Jest to komentarz piętrowy. Śpiewak poczynił go, zamieszczając na swojej stronie tweeta znanej feministki, właśnie Agaty Bielik-Robson. Treść jej krótkiego jak przystało na Twitter wpisu jest równie lapidarna: „Niech bronią elity, która słabnie pod ciosami chamskiego populizmu. Tego oczekuję od opozycji”.
Nie ma chyba głupstwa, niezręczności, aktu urażonej pychy, jakich nie ogłosiłyby ostatnio ważne persony reprezentujące dawny mainstream, przy czym celebryci i niestety dziennikarze są jeszcze bardziej zdezorientowani i agresywni niż politycy opozycji. Ale też przyznajmy, są oni szarpani jak nigdy. Przez swoich politycznych oponentów od zawsze, ale także przez masy zwykłych ludzi, którym internet umożliwia zrzucenie z wątroby najróżniejszych żalów.
Dotyczy to nie tylko pojedynczych nazwisk, ale i całych grup. Sędziowie swoimi atakami na pisowski projekt „reformy” tylko rozwścieczają masy zwykłych Polaków mających do nich mnóstwo pretensji. Dziennikarze mediów, które w następstwie dekoncentracji wpadną być może w inne ręce, czytają, że za lata kłamstw i wyższości okazywanej prostemu człowiekowi należy im się słuszna odpłata. Niezadowoleni ze zmiany na stanowisku szefa PISF filmowcy dowiadują się, że robią antynarodowe filmy i na dokładkę przewalają pieniądze.
Oczywiście znaczna część takich głosów to następstwo ideologicznego i politycznego starcia. Co więcej, wszystkie te grupy mają zagorzałych obrońców często też przemawiających brutalnym językiem. Ale igrzyska przeciw elitom stały się elementem nowej rzeczywistości, zapewne zresztą nie tylko polskiej. Można podejrzewać, że napędzają poparcie nowej władzy. Wielu atakuje sędziów, dziennikarzy, filmowców, bo lubi PiS. Ale inni polubiają PiS, bo pozwala im atakować te środowiska.
Nie jest to miłe, ale do pewnego stopnia naturalne. O to zapewne chodzi Bielik-Robson, przy czym propozycja, aby elity choć trochę uderzyły się we własne piersi, nie znajdzie u niej zrozumienia. A jeśli nie, żeby ona sama podeszła przynajmniej do tego zjawiska jak naukowiec.
Jednak animowana przez rządowe i prorządowe media kampania przeciw lekarzom rezydentom to co innego, i ona trochę mnie zaskoczyła. Można odmawiać tym młodym ludziom racji merytorycznych. I można pytać, dlaczego nie buntowali się za rządów PO, kiedy nie było im lepiej. Choć na to drugie pytanie odpowiedź jest prosta: PiS rozbudził przekonanie, że nie ma żadnych finansowych granic możliwości władzy publicznej. Jeśli władza na coś nie daje, znaczy, że nie chce albo nie umie.
Można też przestrzegać tych młodych ludzi, że dają się wykorzystywać opozycji, która nigdy nie dała im więcej. Ale gotowość do posługiwania się w ich piętnowaniu językiem dawnych kampanii komunistycznych, jest czymś, co trudno przyjąć spokojnie. Gotowość tzw. prawicowych dziennikarzy i zwykłych Polaków do dawania posłuchu najdzikszym plotkom na temat normalnych ludzi, zaskakuje. Jedni powtarzają te plotki z fanatycznej wiary: mamy kraj szczęśliwości, więc kto się buntuje, musi być inspirowany. Inni robią to, bo im za to płacą – zwłaszcza w TVP.
Ma rację Paweł Kowal, kiedy pyta ministra zdrowia, czy godzi się z traktowaniem wszystkich lekarzy jako ludzi podejrzanych. Nie sądziłem, że 28 lat po upadku komunizmu tak wiele w nas z totalitarnego myślenia.