W tej historii elementy groteski przeplatają się z jak najbardziej poważnymi dylematami. Warto oddzielić jedne od drugich. Kluczową rolę odgrywa tutaj sama katedra wawelska, która od zawsze stanowiła narodową nekropolię.
Drogowskaz narodowego mistycyzmu
Z początkiem XIX w., kiedy Polski nie było już na mapie Europy, zaczęła swój żywot wyjątkowa legenda Wawelu. W oczach Polaków podzielonych trzema zaborami krakowskie wzgórze stało się symbolem trwałości i nieśmiertelności idei, której na imię Polska. Katedra wawelska, z funkcji oficjalnej i historycznej, awansowała wtedy niejako na pozycję znaku rozpoznawczego narodowego mistycyzmu. Nie mamy już swoich królów, chowajmy tutaj zatem niekoronowanych „królów ducha” - wielkich Polaków, których życiowe dokonania nadały im pośmiertnie status równy monarchom.
Jako pierwszy wystąpił z tym pomysłem kanonik krakowski Sebastian Sierakowski. W 1803 r. zaapelował on, by przenieść na Wawel z Berlina trumnę z ciałem zmarłego dwa lata wcześniej prymasa Ignacego Krasickiego. Prymas, znany nam dzisiaj bardziej jako poeta i bajkopisarz, w oczach ówczesnych symbolizował jedność podzielonego kraju. Pomysł ten wówczas nie został zrealizowany, a szczątki Krasickiego przeniesiono dopiero w 1829 r., choć nie do Krakowa, ale do Gniezna. Pozostała jednak idea Wawelu jako pierwszej spośród polskich nekropolii.
W myśl tworzącej się legendy pochowano tutaj w 1817 r. księcia Józefa Poniatowskiego, zaś w rok później Tadeusza Kościuszkę. Obaj spoczęli w glorii przywódców narodowych zrywów, które – choć nieudane – dawały im pośmiertny mandat „królów ducha”.
Obawa przed precedensem
W okresie triumfu romantyzmu narodziło się przekonanie, że królewski pochówek należy się również naszym wybitnym poetom. Pojęcie wieszcza, które wówczas zrobiło karierę, zakładało, że wielki poeta jest jednocześnie rodzajem proroka, prowadzącego naród przez ciemną dolinę niewoli. Nasi wieszczowie, którzy chcąc nie chcąc stali się przywódcami politycznymi, pomarli jednak na emigracji. Gdy więc w 1872 r. zmarł Wincenty Pol, poeta wybitny, choć niemający statusu porównywalnego ani z Mickiewiczem, ani ze Słowackim, społeczność Krakowa zwróciła się do kapituły z prośbą o pochowanie go w katedrze wawelskiej. Kapituła odmówiła, argumentując to nieuporządkowanym życiem osobistym nieboszczyka. W tle tej odmowy obecna była jednak obawa przed tworzeniem precedensu. Wawel, jako królewska nekropolia, winien pozostać miejscem wyjątkowym.
W 1884 r., prawie 30 lat po śmierci Adama Mickiewicza, kapituła zgodziła się na pochowanie go na Wawelu. Kanonicy zastrzegli jednak, że pogrzeb nie może odbyć się w kryptach królów. Pochówek Mickiewicza w 1890 r. okazał się wielkim wydarzeniem, na które przybyli rodacy ze wszystkich trzech zaborów. Ale jednocześnie pogrzeb wieszcza uruchomił dylemat, który do dziś porusza umysły i emocje Polaków: czy Wawel ma pozostać symbolem religijnym, czy też politycznym mauzoleum? Odpowiedź pierwsza zakłada, że wielkie pogrzeby winny się tu w pewnym momencie zakończyć, a sama katedra – pozostać nienaruszalnym wizerunkiem narodowej pamięci. Konsekwencją odpowiedzi drugiej jest sytuacja, w której kolejni wielcy Polacy otrzymują tu po śmierci miejsce „z urzędu”.
Wawel, Skałka czy Warszawa?
Niebawem podobna dyskusja rozgorzała wokół sprawy przeniesienia do kraju zwłok Juliusza Słowackiego. Narodowy wieszcz ma prawo do pochówku godnego na miarę Mickiewicza – argumentowali zwolennicy pochowania Słowackiego na Wawelu. Ich adwersarze proponowali nekropolię zasłużonych na Skałce, co z kolei wzburzało gwałtowny protest „opcji wawelskiej”, dla której Skałka była miejscem godnym, ale dla znakomitości „drugiego rzędu”. Ostatecznie pochowaniu Słowackiego na Wawelu sprzeciwił się w 1909 r. krakowski metropolita kard. Jan Puzyna. Biskup, pamiętający znaną strofę poematu Beniowski: „Polsko, twa zguba w Rzymie”, uważał poetę za antyklerykała. Z podobnych względów do wawelskiej krypty nie trafiła trumna zmarłego dwa lata wcześniej Stanisława Wyspiańskiego, autora dramatu Klątwa. Prochy Wyspiańskiego spoczęły na Skałce.
