Logo Przewdonik Katolicki

Oswajanie Ziem Zachodnich

Dorota Niedźwiecka
FOT. ARCHIWUM OŚRODKA "PAMIĘĆ I PRZESZŁOŚĆ".

Polska błogosławiona Salomea w ramach, w których wisiał portret cesarza Wilhelma II i „nasz” Pan Jezus obok „ich” niemieckiego krzyża. Tak po II wojnie światowej Polacy oswajali Ziemie Zachodnie i Północne.

W pierwszych latach po wojnie przyjechało ich około 5,5 mln pięciu i pół miliona. Dziś trudno uwierzyć, że przeważającą część stanowili, wbrew obiegowej opinii, nie przymusowi osadnicy z Kresów, lecz dobrowolni z Polski centralnej.
 
Nowy rozdział
– Powojenne migracje na Ziemie Zachodnie i Północne są wyjątkowym zjawiskiem – mówi dr Wojciech Kucharski, historyk i wicedyrektor Ośrodka „Pamięć i Przyszłość”. – W wyniku decyzji Wielkiej Trójki tak ogromne miasta jak Wrocław, Szczecin czy Gorzów Wielkopolski utraciły swoją podstawową tkankę: ludzi. Na ich miejsce przybyli nowi mieszkańcy, którzy mieli tworzyć kolejny rozdział historii – wyjaśnia.
Z przestrzeni publicznej i z domów, w których się osiedlali, usuwali niemieckie symbole i zawieszali na ich miejsce własne: obrazki świętych czy zdjęcia rodzinne. Spontanicznie zmieniali nazwy ulic i miejscowości na polskie, często nawiązujące do stron, z których przybyli.
Dr Kucharski podkreśla, że podejście do zastanych jeszcze w niektórych miejscach niemieckich gospodarzy, generalnie, różniło się w zależności od miejsca, z którego pochodzili osadnicy. Ludzie z Polski centralnej, którzy przeżyli okupację niemiecką: powstanie warszawskie, obóz koncentracyjny lub zesłanie do III Rzeszy, często z niechęcią lub wrogością traktowali niemieckie dziedzictwo i pozostających jeszcze w domach Niemców. Natomiast ludzie z Kresów, u których doświadczenia wojenne koncentrowały się wokół Armii Czerwonej, na ogół nie mieli tak negatywnych skojarzeń z Niemcami. Mieli natomiast wspólne doświadczenie przesiedlenia. Podobnie jak oni przed chwilą, tak ich gospodarze pakowali się, pozostawiając swoje domy i ziemie. Ta wspólnota doświadczeń sprawiała, że ludzie z Kresów budowali z Niemcami bardzo dobre relacje.
 
Swoi i obcy
Sposobem na ułatwienie sobie życia było osiedlanie się w grupach znajomych, sąsiadów lub osób z jednej miejscowości, nawet jeśli się między sobą nie znali. I tak z Obertyna na Kresach do Sobociska na Dolnym Śląsku przeniosła się cała parafia.
– Graniczne doświadczenia życiowe, którym poddawani byli ludzie przez kilka lat wojny, doświadczenia pogardy okupantów dla życia i własności okupowanych oraz konieczność dramatycznej często walki o przetrwanie, zmuszały ludzi niejednokrotnie do przesuwania granic przyzwoitości i moralności, by ocalić siebie i najbliższych – mówi dr Katarzyna Bock-Matuszyk, historyk z Ośrodka „Pamięć i Przyszłość” i współtwórczyni podróżującej wystawy, pokazującej pierwsze lata po wojnie na Ziemiach Zachodnich i Północnych. – Jeszcze po wojnie, już w innej rzeczywistości, miało to odzwierciedlenie w silnym rozróżnieniu na swoich i obcych. Przy czym „swoi” to przede wszystkim rodzina czy sąsiedzi, a „obcy” – to także dotychczasowi mieszkańcy innych regionów kraju spotkani na Ziemiach Zachodnich i Północnych – wyjaśnia.
Potrzeba było kilku lat, by zaczęli się z nimi integrować, chodzić na wspólne zabawy, żenić się między sobą. Szczególną rolę odgrywali tu ludzie młodzi, którzy po wojennych dramatach chcieli jak najszybciej doświadczać normalności życia. Organizowali grupy młodzieżowe, koła dla dzieci, teatry, spotkania. Angażowali się w przedsięwzięcia oświatowe, jeździli z odczytami, np. o higienie.
 
