1961 r. stany Południowej Afryki oderwały się od brytyjskiego imperium, tworząc niepodległą RPA, ten status został nawet wzmocniony poprzez system tzw. apartheidu, czyli „osobnego rozwoju” ludności białej i czarnej. W praktyce ustrój ten dyskryminował czarnych, którzy jako grupa uboga i pozbawiona podstawowych praw obywatelskich spadła do kategorii odpowiadającej statusowi pańszczyźnianych chłopów w feudalnej Europie.
System ten upadł w 1994 r., kiedy to w RPA ogłoszono równouprawnienie wszystkich obywateli i rozpisano wolne wybory. Biała mniejszość straciła przez to swój uprzywilejowany status. Rządzący Afrykański Kongres Narodowy (ANC), założony jeszcze przez Nelsona Mandelę, pilnuje odtąd, by życiem społecznym kraju kierowała zasada równości.
 
Zastrzel Bura!
Ale, jak to bywa w historii, sprawiedliwe zasady trudno jest wcielać w życie. Szczególnie w kraju takim jak RPA, gdzie żyją obok siebie przedstawiciele wielu, na ogół skłóconych wzajemnie ludów: Khosa, Soto i Zulusi (wszystkie trzy z grupy Bantu), biali Afrykanerzy i Anglosasi oraz kilkanaście mniejszych wspólnot etnicznych. Każda z nich uważa, że we wspólnym państwie to właśnie ona dostaje zbyt mało, każda też, na swój sposób, walczy o więcej.
Preferowany przez Mandelę pokojowy model walki o prawa obywatelskie odrzucili przedstawiciele młodego pokolenia działaczy ANC. Jednym z nich jest właśnie Julius Malema. W 2012 r., jako szef młodzieżówki ANC, zignorował on partyjny zakaz śpiewania pieśni Dubula iBhunu (Zastrzel Bura!). Ta tradycyjna pieśń, bardzo popularna w kręgach murzyńskich aktywistów, została uznana za niepożądaną, gdy stwierdzono, że częstotliwość jej wykonywania jest wprost proporcjonalna do wzrostu liczby zabójstw białych. Malema śpiewał ją nadal na mityngach, a gdy wykluczono go z ANC, założył własną partię, w szeregach której może już bez przeszkód szerzyć, podbarwione komunistyczną ideologią, hasła czarnego rasizmu.
W pierwszej kolejności uderzają one w liczącą około 50 tys. osób grupę białych plantatorów i pomniejszych indywidualnych rolników. W systemie apartheidu była to grupa uprzywilejowana. Teraz jednak, otoczona odium „byłych wyzyskiwaczy”, spadła ona do rzędu wspólnoty faktycznie dyskryminowanej oraz jawnie prześladowanej. Najbardziej jaskrawym przykładem tych prześladowań są napady na farmy, które zaczęły się zaraz po zniesieniu apartheidu. Od tego czasu, według rzetelnych statystyk (policja zaniża prawdziwe dane) zamordowano, nierzadko przy użyciu wyrafinowanych tortur, około 3 tys. osób, w tym kobiety i dzieci. Ofiarą tej pełzającej rzezi padł więc, jak dotąd, co piętnasty przedstawiciel farmerskiej wspólnoty!
Mimo to farmerzy, prowadzący od pokoleń wzorowe pod względem gospodarczym plantacje, pozostają jedną z najbogatszych grup ludności RPA. W dodatku biali zajmują tam zdecydowaną większość wielkopowierzchniowych gospodarstw rolnych. To wszystko jest solą w oku działaczy EFF oraz pożywką dla demagogicznych i ksenofobicznych haseł.
 
Lud Syjonu
Jaskrawe, jednobarwne uniformy Bojowników, ich groźnie brzmiące śpiewy i rytmiczne tańce na partyjnych mityngach to pożyczka z estetyki, która choć rodzima, wyraża zupełnie inne wartości.
Na otwartej przestrzeni wzgórz, poza osadami, gromadzą się ludzie, ubrani w powłóczyste szaty „nowo narodzonych”. Ich ubrania mają ten sam kolor: może to być jaskrawy błękit, czerwień albo ciemny brąz – ważne, by jedność barwy wyrażała jedność wspólnoty. Klaszcząc i tańcząc, modlą się do Boga. Wygląda to bardzo efektownie, gdyż ludy Bantu słyną z wrodzonej muzykalności.
To „amaZioni”, Lud Syjonu – jak sami siebie nazywają. Narodzili się na początku XX w., jednak dopiero w ostatnich latach zdobywają wielką popularność, odsuwając w cień tradycyjne wyznania chrześcijańskie, jak anglikanizm czy metodyzm. Dziś obejmują już prawie 20 mln wyznawców, czyli połowę populacji czarnych mieszkańców RPA. Stanowią też oryginalny wkład w rozwój afrykańskiego chrześcijaństwa.
Ludzie Syjonu, w odróżnieniu od politycznych radykałów, nie dzielą swoich wyznawców według plemiennej przynależności. Zgodnie z ewangeliczną zasadą „nie ma Greka ani Żyda” (Gal 3, 28) każdy może stać się członkiem ich wspólnoty. Praktycznie nie ma tam białych, ale wyłącznie dlatego, że kult „amaZioni” zawiera liczne elementy tradycyjnej kultury Bantu, nieznanej ani Afrykanerom, ani Anglosasom. Lud Syjonu przeciwny jest też rasistowskiej propagandzie odwetu.
Czas pokaże, która z tych dwóch, młodych i dynamicznych grup czarnej ludności zwycięży, nadając ton społecznemu życiu Republiki Południowej Afryki.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki