Gdyby konsekwentnie rozwinąć metaforę Johana Huizingi, monografisty „jesieni średniowiecza”, okazałoby się, że reformacja była jabłkiem, które spadło ze średniowiecznej jabłoni. Skończył się czas, gdy wiedzę przekazywały ludziom klasztory. Ludzie częściej zadawali pytania i sami szukali na nie odpowiedzi. Niemcy około 1517 r. były krajem, w którym – dzięki rozpowszechnieniu wynalazku druku – świeccy samodzielnie czytali Biblię i samodzielnie próbowali ją interpretować. Czas dojrzał do wybuchu rewolucji: ludzie mieli już dość starego systemu, pragnęli nowości. Wystąpienie w Wittenberdze augustianina Marcina Lutra, gromiącego kościelny handel odpustami, było tylko kamykiem, który uruchomił lawinę.
Owoc już dojrzał
Zaczęło się od miast, bo Niemcy zawsze były krajem licznych i silnych miast. Zachęceni przez Lutra kaznodzieje, głosząc nową, niezależną od Rzymu interpretację słowa Bożego, szybko zdobywali posłuch mieszczaństwa. Luterańska nauka dla mieszkańców przeciętnego niemieckiego miasta stanowiła rodzaj wyzwania. Jego adresatem był miejscowy biskup, postrzegany jako reprezentant papieża, obcego władcy, rezydującego gdzieś za Alpami. Recytując luterańskie wyznanie wiary, mieszczanie przekazywali im obu komunikat: nikt nam, obywatelom dumnego grodu, nie będzie tłumaczyć, jak mamy wierzyć. Od dziś to my ustanawiamy zasady. Biskupowi wypowiadano więc posłuszeństwo, a przy okazji dostało się też i zakonnikom, których powypędzano z klasztorów.
Poza mieszczanami był miejscowy książę, który w biskupie lub opacie widział rywala w rządach nad duszami oraz, co ważniejsze, ciałami poddanych. Chętnie zatem przystał na pozbycie się konkurencji, tym bardziej że taki gest wiązał się z zagarnięciem majątku katedry, kolegiaty czy też klasztoru. Widząc, co się dzieje, również i chłopi nie chcieli stać z boku. Naostrzyli piki i ruszyli „po swoje”, paląc wszystko naokoło.
Tak wyglądał „upadek jabłka”, czyli początek luterańskiej reformacji, z której to przyczyny przez ponad sto lat w całych Niemczech, jak również w sąsiadujących z nimi krajach Europy, wybuchały wojny religijne. Luteranie, jako wspólnota, ukształtowali się w akcie protestu wobec zastanego systemu, stąd początkowo nazywali się protestantami. Potem nazwa ta przeszła na wszystkie Kościoły zrodzone w wyniku reformacji.
Okrzepnięcie i stagnacja
Luter, usunąwszy się od zamętu, który wywołał, w ciszę komnaty zamku w Wartburgu, przetłumaczył tam na niemiecki całą Biblię. Nie było to tłumaczenie pierwsze, jednak to właśnie ono akceptowane było powszechnie w księstwach, które luteranizm przyjęły. Miało to kapitalny wpływ na tworzenie się ujednoliconego języka, jakim Niemcy posługują się do dziś. Pośrednio przyczyniło się też do konsolidacji narodu, a przynajmniej jego protestanckiej części. Każde luterańskie miasto przyjęło również za punkt honoru ustanowienie własnego gimnazjum. Była to szkoła średnia nowego typu, z nauczaniem uwzględniającym zarówno klasyczną spuściznę Greków i Rzymian, jak i nowe zdobycze wiedzy. Luterańskie gimnazja wykształciły kilkanaście pokoleń światłych ludzi Zachodu.
Około 1700 r. międzynarodowa, bo wykraczająca poza granice Niemiec wspólnota luterańska była już okrzepniętą, skonsolidowaną instytucją o charakterze kościelno-państwowym. Jako taka oddaliła się od ewangelicznego radykalizmu swojego założyciela. Pojawił się w niej formalizm i rutyna obrzędów, co w codziennej praktyce prowadziło do osłabienia pobożności. Luteranie zaczęli dostrzegać, że popełniają te same grzechy, z powodu których oderwali się od katolików. Był to impuls, który doprowadził do duchowego odrodzenia w postaci ruchu zwanego pietyzmem. Można go uznać za coś w rodzaju powtórnej reformacji. Pietyści nie zmienili luterańskiej doktryny, wprowadzili jednak do życia wspólnoty nową żarliwość, doprawioną nutą nieznanego wcześniej mistycyzmu. Jednym z ich inspiratorów był Jakub Böhme, niewykształcony szewc i wizjoner, na trzy stulecia przed siostrą Faustyną zgłębiający problem zła i Bożego miłosierdzia.
Oficjalne Kościoły luterańskie podlegały wpływom rosnącego w siłę państwa. A było to już państwo doby oświecenia, bynajmniej nieprzychylne chrześcijaństwu i traktujące je jako podporę rządów absolutnego władcy. Społeczność luteran, podzielona na kilkanaście Kościołów państwowych, nie miała mocy im się przeciwstawić. Uniformizacja luteranizmu dokonywała się nawet w kwestii stroju: pastorzy zrzucili komże i na czarne sutanny nałożyli tak zwane befki, czyli dwa białe płócienne paski, noszone pod szyją. W ten sposób luteranizm upodabniał się do wyznania reformowanego (kalwinizmu). Ta bardziej od luteran radykalna społeczność protestantów luterańską reformę religii dopełniała – we własnym przekonaniu – reformą wspólnoty kościelnej. Luteranie i reformowani określali się wspólną nazwą „ewangelicy”.
Wszystko to, z pokolenia na pokolenie, prowadziło do stopniowego zeświecczenia wspólnoty. Wyrazicielem nowej tendencji, w której luteranizm przestawał już być doświadczeniem żywego kontaktu z Bogiem, stał się Albrecht Ritschl, XIX-wieczny twórca pojęcia „protestantyzm kulturowy”. W jego ujęciu ewangelicka wiara stanowiła zespół wskazówek etycznych oraz obyczajowych; mało tam było miejsca na taki model przeżywania chrześcijaństwa, jaki reprezentowały chociażby proroctwa Jakuba Böhmego.
Odrodzenie
Nawet zaniedbując mistyczny wymiar życia chrześcijańskiego, luteranizm był w stanie dać chrześcijańskiemu światu pogłębioną naukę moralną. Zadbał o to cały szereg wybitnych teologów niemieckich, szwajcarskich i skandynawskich. Najwybitniejszym z nich okazał się pastor Dietrich Bonhoeffer. Urodzony we Wrocławiu, dojrzałe życie spędził w konfrontacji z totalitarnym reżimem Hitlera. Swoją przepojoną głębokim poczuciem miłosierdzia teologię potwierdził własnym życiem, ginąc męczeńsko w obozie koncentracyjnym, zaledwie na miesiąc przed zakończeniem wojny.
W tym czasie, dzięki migracjom i misjom, luteranizm stał się wyznaniem praktykowanym na wszystkich zamieszkałych kontynentach.
Po wojnie najważniejszymi wydarzeniami luteranizmu stały się tak zwane Kirchentagi, międzynarodowe zjazdy, które z czasem przybrały wybitnie ekumeniczny charakter.
Ostatnie dekady luterańskiej wspólnoty upłynęły w obliczu cywilizacyjnych przemian, których znakiem jest chociażby wyświęcanie kobiet do godności prezbitera i biskupa, a także akceptacja związków homoseksualnych. Zmiany te nie przechodzą bez zgrzytów: sprzeciwia się im konserwatywna mniejszość wiernych. Wielu luteran Zachodu obawia się również, że zaawansowana laicyzacja społeczeństwa doprowadzi do faktycznego zaniku ich Kościoła.
Te i podobne oznaki kryzysu nie są wyłącznie dowodem słabości: można je również odczytywać w kontekście poszukiwania. Światowy luteranizm podzielony dziś na kilkadziesiąt Kościołów lokalnych. Jest żywą wspólnotą chrześcijan, poszukujących głębszego kontaktu z Bogiem, kontaktu, który owocuje żarliwą religijnością. Na tej drodze wielu luteran wraca do przedreformacyjnych korzeni. Praktykuje nieznane współwyznawcom od 500 lat formy życia duchowego, takie jak różaniec, indywidualna spowiedź czy kult świętych obrazów. Już około stu lat temu odrodziły się ewangelickie warianty wspólnot zakonnych. Ten głęboko religijny wymiar luterański ewangelicyzm przechował dzięki praktykom nabożeństw domowych, odprawianych całymi rodzinami.
Współczesny luteranizm przesuwa akcent nauczania o relacji Boga do człowieka. Teraz zamiast „usprawiedliwienia” rangi kluczowego słowa nabiera „miłosierdzie”. Także więc pod tym względem wyznanie to staje się bliższe katolicyzmowi. Można przypuszczać, że gdyby w czasach Lutra głową Kościoła był papież reformator, człowiek na miarę obecnego papieża Franciszka, nie doszłoby do rozłamu, a nowożytna historia chrześcijaństwa potoczyłaby się zupełnie inaczej.