8 kwietnia 2005 r., dzień pogrzebu Jana Pawła II. W La Garde Freinet, niewielkim francuskim miasteczku w Prowansji miejscowy piekarz, pełniący jednocześnie posługę stałego diakona, adorował Najświętszy Sakrament w kaplicy na strychu kamienicy, w której mieszkał. – Nagle ujrzałem oblicze Jana Pawła II, przenikające niczym oblicze ojca moje serce – wspomina 51-letni Martial Codou. – Otrzymałem wówczas natchnienie, które było zaproszeniem do szerzenia dobra poprzez ofiarę z siebie i duchową pomoc bliźnim. Uświadomiłem sobie, jak bardzo Kościół potrzebuje daru, jakim są ludzie słabi, cierpiący, niepełnosprawni. Takim darem był zresztą także sam papież, zwłaszcza pod koniec życia, słaby na ciele i zmagający się z chorobą – opowiada Codou z takim przejęciem, jakby to wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj. Z jego duchowego doświadczenia narodziła się idea Niewidzialnego Klasztoru Jana Pawła II, łączącego duchowo tych, którzy w zjednoczeniu z Chrystusem Ukrzyżowanym ofiarowują swoje słabości i fizyczne lub duchowe cierpienia dla dobra wszystkich ludzi na ziemi.
Najmniejsi i najsłabsi
Natchnienie, które otrzymał Martial Codou, odcisnęło się w jego umyśle w formie pełnego symboliki obrazu. Obraz, podobnie jak cała idea klasztoru, zatwierdzony został przez miejscowego biskupa Dominika Rey. Przedstawia on krzyż Chrystusa, na którego poziomej belce znajduje się mnóstwo ludzi, rozchwianych między dobrem a złem. Nie byliby oni w stanie utrzymać duchowej równowagi, gdyby belka nie była podtrzymywana. Z jednej strony podtrzymują ją małe dzieci, zmarłe przedwcześnie lub w wyniku aborcji. Z drugiej – ludzie wyizolowani ze społeczeństwa z powodu choroby, niepełnosprawności, starości czy uwięzienia. To oni, przez ofiarę własnego życia i cierpienia przyczyniają się do zbawienia świata. Oba filary spoczywają w rękach Maryi, Królowej Wszechświata i Matki Kościoła, a zarazem Matki najmniejszych i najsłabszych. Obraz dopełniają symbole Trójcy Świętej, Chrystusa w Eucharystii czy dusz czyśćcowych, przypominających prawdę o rzeczywistości świętych obcowania.
– Poruszony wizją zadzwoniłem do mojego brata, który jest rysownikiem, żeby spróbował przelać ją na papier – wspomina Codou. – Szukałem też rozeznania tego, co zobaczyłem u mojego kierownika duchowego i u innych kapłanów. Wszyscy, do których się zwróciłem przekonywali mnie, żebym udał się z misją do samotnych i cierpiących, by uświadamiać im ich specjalne powołanie. Żeby powiedzieć, że dzięki Bożemu miłosierdziu i pośrednictwu Kościoła mogą włączyć swoje cierpienie w dynamikę zbawienia. To dobra nowina dla tych, którzy czują się bezużyteczni i niepotrzebni.
Codou podkreśla, że naprawdę wielkie rzeczy, których często nie jesteśmy świadomi, dzieją się w ukryciu: w pokojach chorych, w celach więźniów. – Tajemnicą pozostanie, jak bardzo ci najmniejsi i najsłabsi swoimi ofiarami oddziałują na losy świata.
Jedni drugich brzemiona noście
Historię powstania Niewidzialnego Klasztoru Jana Pawła II oraz cudów, jakich przy tej okazji Bóg dokonywał w sercach ludzi, Martial Codou spisał w książce. W tym czasie proboszczem jego parafii był polski karmelita o. Julian Ilwicki. Zaraz przetłumaczył ją na język polski. O. Wojciech Ciak wydał ją w poznańskim wydawnictwie karmelitów, jednocześnie zapraszając Martiala Codou do Poznania. W ten sposób idea Niewidzialnego Klasztoru została przeszczepiona do Polski.
– Zaczęło się od małej grupy osób zafascynowanych historią Martiala i jego książką – mówi karmelita o. Szczepan Maciaszek, opiekun duchowy Niewidzialnego Klasztoru Jana Pawła II w Poznaniu. – Teraz w spotkaniach bierze udział około pięćdziesięciu osób. Zwykle to ludzie, którzy mają doświadczenie w opiece nad chorymi w szpitalach i domach opieki lub swoimi bliskimi. My dajemy im okazję do wspólnej modlitwy, formacji i wymiany doświadczeń.
Grupy podobne do poznańskiej powstały w Gdańsku i w Sopocie. Niewidzialny Klasztor nie jest organizacją, ale organizmem duchowym, który zbiera i wprowadza w czyn naukę Kościoła o przyjmowaniu cierpienia i krzyża. Jednym z ważniejszych dokumentów dla jego członków jest list apostolski Jana Pawła II Salvifici doloris, o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia. Papież zachęcał w nim między innymi do jednoczenia się w bólu z cierpiącym Chrystusem.
– W języku polskim słowo „klasztor” w nazwie może być nieco mylące – mówi o. Maciaszek. – Kojarzymy je najczęściej z budynkiem czy zgromadzeniem zakonnym. We Francji, kiedy mówi się „monastère”, myśli się o modlitwie i duchowym przeżywaniu zdarzeń. Jest to więc bardziej wspólnota modlitwy między osobami cierpiącymi i opiekującymi się nimi wolontariuszami, w duchu słów św. Pawła: „jedni drugich brzemiona noście”. Dzięki niej osoby chore i samotne nie są pozostawione same sobie, a jednocześnie swoim cierpieniem wypraszają nam wielkie łaski, z których do końca nawet nie zdajemy sobie sprawy – przyznaje o. Maciaszek.
Samotność boli najbardziej
Pięć lat temu na spotkania do karmelitów trafił lekarz Maciej Klimasiński. Dzięki studiom podyplomowym na Uniwersytecie Jana Pawła II miał już pewne doświadczenie, dotyczące opieki duchowej nad chorymi. – Zainteresowałem się tym tematem po chorobie bliskiej mi osoby – wspomina. – W trakcie tej choroby musiałem skonfrontować wyniesioną ze studiów wiedzę medyczną z potrzebami człowieka nieuleczalnie chorego, u którego pojawiają się pytania egzystencjalne. Zdałem sobie sprawę, że otrzymałem wprawdzie wiedzę o najnowszych sposobach leczenia ciała, a niewiele wiem o sprawach związanych z wiarą czy duchowością – przyznaje Klimasiński. To z jego inicjatywy u poznańskich karmelitów już od czterech lat organizowane są miesięczne kursy wsparcia duchowego, przeznaczone dla osób zajmujących się przewlekle chorymi, dla rehabilitantów, fizjoterapeutów czy osób odwiedzających chorych w parafiach. – Na kursach przekazujemy fachową wiedzę i dzielimy się praktycznymi umiejętnościami z zakresu opieki nad chorymi – tłumaczy Klimasiński. – Zależy nam, aby umieć rozpoznawać potrzeby chorych i aby nasza obecność była dla nich wsparciem, zwłaszcza duchowym.
Z absolwentów kursu stworzyła się już kilkunastoosobowa grupa wolontariuszy, która regularnie odwiedza chorych w jednym z poznańskich szpitali. To oni stanowią trzon Niewidzialnego Klasztoru w Poznaniu, który stara się przełamywać lęk przed chorymi oraz postawę ucieczki od nich samych i od tematu cierpienia. – Zarówno pacjenci, jak i kapelan szpitala są bardzo zadowoleni z naszej posługi – mówi Maciej Klimasiński. – Nie tylko przygotowujemy chorych do spotkania z kapłanem i przyjęcia sakramentów, nie tylko mówimy o idei Niewidzialnego Klasztoru, ale po prostu spędzamy z nimi czas. Często bardziej niż ból czy niedogodności fizyczne doskwiera im samotność. Wolontariusze w hospicjum to dziś rzecz naturalna. Tymczasem w szpitalach są oni równie potrzebni – dodaje lekarz.