Ksiądz pilnie potrzebny
„Na ziemi germańskiej leżeć nie chcę”, powtarzała 58-letnia Felicja Lutomska, którą dzieci Zosia i Jurek (więźniowie Auschwitz-Birkenau) sprowadziły po wojnie do Wrocławia. Zastrzegła w testamencie, że po śmierci chce być pochowana „w Polsce”, w rodzinnym Włocławku. Gdy zmarła dwa lata później, rodzina musiała przewozić trumnę i złożyć ją z dala od ich miejsca zamieszkania. – Wiele starszych osób, które w 1945 i 1946 r. przybyły do Wrocławia, podobnie jak wspomniana powyżej moja prababcia, nie poczuło się tu u siebie – mówi dr Kucharski. – Innym w oswojeniu tych terenów pomagał Kościół. Przywozili ze sobą kresowe Madonny i osiedlali się tam, gdzie posługiwał już polski ksiądz.
„Kiedy jako wikary z proboszczem jeździłem, często zastawałem w kościołach po dwa, trzy obrazy Matki Boskiej na ołtarzu, co jest wbrew przepisom liturgicznym. Ale mądrzy proboszczowie mieli wyczucie, nawet ponad prawo kanonicze. Wiedzieli, że jak ci ludzie ze Wschodu brali ze sobą jakiś obraz czy figurę, to im to trzeba zostawić. Bo im to dawało poczucie łączności, że nie są zupełnie oderwani, że mają łączność z ojcowizną” – wspominał bp Józef Pazdur, który został jednym z pierwszych kapłanów z Wrocławia.
Dochodziło też do paradoksalnych sytuacji. Przedstawiciele komunistycznych urzędów administracyjnych, Milicji Obywatelskiej i komitetów Polskiej Partii Robotniczej prosili władze kościelne o pilne wysłanie kapłana do danej miejscowości. Za kilka lat mieli rozpocząć walkę z Kościołem, jednak wtedy, aby przeprowadzić plan zasiedlania i umocnić swoją władzę, potrzebowali współpracy z instytucją, która odgrywała tak ważną rolę w integracji.
 
Komuniści odbudowują kościoły
Polityka władz PRL-u w stosunku do tych terenów była pełna sprzeczności. Z jednej strony nastawiona na wywożenie wszelkich bogactw, bo nie wiadomo było, jak długo te ziemie będą w polskim władaniu. Z drugiej na szybkie zagospodarowanie, by uwiarygodnić na arenie międzynarodowej polską obecność na tych ziemiach. Stąd dochodziło do kolejnych paradoksalnych sytuacji, jak odbudowywanie przez komunistów w pierwszej kolejności średniowiecznych zabytków, w tym gotyckich kościołów, bo to one świadczyć miały o piastowskich korzeniach tych ziem.
– Wykorzystywanie argumentacji historycznej do legitymizowania polskiej obecności na tych ziemiach było skazane na niepowodzenie i nie przekonywało szczególnie niemieckiej opinii publicznej. Rzeczywiście część z tych ziem należała przez pewien czas do Polski, jednak np. Dolny Śląsk już w XIV w. stał się częścią Korony Czeskiej, którą później rządzili Habsburgowie, co sprawiało, że polska historia stanowiła niewielki procent – mówi Wojciech Kucharski. – W przypadku Szczecina w ogóle trudno było mówić o polskim mieście.
Równocześnie sytuacja geopolityczna po II wojnie światowej była niepewna: przynależność tych ziem do Polski Republika Federalna Niemiec potwierdziła dopiero w 1970 r. traktatem podpisanym przez Willy’ego Brandta i Józefa Cyrankiewicza, a przypieczętowała traktatem w 1990 r. podpisanym przez Helmuta Kohla. Ta niepewność była komunistom poniekąd na rękę: nieustannie straszyli powrotem Niemców na te tereny, by w ten sposób umocnić swoją władzę. Wysyłali prosty przekaz: potrzebujemy tych ziem, a gwarantem ich posiadania jest bliska współpraca ze Związkiem Radzieckim.
 
Nasz Heimat
Inaczej przekonywał do zasadności zmian terytorialnych opinię publiczną Kościół z kard. Bolesławem Kominkiem na czele. „Bez tych ziem Polska stałaby się państwem kadłubowym, które nie miałoby szans na istnienie”, argumentował. I zaraz potem przekuwał niemiecki argument o Heimatrecht (prawie do ojczyzny) na argument polski. „Tu spoczywają nasi dziadowie i rodzice, tu rodzą się nasze dzieci. A więc to jest nasz Heimat, nasza ojczyzna”, mówił. Ten argument był bardziej przekonujący dla Niemców, bo pokazywał że oddana Polsce część stanowi regionalną całość, w której budowanie Polacy wkładali wysiłek.
Do dziś wielu mieszkańców Ziem Północnych i Zachodnich, którzy urodzili się przed wojną w Wilnie czy we Lwowie, czuje się przede wszystkim kresowianami. Jednak dla ich dzieci i wnuków, które przyszły na świat już na Zachodzie, te tereny stały się ojczyzną. Naturalny proces oswajania wzmocniły jednoczące społeczeństwo wydarzenia. Jak opór wobec wspólnego wroga podczas wydarzeń w Stoczni Szczecińskiej w 1970 r., współdziałanie społeczeństwa we wrocławskiej „Solidarności” czy wspólna bitwa o miasto stoczona podczas wielkiej powodzi w 1997 r. W ten sposób obca po wojnie ziemia dla kolejnych pokoleń stała się ojcowizną.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki