Logo Przewdonik Katolicki

Ateiści w skafandrach

Jacek Borkowicz
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Jacek Borkowicz historyk, literat, publicysta.

W finałowej scenie komedii science fiction Seksmisja gorliwa funkcjonariuszka Emma, przebrana w kosmiczny skafander, usiłuje aresztować dysydentów przyłapanych na tarasie rozkosznej willi.

Uciekli oni z podziemnego państwa, w którym głosi się, że na powierzchni zrujnowanej wojną atomową Ziemi nie ma życia. Tymczasem wokół bucha zieleń, śpiewają ptaki, ludzie cieszą się słonecznym dniem – tylko Emma nie zdejmuje kasku w przekonaniu, że skafander chroni ją przed zabójczymi promieniami. W końcu pada nieprzytomna z braku tlenu na oczach zdziwionych i lekko rozbawionych całą sytuacją niedoszłych więźniów. Jeden z nich zdejmuje kobiecie kask i tym sposobem przywraca ją rzeczywistości.
Przeglądając bożonarodzeniowe i noworoczne wydania głównej opozycyjnej gazety, miałem uparte wrażenie powtórki z tamtych filmowych kadrów. Życie toczy się, jak się toczyło, słońce wschodzi jak co dzień – tylko na stronach owej gazety wieje smutkiem cmentarza. Jesteśmy w stanie katastrofy, promieniowanie gamma (czytaj: rządy Prawa i Sprawiedliwości, Donald Trump itd.) rozwala wokół wszystko, co się rusza, a my oddychamy jeszcze tylko siłą rozpędu. Nawet okolicznościowe życzenia, które zazwyczaj składa się w duchu radości, tutaj zabrzmiały dziwnie ponuro. Świat, nie wiadomo dlaczego, nagle wypadł z biegu i wykręcił w stronę jakiejś dzikiej i przerażającej otchłani. W tym mrocznym pędzie ku nicości życzy się nam, oczywiście, odwagi i determinacji, ale nikt nie daje realnej nadziei, że sprawy potoczą się lepiej. Co byśmy nie robili, wszystko i tak zmierza ku przepaści.  
„Ciesz się, dobro zwycięży” – mówi w gazetowym wywiadzie wybitny krakowski profesor, filozof i chrześcijanin. Jego słowa wypadły jednak dość blado na jaskrawym tle głównego przesłania dziennika, jakim jest nowina o ogarniającym nas „wszechobecnym złu”. Bóg, do którego odnosi się cała nadzieja Dnia Narodzenia, umarł, a przynajmniej „bardzo trudno złapać z nim kontakt”, jak powiedziała dziennikarka prowadząca wywiad z profesorem. Tego dowiedzieliśmy się na stronach religijnych gazety. Na pozostałych łamach brak choćby tego konwencjonalnego, pocztówkowego ukłonu w stronę metafizycznych wymiarów, o których „wypada” wspominać raz czy dwa razy do roku. Tu nikt nie ma wątpliwości – w świecie polityki i megazakupów Bóg jest nieobecny, bo niepotrzebny.
Nie dziwota więc, że świąteczno-noworoczne numery gazety są takie smutne. Sam bym się smucił, gdybym uwierzył, że tlenu do oddychania zostało mi tylko tyle, ile w podwójnym zbiorniczku, umieszczonym na plecach kosmicznego skafandra.
„Już się ma pod koniec starożytnemu światu – wszystko, co w nim żyło, psuje się, rozprzęga i szaleje” – napisał w poemacie Irydion Zygmunt Krasiński, kreśląc obraz upadku cesarstwa rzymskiego. Tak też zapewne myślą o otaczającym ich świecie współcześni nam fataliści. Ale tak jak wtedy świat się bynajmniej nie skończył, tak nie przepadnie i teraz. To nie Bóg umarł, lecz przestają oddychać ludzie przytwierdzeni do swoich skafandrów zatrzaskami lewicowo-liberalnej doktryny. Niektórym jeszcze trochę żal, inni – w malignie, właściwej stanowi niedotlenienia – nawet się do tego przyzwyczaili. Tylko tchu zaczyna brakować.
Pora poodpinać kaski.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki