Logo Przewdonik Katolicki

Za kulisami orszaku

Dorota Niedźwiecka
FOT. TOMASZ CZACHOROWSKI/POLSKA PRESS/EAST NEWS

Zaczęło się dziesięć lat temu od szkolnych jasełek. Dziś świętuje w nich ponad milion Polaków w 660 miastach. Na czym polega fenomen orszaków Trzech Króli?

Ich początki sięgają 2005 r. i zupełnie klasycznych jasełek. W szkole Stowarzyszenia Sternik w Warszawie chłopcy przygotowali przedstawienie dla kilkudziesięciu rodzin. Mieli wystąpić w nim wszyscy uczniowie. Trzy lata później było ich tak dużo, że nie zmieścili się na szkolnej scenie, stąd spektakl przeniesiono do teatru Buffo. Spodobał się. – Zorganizujmy je dla wszystkich, na warszawskich ulicach – zaproponował dyrektor szkoły. To był strzał w dziesiątkę! W 2009 r. wyruszył na ulice pierwszy warszawski orszak, pięć lat później było ich już blisko sto w różnych miejscach Polski. Teraz przybywają lawinowo: ponad sto na rok.
 
Nie tylko parafia
Ponad milion uczestników na placach i na ulicach. Półtora miliona widzów podczas transmisji w telewizji. Ponad milion odsłon w internecie. Orszak Trzech Króli jest dziś największym wydarzeniem w Polsce, dedykowanym rodzinom i organizowanym oddolnie. Niektórzy mówią, że tam gdzie przejdzie, powstaje stowarzyszenie i jednoczy się lokalna społeczność.
– Inicjują go przede wszystkim świeccy. I, wbrew temu, czego można by się spodziewać, tylko część z nich korzystała z zaplecza, jaki daje parafia – mówi Jolanta Skwarek, koordynatorka orszaku w Polsce i na świecie. – Głównymi organizatorami stają się często szkoły, biblioteki miejskie i urzędy. Wspierają grupy harcerzy, fundacje i stowarzyszenia, a we Wrocławiu nawet kwiaciarki, które na orszak zebrały kiedyś ogromne pudło płatków kwiatów.
W 2010 r. warszawscy organizatorzy postanowili nadać orszakowi ramy strukturalne. Fundacja, którą powołali, podpowiada sprawdzone pomysły, ułatwia sprawy organizacyjne, takie jak wydruk koron czy śpiewników z kolędami. – Serce rośnie, gdy słucham opowieści o tym, jak ludzie, organizując orszak, odkrywają swój potencjał – dodaje Jolanta Skwarek. – Na Dolnym Śląsku dzięki orszakowi zaczęły współpracować dwie parafie, które dotychczas od siebie stroniły. W Małopolsce jedna z działaczek społecznych odkryła, ku swojemu zaskoczeniu, że w urzędach można wiele rzeczy sprawnie załatwić, a urzędnicy to całkiem sympatyczni ludzie, którzy tez chcą mieć swój udział w inicjatywie. Najbardziej jednak jednoczy… konkurs na wielbłąda, który co roku 6 stycznia trafia do innej miejscowości.
 
Atrakcja na wolny dzień
– Orszak to fantastyczna atrakcja na dzień wolny od pracy – Joanna Kwaśniowska, mama czwórki dzieci z Wrocławia, jest zachwycona. Pamięta, jak tuż po ustanowieniu 6 stycznia dniem wolnym od pracy oglądała program w telewizji. Pusty plac przed supermarketem, wolno toczący się wózek, szara sceneria i narzekanie na decyzje rządu, który zabrania nam iść do supermarketów. – Orszak to fantastyczne remedium, jednoczące rodziny – mówi. Pani Joanna włączyła się więc w akcję indywidualnie. Chciała uatrakcyjnić spotkanie. Spędziła setki godzin przy maszynie, szyjąc satynowe peleryny i zwiewne welony dla aniołów, atłasowe stroje dla dwórek i bawełniane ubrania dla straży ojcowskiej. Teraz cieszy się, że w jednolitej oprawie setki dzieci i dorosłych wyglądają naprawdę po królewsku.
Ludzie cenią orszak Trzech Króli przede wszystkim ze względu na jego otwartość. Nikt tu nie pyta, czy jesteś wierzący, czy niewierzący, z lewej strony czy z prawej strony. Organizatorzy dbają jedynie o wierność tradycji i biblijnym przekazom, dając dużą przestrzeń na kreatywność. A to, czy przeżywamy je jako wydarzenie kulturalne czy kulturalno-religijne, zależy od każdego z nas.
– Bardzo się ucieszyłam, gdy w organizowaniu jednej ze scen wzięła udział cała moja klasa – mówi licealistka Monika. – Najpoważniejsze role zdecydowały się odegrać osoby, które nie chodziły na religię. Potraktowali to przede wszystkim jako działanie obywatelskie. Jednak w sercu też chyba coś drgnęło, bo angażowali się w orszak w kolejnych latach.
 
