Pewien wybitny eseista protestancki napisał kilkanaście lat temu, że Europę czekają czasy „chrześcijaństwa samotnego heroizmu”, że wyznawcy Chrystusa będą czuć się coraz bardziej wyizolowani. Dowodził, że wzrastające zaufanie do nauki przerodzi się w jej ubóstwienie, racjonalistyczny światopogląd zdyskredytuje w oczach świata samo pojęcie wiary, wszystkich zaś wierzących skaże na banicję – jeśli nie dosłowną, to w każdym razie wykluczającą ich poza przestrzeń normalnej, „cywilizowanej” rozmowy. Chrześcijanie traktowani będą jako kasta nieszkodliwych dziwaków, którzy dali się zwieść jakiemuś tam Jezusowi z Nazaretu, który być może naprawdę sobie istniał, ale naprawdę nie ma powodu, by przejmować się ani tym, że był, ani tym, co mówił – to było przecież tak dawno, a te nauki wyglądają dziś tak bardzo nieżyciowo.
Słowa złowróżbnej diagnozy, liczącej z grubsza 30 lat, mocno utkwiły mi w pamięci. Od tamtego czasu czujnie rozglądam się wokoło i nasłuchuję, czy przypadkiem słowa ewangelickiego myśliciela nie zaczynają się spełniać. I coś mi się wydaje, że epoka chrześcijaństwa samotnego heroizmu właśnie nadchodzi.
Oto czytam, że w Hiszpanii co miesiąc zamykany jest jeden klasztor klauzurowy, ponieważ brak nowych powołań i środków na utrzymanie klasztorów. Jednej trzeciej spośród 800 z nich grozi zamknięcie; zakonnice osiągnęły podeszły wiek i nie mają następczyń.
Ale przecież Hiszpania nie jest wyjątkiem – podobnie sprawy wyglądają w innych krajach Zachodu, by wspomnieć o Holandii, gdzie katolickie świątynie – wskutek niemożności utrzymania ich przez kurczące się garstki wiernych – są sprzedawane, a nowi właściciele urządzają w nich świetnie prosperujące knajpy.
Myślicie, drodzy Państwo, że nasz kraj jest wyjątkiem, bo „Polonia semper fidelis”, bo „przedmurze chrześcijaństwa”, bo „św. Jan Paweł II” etc., etc., w związku z czym możemy spać spokojnie? Co w takim razie oznacza fakt, że w ostatnim czasie zostały zamknięte domy zakonne w Chlewiskach, na Jeżowej Woli w Radomiu i przy Wyższym Seminarium Duchownym, zaś po 90 latach posługi z Jedlni odeszły siostry szarytki, a w tym roku karmelitanki opuszczą Skarżysko-Kamienną? A przecież to tylko przykłady z terenu jednej diecezji (radomskiej akurat). Czy mamy się łudzić, że sytuacja w skali całego kraju wygląda zdecydowanie lepiej?
A czy kolejnym znakiem świadczącym o „wypłukiwaniu” chrześcijańskich drogowskazów z naszej wewnętrznej, duchowej konstytucji nie jest fakt, iż jedynie co piąty badany stwierdza, że należy mieć wyraźne zasady moralne i nigdy od nich nie odstępować? Tak właśnie wyglądamy w świetle najnowszych badań CBOS. Potwierdzają one, że nasza religijność staje się coraz mniej zinstytucjonalizowana (w myśl bałamutnego porzekadełka: Chrystus – tak, Kościół – nie) i w coraz większym stopniu ulega indywidualizacji.
Czy zatem rzeczywiście nadchodzi epoka „chrześcijaństwa samotnego heroizmu”, czasy kurczenia się katolickich wspólnot w Europie? Dużo wskazuje na to, że tak właśnie się stanie. W niedawnych „Rozmowach ostatnich” papież senior przyznał, że „dechrystianizacja postępuje” po czym wygłosił dość dramatycznie brzmiącą tezę, iż „społeczeństwo Zachodu, w każdym razie Europa, po prostu nie będzie chrześcijańskie”.
Polska nie leży poza Europą. Czy zatem polskiemu katolicyzmowi zagraża widmo „chrześcijaństwa samotnego heroizmu”? Chyba, coraz bardziej, tak. Ale odradzałbym zarówno lament nad grzesznym światem, jak i postawę wyniosłej izolacji kurczącej się owczarni wobec tego smutnego dryfu. Wydaje się natomiast, że wobec nadchodzących czasów bardziej niż kiedykolwiek Kościół w Polsce – z historycznych powodów tak mocno związany z religijnością masową – winien stawiać na jakość, na moc osobistego świadectwa, na budowanie indywidualnej świadomości wiary.