Ogólnonarodowa dyskusja o tym, gdzie pochować Słowackiego, przybierała nieraz tragikomiczne formy. Henryk Sienkiewicz proponował, by pochować go na szczycie Giewontu. Przeważyła jednak opinia, że to pomysł ryzykowny: z racji zatłuszczonych papierków po kanapkach, które z pewnością będą tam zostawiać zmęczeni wspinaczką turyści.
Skądinąd również pochowania Sienkiewicza na Wawelu odmówił w 1916 r. następca Puzyny, kard. Adam Stefan Sapieha. Trumna autora Trylogii spoczęła w 1924 r. w podziemiach katedry warszawskiej.
By królom był równy
Prochy Słowackiego spoczęły ostatecznie w wawelskiej katedrze, ale dopiero w 1927 r. Stało się to za sprawą Józefa Piłsudskiego, który był wielkim wielbicielem twórczości romantycznego poety. Podczas pogrzebu stojący na zamkowym krużganku marszałek zwrócił się do rzędu ubranych galowo oficerów: „Polecam panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, by królom był równy”. Ciało Słowackiego spoczęło obok grobu Mickiewicza, choć obaj „królowie ducha” rywalizowali ze sobą za życia.
Gospodarz katedry, kard. Sapieha, zgodził się na pochowanie Słowackiego pod warunkiem, że będzie to ostatni pochówek w tym historycznym miejscu. Piłsudski ów warunek zaakceptował. Jednak po latach, już w obliczu śmiertelnej choroby, wypowiedział zdanie, na które powoływali się potem jego zwolennicy: „Nie wiem, czy nie zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech!”. W chwili śmierci Marszałka w 1935 r. jego autorytet był tak wielki, że nawet kard. Sapieha nie miał siły mu się przeciwstawić. „Wolałem to zrobić z własnej inicjatywy, jak czekać na naciski i zmuszony ustępować” – powiedział potem.
Ciało Józefa Piłsudskiego spoczęło w krypcie św. Leonarda. Zanim trumnę wniesiono do katedry, pożegnał ją prezydent Ignacy Mościcki: „Cieniom królewskim przybył towarzysz wiecznego snu. Skroni jego nie okala korona, a dłoń nie dzierży berła. A królem był serc i władcą woli naszej. Dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek”.
Spojrzenie z dystansu
Ale to był dopiero początek kłopotów. Jedyne wejście do krypty prowadziło przez wnętrze katedry. Kolejki oddających cześć Marszałkowi zakłócały nabożeństwa, w samych kryptach dochodziło też do gorszących scen wywijania bronią lub nawet oficerskich toastów nad grobem Naczelnika. W dwa lata po pogrzebie kard. Sapieha przeniósł więc ciało Piłsudskiego do nowego miejsca – krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, do której wchodzi się od zewnątrz.
Ponieważ przenosiny odbyły się bez zgody władz cywilnych, w kraju wybuchła awantura. „Bezprzykładne stanowisko biskupa Sapiehy musi być surowo ukarane”– apelował na nadzwyczajnym posiedzeniu Polskiej Akademii Literatury pisarz Wacław Sieroszewski. „Wara każdemu od Majestatu Rzeczypospolitej i najświętszych wartości Narodu! Zasłonić trumnę Marszałka wartą żołnierską, a biskupa, który ośmielił się zlekceważyć wolę prezydenta Rzeczypospolitej, zamknąć w areszcie!”. Wzburzony tłum wybił szyby w oknach krakowskiej rezydencji kardynała.
Konflikt udało się załagodzić, gdy dwa miesiące po przenosinach odezwała się Stolica Apostolska. W nocie, która nadeszła z Rzymu w sierpniu 1937 r., groby wawelskie określono jako nienaruszalne, zaś wszelkie w tej mierze zmiany uzależniano od uprzedniego porozumienia ordynariusza Krakowa z prezydentem RP.
Historia pochówków wielkich Polaków, jak wiadomo, na tym się nie zakończyła. Jednak same podane tutaj przykłady mogą nas skłaniać do dystansu wobec własnych emocji. Dzieje toczą się powoli, a wyrokowanie o tym, kto jest, a kto nie jest wielkością, najlepiej pozostawić przyszłym pokoleniom.