„Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce”. Czytając przypowieść, mam przed oczami spotkanie z Ramzim, pracownikiem Caritas Liban. Mieszka w miejscowości Zahle, 15 km od granicy syryjskiej, gdzie schronienie znalazło prawie milion uchodźców z Syrii. Mieszkają w około dwóch tysiącach nieformalnych obozowisk. Jak przyjeżdżałam do Libanu, Ramzi był moim przewodnikiem. W każdym obozie, w jakim byliśmy, był witany jak przyjaciel. Cieszył się dużym zaufaniem Syryjczyków, wiele razy widziałam, jak ich słucha i stara się pomóc. Kiedyś przy obiedzie, rozpoczął swoją opowieść. Skończył studia we Francji, wrócił do Libanu, bo kocha swój kraj. Słuchałam, jak potem wojna zniszczyła jego biznes i całe dotychczasowe życie. Jak zdecydował się pomagać uchodźcom, pomimo że w wojnie domowej przed około 20 laty stracił krewnych, zabitych przez Syryjczyków. Był zdziwiony moim pytaniem, dlaczego pomaga swoim wrogom. Usłyszałam: „Naśladuję Chrystusa. W chwili śmierci zapyta mnie, czy przebaczyłem. Jak Bóg mi przebaczył, to kimże ja jestem, by tego nie zrobić. Czy będę lepszy, mszcząc się? Nigdy. Miałem tyle razy okazję, by to zrobić. Ale potem nie byłbym godny nazywać się chrześcijaninem”. Nie tyle heroizm pomagania, co heroizm wiary. W przypadku Ramziego jego żywa wiara sprawiła, że pomimo ruiny swojego życia, pomaga tym, którzy stali się tego przyczyną. Nic nie jest dane raz na zawsze, nawet nasze chrześcijaństwo. Jest ono darem, który musimy pielęgnować i rozwijać, by wydało owoce.