Bo czy rzeczywiście powinno się tak surowo karać kogoś za to, że szczerze wyjawia, co myśli (zakładając oczywiście, że od strony teologicznej nie przekracza granic ortodoksji)? Czy nie wpadamy zbyt łatwo w pokusę uciszania tylko tych, którzy są nie-nasi, i usprawiedliwiania tych, którzy są nasi? Czy używanie argumentu ze zgorszenia zawsze jest zasadne? Przecież jednych – weźmy przykład zupełnie abstrakcyjny – zgorszy ksiądz, który matkę dokonującą aborcji nazwie morderczynią, a innych zgorszy duchowny, który nie sięgnie po tak mocne określenie, bo według nich będzie to miganie się przed nazwaniem rzeczy po imieniu. I wreszcie: co to wszystko mówi o nas, o Kościele, skoro w pewnych sytuacjach wprost nie możemy znieść tego, że się po prostu różnimy?
Bolesną – i oby skuteczną – lekcję w tym temacie dostałam od Opatrzności rok czy dwa lata temu. Uroczysta Msza w zacnym miejscu, oczywiście koncelebra, nagle przy ołtarzu dostrzegam księdza, który – jeśli chodzi o sposób myślenia – jest totalnie nie z mojej bajki i który budzi we mnie wiele negatywnych emocji. „Co on tu robi!?” – wyrwał mi się wewnętrzny spontaniczny okrzyk, który bezlitośnie objawił, że to przede wszystkim ze mną, a nie z tym duchownym, jest coś nie tak. Bo jeśli dużą trudność sprawia mi nasze bycie na wspólnej Eucharystii (!), to zdecydowanie mam się z czego nawracać.
Cała gama wrażliwości, rodzajów duchowości, poglądów (także tych politycznych) to dla nas, ludzi tworzących Kościół, ogromne wyzwanie. Bo – zgodnie z założeniami, jakie zostawił nam Jezus – mamy się nie tylko wzajemnie nie powyrzynać, ale mamy się kochać (no dobrze, czasem miłością nieprzyjaciół, ale to ciągle miłość) i być jedno (!). Tak łatwo o tym zapomnieć i zgubić to w ferworze medialno-polityczno-światopoglądowych przepychanek…
Dlatego tak ucieszył mnie fakt, że do jednego ze swoich programów Tomasz Terlikowski zaprosił… ks. Adama Bonieckiego, a rozmowa wyemitowana na antenie Telewizji Republika 18 września przebiegła niespodziewanie spokojnie. Wszyscy doskonale wiedzą, że ci dwaj panowie pochodzą z zupełnie innych światów i nieraz, mówiąc oględnie, było im nie po drodze. Tymczasem Terlikowski jakby zrezygnował z totalnego przyparcia ks. Bonieckiego do muru, natomiast duchowny bardzo szczerze i w sposób niepozostawiający miejsca na dowolne interpretacje (co mu się wcześniej zdarzało) odpowiadał na pytania dotyczące choćby Nergala czy eugenicznej aborcji. I nagle okazało się, że Terlikowski i Boniecki – te dwa, wydawałoby się, bardzo rozłączne zbiory – mają jednak punkty styczne.
Oczywiście ci, którzy spodziewali się igrzysk, prawdziwego starcia, intelektualnego rozlewu krwi, byli bardzo takim obrotem sprawy rozczarowani. Spokojna, merytoryczna rozmowa? Nuda i zaprzepaszczona szansa. Naprawdę?
Anna Sosnowska redaktor naczelna portalu Aleteia.pl. Fanka swojego męża Krzysztofa, miłośniczka słońca, włoskiej kawy, a także poezji Wisławy Szymborskiej, której zawdzięcza ważną życiową lekcję: im prościej tym lepiej.