Pod malowniczym klifem Góry Stołowej, turystycznej wizytówki Kapsztadu, rozlewa się morze jednorodzinnych domków. Bliższe góry, wyżej położone dzielnice Mowbray, Rondebosch, Claremont czy Harfield Village wypełniają luksusowe wille z basenami w ogrodach. Te niższe, zalegające na dnie rozległej równiny, są dzielnicami biedy. Dwóch osobnych światów nic nie łączy, choć oddziela je od siebie tylko jedna przelotowa ulica. Bogaci nie zaglądają do Hanover Park i Manenbergu, osiedli uznanych za najbardziej niebezpieczne w skali całego świata. To królestwo zła – uważają, ale nie mają do końca racji. W tym „jądrze ciemności” żyje pastor Craven Engel, człowiek który czyni pokój wokół siebie. I robi to skutecznie.
Kul się nie żałuje
W bogatych dzielnicach pod Górą Stołową mieszkają biali, w biednych – Koloredzi. Dawniej ci ostatni mieszkali wyżej i bliżej centrum, jednak w latach siedemdziesiątych, w dobie apartheidu, wysiedlono ich w głąb równiny, a na gruzach zniwelowanych koparkami domów pobudowano rezydencje dla białych. Apartheid w Republice Południowej Afryki zakończył się w 1994 r., jednak pod Górą Stołową niewiele to zmieniło. Biali i Koloredzi nadal mieszkają osobno, nadal też wyznacznikiem miejsca zamieszkania jest tutaj kolor skóry.
Koloredów nie należy mylić z Murzynami z ludu Xhosa, którzy również mieszkają w Kapsztadzie (to spośród nich wywodził się Nelson Mandela). Ci pierwsi są potomkami mieszanych małżeństw Hotentotów, pierwotnych mieszkańców tej krainy, z holenderskimi osadnikami. Razem z zatratą poczucia plemienności stracili też swoją mowę: większość z nich posługuje się afrikaans, lokalną wersją języka niderlandzkiego. Z dawnymi białymi panami łączy ich też przynależność do Kościoła obrządku kalwińskiego.
W Hanover Park i Manenbergu (w obu osiedlach mieszka po około 50 tys. ludzi) według policyjnych statystyk na każdych 30 mieszkańców przypada jeden aktywny członek gangu. Utrzymujący się głównie z handlu narkotykami gangsterzy sprawują faktyczną władzę w dzielnicach. Uliczne strzelaniny między rywalizującymi grupami (w Hanover Park są nimi „Mongrels” i „Americans”) należą tu do codzienności. Strzela się, aby zabić – im brutalniej, tym lepiej. Naćpani strzelcy kul nie żałują: tutejszą specjalnością jest kilka, lub nawet kilkanaście strzałów oddanych prosto w twarz. Ofiarami padają nie tylko przestępcy, ale także ich rodziny, nie mówiąc już o ofiarach przypadkowych, głównie dzieciach, których mnóstwo bawi się na ulicach.
Biec w stronę kul
Pastor Craven Engel urodził i wychował się tutaj, w dzielnicy koloredzkiej biedy. Jako młody człowiek chciał zostać artystą – wykazuje spore talenty jako twórca grafik. Jednak Opatrzność wybrała inaczej: w 2000 r. wyświęcono go na pastora Kościoła zielonoświątkowego. Jego ośrodek duszpasterski mieści się w samym środku Hanover Park. Pastor Engel służył tam wiernym słowem Bożym, będąc jednocześnie świadkiem narastania fali codziennej przemocy. Nie chciał pogodzić się z bezsilnością.
Dla Cravena przełomem okazał się dzień, w którym dowiedział się o istnieniu „Ceasefire” (Zawieszenie broni). W 2010 r. dotarła do niego wiadomość o grupie „przerywaczy przemocy” (violence interrupters) z Chicago, która nie moralizuje i nie wzywa pomocy, lecz zwraca się wprost do walczących gangsterów. Dlaczego nie spróbować czegoś podobnego w Kapsztadzie? Rok później zaprosił do siebie amerykańskich instruktorów z „Ceasefire”. W 2013 r., fachowo przygotowany, pastor Engel wyruszył na ulice Hanover Park i Manenbergu. Kiedy słyszał strzały, po prostu biegł w ich kierunku.
Niepisany układ
Pomysł wydawał się samobójczy, jednak zadziałał. Pastora uważają tu za swojego, nie jest też związany z żadną z rywalizujących grup. A co najważniejsze: gangsterzy wiedzą, że Craven Engel nie wyda ich policji. On tylko stara się być tam, gdzie dokonuje się przemoc i wzywa do jej zaniechania. Cierpliwie tłumaczy młodym, że kariera gangstera kończy się albo za kratkami, albo na cmentarzu. Gangi w zamian pozwalają mu żyć i nawracać. Ten niepisany układ okazał się nadzwyczaj korzystny. W ciągu pierwszego roku działalności pastor Engel zwerbował czterech pomocników. Wszyscy poprzednio byli gangsterami.
Jeden z nich, Khiyaam Frey, był kiedyś świadkiem strzelaniny. Gdy nadjechała policja, sprawca rzucił pistolet pod nogi Freya i uciekł. Frey, podejrzany o użycie broni, przesiedział 35 dni w areszcie, ale nie wydał gangstera, mimo że go znał. Wypuszczony, chciał go pobić za to, że tamten się nie ujawnił. Jednak Freya powstrzymał pastor: zostaw człowieka w spokoju.
Frey, porzuciwszy gangsterkę, założył rodzinę i został muzułmaninem. Islam, ze swoim społecznie radykalnym przesłaniem, zdobywa ostatnio coraz więcej zwolenników w koloredzkich dzielnicach Kapsztadu. Wiara Freya nie przeszkadza mu we współpracy z chrześcijańskim duchownym. I vice versa.
16 dni bez strzału
Po sześciu miesiącach pracy tamtejszych „przerywaczy przemocy” liczba incydentów z użyciem broni palnej w Hanover Park i Manenbergu spadła o połowę. Dawniej rzadki był tam dzień bez strzałów i ofiar – dziś takich dni jest coraz więcej. Rok temu pastor ze współpracownikami mógł nawet świętować sukces: 16 dni pod rząd bez strzelaniny! Ambicją Cravena Engela jest ustanowienie 365 spokojnych dni w roku. Do tego ideału jeszcze daleko, jednak z roku na rok sprawy wyglądają coraz lepiej.
Dziś grupa kapsztadzkich „przerywaczy przemocy” liczy sobie dwanaście osób, wśród nich jest jedna kobieta. W Hanover Park i Manenbergu cieszą się popularnością do tego stopnia, że miejscowe gangi nie są w stanie im zaszkodzić: potencjalni mordercy wiedzą, że natychmiast zostaliby wydani policji. Olbrzymia większość mieszkańców koloredzkich gett to nie „elementy kryminogenne”, lecz ludzie, których do przemocy popycha bieda i poczucie wykluczenia. Do takich ludzi przemawia głos pokoju i rozsądku – pod warunkiem że słyszą go z ust kogoś, komu ufają.