Znaczny wzrost cen jajek czy masła zauważył chyba każdy, kto w ostatnich tygodniach regularnie robił spożywcze zakupy. Niespełna 4 złote za pudełko zawierające 10 jaj klasy M to cena, która dziś jest już tylko miłym wspomnieniem. Obecnie za takie opakowanie zapłacimy już prawie 6 zł. Trochę ponad tę kwotę wydamy też na 200-gramową kostkę masła. I tak oto artykuły, dotąd zupełnie podstawowe, dla części polskich rodzin stały się towarami niemal luksusowymi. Czy zatem jesteśmy już tylko o krok od tego, by miarą zamożności były nie drogie perfumy, ale to, czy na śniadanie jemy jajecznicę na maśle? Na razie na pewno nie jest jeszcze tak źle. Wysokie ceny tych produktów niektórych mogą zaskakiwać, a innych oburzać. Ale przyczyn tego, że kwoty wydane na jaja czy masło w naszych domowych budżetach są całkiem spore, szukać trzeba w prawach ekonomii, a nie w jakimś złowrogim spisku tajemnych sił.
Masło mniej opłacalne
W przypadku masła trudno jednoznacznie wskazać jedną i główną przyczynę tego, że podrożało. Na pewno jednak jedną z nich jest... odtłuszczone mleko w proszku. Jest ono produktem ubocznym, uzyskiwanym przy produkcji masła. Na rynku europejskim odtłuszczonego mleka w proszku jest jednak stosunkowo dużo, m.in. przez prowadzony wcześniej jego interwencyjny skup. A to z kolei wpływa na jego cenę. – Ceny są niskie i produkcja jest mniej opłacalna. Stąd opłacalność całościowej produkcji spada – tłumaczy Jakub Staniszewski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
Warto też pamiętać, że w 2015 r. zostały zniesione w Unii Europejskiej tzw. kwoty mleczne, a więc limity wyznaczające poziom produkcji mleka. – Zaczęto produkować więcej i było taniej. Na tyle tanio, że najsłabsi ekonomicznie producenci wypadli z rynku. Siłą rzeczy spadła podaż – mówi Staniszewski. Zaznacza, że przyczyny wzrostu cen masła leżą także daleko poza Europą. – Głównie chodzi o Chiny i USA. Tam jest duży popyt na masło, co z punktu widzenia konsumenta działa niekorzystnie na ceny. Do tego dochodzi niższa produkcja w Nowej Zelandii i Australii, a to byli dostarczyciele masła na rynek chiński. W efekcie Chińczycy musieli poszukać innych źródeł dostaw. I znaleźli. W Unii Europejskiej – wskazuje.
Trzeba też mieć na uwadze, że wzmożony popyt generowany jest przez zmieniające się nawyki żywieniowe. Stąd na przykład w Stanach Zjednoczonych, wobec odchodzenia od spożywania tłuszczów trans (utwardzone oleje roślinne obecne np. w margarynie), zwiększyło się zapotrzebowanie na masło.
Winowajcą fipronil
Prostsze wydaje się wyjaśnienie powodu, przez który podczas spożywczych zakupów przyjdzie nam sporo zapłacić za jaja. Choć i tu niezwykle istotne jest to, co działo się poza granicami naszego kraju. Chodzi o letnią aferę związaną z fipronilem. To związek chemiczny mający swoje zastosowanie w walce z insektami. Skażone tą właśnie substancją jaja znalazły się m.in. w Holandii, Belgii czy Niemczech. W efekcie spowodowało to gigantyczne straty i wycofywanie jaj z obrotu. Jako że ekonomia, tak jak przyroda, próżni nie znosi, otworzyła się szansa dla polskich producentów jajek. – Polskie jaja idą na eksport. Tam gdzie są sprzedawane, ceny są wyższe, więc bardziej opłaca się je sprzedawać za granicą. W rezultacie w Polsce jest ich mniej, więc ich cena rośnie – tłumaczy Jakub Staniszewski.
Dynamiczną sytuację na rynku jaj pokazują też dane Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. I tak, jeszcze na początku września za 100 sztuk jaj trzeba było średnio zapłacić około 32 zł (klasa M), około 38 zł (klasa L) czy blisko 44 zł (klasa XL). W pierwszej połowie listopada było to już odpowiednio powyżej: 50 zł, 57 zł i 63 zł. Dane Ministerstwa Finansów, które w swoim biuletynie publikuje MRiRW, dotyczące handlu jajami, nie obejmują jeszcze boomu na polskie jajka. Zestawienie ukazuje bowiem przedział czasowy od stycznia do sierpnia, a więc w zasadzie do momentu krótko po wybuchu afery z fipronilem. Niemniej, już w przypadku eksportu do Holandii, widać różnicę z analogicznym czasem roku poprzedniego. W ubiegłym roku w tym okresie Polacy sprzedali Holendrom ponad 33,5 tys. ton jaj, podczas gdy w tym roku prawie 60 tys. ton.
Byle do świąt
Czy zatem w kontekście zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, jaj i masła zamiast na świątecznym stole, szukać trzeba będzie raczej pod choinką, jako długo oczekiwanych prezentów? Pewnie nie, choć trzeba się nastawić na to, że makowiec, sernik, pierniczki czy tradycyjna sałatka mogą tym razem kosztować nas więcej. Dużych spadków cen w tym roku spodziewać się już raczej nie należy. Tym bardziej że okres przedświąteczny to czas wzmożonego popytu, nie tylko na prezenty, takie jak książki, kosmetyki czy odzież, ale przede wszystkim na produkty spożywcze. – Ceny, które mieliśmy przed ich wzrostem, i tak w skali UE były niskie. Jeśli więc wrócimy do niższych cen, to w przypadku masła nie będzie to około 4 zł, ale raczej 5–5,50 zł za kostkę – mówi Jakub Staniszewski.