Coś dla innych
Każdy orszak jest inny. W większych miastach w organizacji bierze udział sztab 20 osób odpowiedzialnych za poszczególne działy, a zadania są rozłożone na 300 do 500 wolontariuszy (w całej Polsce jest ich 50 tys.): ludzie od uzyskiwania pozwoleń w urzędach, dekorowania scen, wydawania strojów i rozdawania koron, czuwający nad bezpieczeństwem. Jasełka przybierają tu kształt wielkiego widowiska, w którym oprócz tych setek wolontariuszy potrzebne jest wsparcie sponsorów.
– Inaczej jest w mniejszych miejscowościach, gdzie niemal wszystko biorą na siebie wolontariusze – mówi Jolanta Skwarek. – Wzruszam się, gdy słyszę, że panie z kół gospodyń wiejskich same gotują bigos czy grochówkę, mieszkańcy częstują każdego świeżo zaparzoną herbatą, a miejscowa orkiestra straży pożarnej przygrywa podczas wędrówki. Pomagają też siostry klauzurowe, którą modlą się za uczestników i o dobrą pogodę – wymienia. Jako główna koordynatorka ma też sporo okazji do radości i do śmiechu. Do radości, gdy widzi, jak zaangażowanie w organizację rozwija pomysłowość i praktyczne umiejętności wolontariuszy. Okazji do śmiechu jest sporo. Jak ta, gdy zdesperowany proboszcz, któremu nie udało się znaleźć nikogo, kto jako król pojechałby na koniu, sam postanawia wcielić się w tę rolę. I gdy już udało mu się wdrapać na wierzchowca, okazało się, że siedzi… tyłem do kierunku jazdy.
 
Bez granic
Orszak cieszy się zainteresowaniem także poza Polską. Podobno gdy pierwszy raz od pięćdziesięciu lat na ulicach Goerlitz rozbrzmiały kolędy, tamtejszy biskup otarł łzę wzruszenia z oka. – Polsko-niemiecki orszak Görlitz-Zgorzelec prowadzimy od pięciu lat – mówi Wojciech Dobrołowicz. – Niemcy udostępniają ulice do przemarszu, niemiecka szkoła przygotowuje jedną z kilku scenek, a tamtejsze zoo wypożycza nam zwierzęta. Jednak to Polacy stanowią trzon jasełek. Ze względu na to, że u nas to dzień wolny od pracy, i ze względu na tradycję wspólnego kolędowania, które kocha każdy z nas – opowiada.
W tym roku aż szesnaście orszaków odbędzie się za granicą: sześć w Wielkiej Brytanii, sześć w Afryce, po jednym m.in. w Chicago i na Ukrainie. Większość organizują lokalne społeczności. Wyjątek stanowi pięć orszaków w Rwandzie. Zainicjowała je pani Basia z Żukowa, która w tym roku pojechała na misje do Kibeho i postanowiła tam zaszczepić taką tradycję.
Ale orszak nie kończy się 6 stycznia. W ciągu roku odbywa się kilka konkursów i wydarzeń z nim związanych. Jedną z inicjatyw była „Niedziela bardzo”, podczas której panie ubrane w długie suknie i w kapeluszach rozdawały ciastka, zachęcając do świętowania niedzieli.
Orszaki Trzech Króli są najlepszym dowodem na to, że dobry pomysł zakorzeniony i wierny tradycji oraz wchodzący w dialog ze współczesnością przynosi spektakularny efekt.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki