Logo Przewdonik Katolicki

Aż poleje się krew

Anna Sosnowska
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE. Anna Sosnowska redaktor naczelna portalu Aleteia.pl

Tak się ostatnio jakoś porobiło, że w powietrzu znowu wzrosło stężenie postulatów, by z jednym czy drugim księdzem, znanym z publicznych wypowiedzi, zrobić wreszcie porządek. Tego typu sytuacje zawsze rodzą we mnie więcej pytań niż odpowiedzi.

Bo czy rzeczywiście powinno się tak surowo karać kogoś za to, że szczerze wyjawia, co myśli (zakładając oczywiście, że od strony teologicznej nie przekracza granic ortodoksji)? Czy nie wpadamy zbyt łatwo w pokusę uciszania tylko tych, którzy są nie-nasi, i usprawiedliwiania tych, którzy są nasi? Czy używanie argumentu ze zgorszenia zawsze jest zasadne? Przecież jednych – weźmy przykład zupełnie abstrakcyjny – zgorszy ksiądz, który matkę dokonującą aborcji nazwie morderczynią, a innych zgorszy duchowny, który nie sięgnie po tak mocne określenie, bo według nich będzie to miganie się przed nazwaniem rzeczy po imieniu. I wreszcie: co to wszystko mówi o nas, o Kościele, skoro w pewnych sytuacjach wprost nie możemy znieść tego, że się po prostu różnimy?
Bolesną – i oby skuteczną – lekcję w tym temacie dostałam od Opatrzności rok czy dwa lata temu. Uroczysta Msza w zacnym miejscu, oczywiście koncelebra, nagle przy ołtarzu dostrzegam księdza, który – jeśli chodzi o sposób myślenia – jest totalnie nie z mojej bajki i który budzi we mnie wiele negatywnych emocji. „Co on tu robi!?” – wyrwał mi się wewnętrzny spontaniczny okrzyk, który bezlitośnie objawił, że to przede wszystkim ze mną, a nie z tym duchownym, jest coś nie tak. Bo jeśli dużą trudność sprawia mi nasze bycie na wspólnej Eucharystii (!), to zdecydowanie mam się z czego nawracać.
Cała gama wrażliwości, rodzajów duchowości, poglądów (także tych politycznych) to dla nas, ludzi tworzących Kościół, ogromne wyzwanie. Bo – zgodnie z założeniami, jakie zostawił nam Jezus – mamy się nie tylko wzajemnie nie powyrzynać, ale mamy się kochać (no dobrze, czasem miłością nieprzyjaciół, ale to ciągle miłość) i być jedno (!). Tak łatwo o tym zapomnieć i zgubić to w ferworze medialno-polityczno-światopoglądowych przepychanek…
Dlatego tak ucieszył mnie fakt, że do jednego ze swoich programów Tomasz Terlikowski zaprosił… ks. Adama Bonieckiego, a rozmowa wyemitowana na antenie Telewizji Republika 18 września przebiegła niespodziewanie spokojnie. Wszyscy doskonale wiedzą, że ci dwaj panowie pochodzą z zupełnie innych światów i nieraz, mówiąc oględnie, było im nie po drodze. Tymczasem Terlikowski jakby zrezygnował z totalnego przyparcia ks. Bonieckiego do muru, natomiast duchowny bardzo szczerze i w sposób niepozostawiający miejsca na dowolne interpretacje (co mu się wcześniej zdarzało) odpowiadał na pytania dotyczące choćby Nergala czy eugenicznej aborcji. I nagle okazało się, że Terlikowski i Boniecki – te dwa, wydawałoby się, bardzo rozłączne zbiory – mają jednak punkty styczne.
Oczywiście ci, którzy spodziewali się igrzysk, prawdziwego starcia, intelektualnego rozlewu krwi, byli bardzo takim obrotem sprawy rozczarowani. Spokojna, merytoryczna rozmowa?  Nuda i zaprzepaszczona szansa. Naprawdę?
 


Anna Sosnowska redaktor naczelna portalu Aleteia.pl. Fanka swojego męża Krzysztofa, miłośniczka słońca, włoskiej kawy, a także poezji Wisławy Szymborskiej, której zawdzięcza ważną życiową lekcję: im prościej tym lepiej.

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki