Logo Przewdonik Katolicki

Jezus codziennego użytku

Anna Sosnowska
FOT. ARCHIWUM PRYWATANE.

Jego sprawą zajęły się największe media w Polsce. Eksperci i „zwykli” ludzie toczyli na jego temat niekończące się dyskusje, wytaczając na zmianę argumenty za i przeciw.

To szalenie ciekawe, biorąc pod uwagę fakt, że mierzy on zaledwie 30 centymetrów, ma „wyszywane oczy, brwi i uśmiechnięte usta”, włosy z wełny i został wykonany z „łatwej do czyszczenia powierzchni”. Pluszowy Pan Jezus.
Pojawienie się takiej właśnie zabawki w ofercie Dystrybucji Katolickiej stało się nie tylko pewną sensacją, ale także „odbezpieczyło” – i bardzo dobrze – debatę na naprawdę ważkie tematy związane z przekazywaniem wiary małym dzieciom, kształtowaniem w nich właściwego obrazu Boga; padały pytania o profanację, a z drugiej strony o bałwochwalstwo, nie zabrakło ostrzeżeń przed infantylizacją czy banalizacją chrześcijaństwa.
Gdybyśmy chcieli któregoś do każdego z wymienionych wyżej wątków się odnieść, musieliby Państwo dostać „Przewodnik” w wersji XXL, dlatego chcę się skupić na tym, czego w tych wszystkich ważnych dyskusjach trochę mi zabrakło albo co pojawiało się w zaledwie śladowych ilościach.
Skoro rozmawiamy o – jednak – maskotce, to przede wszystkim warto zadać sobie pytanie, jaką generalnie rolę pluszaki odgrywają w życiu malucha. A jest to rola niebagatelna, fachowo określana mianem obiektu zastępczego czy obiektu przejściowego. W procesie „odrywania się” od rodzicielki, który jest absolutnie naturalny, a jednocześnie należy do dość traumatycznych doświadczeń w życiu małego człowieka, ukochana maskotka jest jakby substytutem mamy – przywraca maluchowi poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji.
Oczywiście, po kilku latach miś albo myszka idą w odstawkę, ale czy mama także? Jasne, że nie. Mama jest ważna zawsze, niezależnie od tego, czy ma się lat 8, 18, 48 czy 88 (co, swoją drogą, bywa bardzo wzruszające…). Dlatego nie przekonuje mnie argument, że kiedy pluszowy Pan Jezus trafi do skrzyni ze starymi zabawkami, tam – między zmyślonych bohaterów i legendy o smokach – automatycznie musi trafić również Żywy Bóg.
To raz. Dwa: czym pluszowy Pan Jezus różni się od wełnianych, wykonanych z modeliny czy kartonu postaci w niektórych bożonarodzeniowych szopkach? Ktoś może trzeźwo odpowiedzieć: rodzajem „(z)użycia”. Przecież nietrudno sobie wyobrazić, na co taki pluszowy Jezus będzie narażony… Ale idąc tym tropem, musimy uczciwie zadać sobie pytanie, na co są „narażone” tak chętnie noszone przez wielu chrześcijan koszulki z wizerunkiem Chrystusa? One też się przecież brudzą i raczej nie pierzemy ich osobno, w święconej wodzie…
Idźmy jeszcze dalej. „A gdzie teraz są figury Chrystusa leżącego w grobie lub zmartwychwstałego? Czy oburzamy się, że zostały usunięte z kościoła po świętach i teraz się kurzą?” – zasadnie pytał na łamach Aleteia.pl Marcin Kucharczyk z Dystrybucji Katolickiej.
I wiedzą Państwo, co w tych wszystkich, czasem kłopotliwych pytaniach – zadawanych zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników pluszowego Jezusa – jest najpiękniejsze? Że w ogóle byśmy o tym nie rozmawiali, gdyby Bóg się nie wcielił.
 



Anna Sosnowska redaktor naczelna portalu Aleteia.pl. Fanka swojego męża Krzysztofa, miłośniczka słońca, włoskiej kawy, a także poezji Wisławy Szymborskiej, której zawdzięcza ważną życiową lekcję: im prościej tym lepiej.
 

 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki