Stanie się nim, jeżeli wreszcie i na dobre porzucimy lęk przed głośnym nazywaniem po imieniu także bolesnych wydarzeń w życiu Kościoła. Jeszcze zanim papież Franciszek zobowiązał poszczególne episkopaty do ustanowienia takiego dnia, pionierskie wystąpienie na gruncie Kościoła w Polsce wygłosił biskup Piotr Libera. Nie sposób zapomnieć jego wstrząsających słów z czerwca 2014 r.: „My, biskupi, wyznajemy, że zbyt często – zamiast postawić na pierwszym miejscu dobro dzieci – dawaliśmy się zwieść oszustwu, dwulicowości i «mechanizmom negacji» sprawców zbrodni pedofilii”. Kilkanaście dni temu przewodniczący Episkopatu wyznał, że „Kościół bardziej niż ktokolwiek inny winien brzydzić się nikczemną przemocą, zwłaszcza wobec dziecka”.
Ale czy te mocne głosy rzeczywiście odzwierciedlają postawę całego duchowieństwa? Gdy słucham niektórych duchownych zdających się w dziwny sposób tłumaczyć kolegów księży, którzy dopuścili się drastycznych nadużyć seksualnych wobec dzieci – wątpię.
Sądzę, że część duchownych żywi się jakimiś lękami, motywowanymi być może dobrą – w swoim mniemaniu – intencją, którą nazywa obroną dobrego imienia Kościoła. Ale Kościół nie może dbać o dobre imię metodą nienazywania grzechu i przestępstwa po imieniu! Tak więc wobec bolesnego faktu wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży, Kościół może odzyskać dobre imię wobec ludzi i przed Bogiem, kiedy nazywa ten grzech, pokutuje, prosi o wybaczenie i – co jest sprawą absolutnie podstawową – stara się zadośćuczynić ofiarom. To w taki sposób należy dbać o „dobre imię Kościoła”, świętego Kościoła grzesznych ludzi, bo tylko taki Kościół może podobać się Panu. I to jest styl Kościoła, nie zaś fałszywa troska o „dobre imię”. Bo hipokryzja nie jest troską. Nie jest nią też ani obronna ekwilibrystyka usiłująca bagatelizować zło, ani tuszowanie brudnych czynów.
Seksualne wykorzystanie dzieci jest zawsze czymś strasznym, ale kościelny kontekst przydaje takim czynom znamion potwornej perwersji. Oto bowiem zła na ciele i duszy doświadczają dzieci od osób, których powołaniem jest głoszenie Ewangelii, którym pierwotnie w pełni zaufały i z którymi wcześniej często spotykały się przy ołtarzu. Dlatego przyjęte dwa lata temu wytyczne Episkopatu muszą być stosowane bezwzględnie i konsekwentnie. Zero tolerancji – to zero. I basta!
Wierzę więc, że 3 marca będzie dniem oczyszczającym, dniem, w którym Kościół w Polsce nie tylko niczego nie straci ale, przeciwnie – wzmocni się. Tak, jak wzmacnia się każdy grzesznik wstający z kolan po sakramencie pokuty.
Każdy w Kościele powinien uczynić wszystko, by żadne dziecko nie zostało skrzywdzone. Jeśli do tego dojdzie, zło trzeba nazwać po imieniu. A przede wszystkim otoczyć opieką ofiarę - stworzenie Boga. To są podstawy nowej drogi. Innej nie ma. Jest: tak, tak - nie, nie.