Logo Przewdonik Katolicki

​Niepodległość nie w porę

Jacek Borkowicz
Fot. MOHAMED MESSARA /PAP EPA

​Kurdowie z Iraku mają wszelkie zadatki ku temu, by wybić się na formalną suwerenność. Jednak w tej chwili świat jest jej przeciwny, choć jeszcze niedawno doceniał działania nieformalnego państwa.

Nie polecimy już na wakacje do Erbilu. Wielka szkoda. Do tej pory przeciętny Polak, po niecałych siedmiu godzinach lotu (z jedną przesiadką) mógł lądować w miejscu, które na równi z Jerychem dzierży palmę najstarszego miasta świata. W Kurdystanie czekały go piękne krajobrazy, stosunkowo dobrze zorganizowana obsługa turystyczna oraz poczucie bezpieczeństwa. Iracki Kurdystan, nieuznawane państwo będące w stanie wojny z tzw. Państwem Islamskim, było jak dotąd jednym z bardziej bezpiecznych obszarów na świecie, a już na pewno najbezpieczniejszym miejscem gorącego politycznie Bliskiego Wschodu. Czy ktokolwiek słyszał o akcie terrorystycznym dokonanym w Kurdystanie lub z udziałem Kurda? No właśnie. Państwo kurdyjskie, choć nieproklamowane, doskonale radzi sobie z problemem terroryzmu, czego nie można powiedzieć o wielu państwach z prawdziwego zdarzenia.

Drzwi się zamykają
Kurdowie są bliscy Europejczykom, chociażby przez swe aryjskie pochodzenie. Wiele słów z ich słownika przypomina dźwięki znane mieszkańcom Europy, także Polakom. Słynni peśmergowie [popularna w Polsce forma „peszmergowie” to kalka z angielskiego „peshmerga”, a w języku kurdyjskim występuje głoska „ś”, nie do wymówienia przez Anglików – JB], kurdyjscy wojownicy, rdzeń „śmer” w swojej nazwie mają wspólny z polską „śmiercią”. Bo to ci, którzy „śmierci się nie boją”. Kilkumilionowa kurdyjska emigracja na Zachodzie jest, poza libańsko-syryjskimi chrześcijanami, najlepiej zintegrowaną z Europą społecznością bliskowschodnią. Kurdowie, o których wiemy mało, powiązani są z nami licznymi węzłami kultury i historii. Walczący z krzyżowcami sułtan Saladyn, w zgodnej opinii współczesnych najbardziej rycerski spośród muzułmanów, był przecież Kurdem z pochodzenia.
Wszystkie te nici są obecnie zrywane. Po tym gdy 25 września mieszkańcy irackiego Kurdystanu, w ponad 90-procentowej większości opowiedzieli się za niepodległością swojego kraju, Bagdad i inne stolice w pośpiechu zamykają przestrzeń powietrzną nad Erbilem. Wolny Kurdystan nie podoba się żadnemu z sąsiadów – na czele z Irakiem, z którego właśnie ogłosił secesję.

Na przekór fatalizmowi
Polacy lubią narzekać na swoje fatalne położenie geopolityczne, ale Kurdowie, którzy odpowiadają nam potencjałem populacji, mają pod tym względem jeszcze gorzej. Dość powiedzieć że przez tysiąc lat historii nigdy nie wybili się na niepodległość, chociaż bardzo się o nią starali. W XX w. kilkakrotne próby zorganizowania kurdyjskiego państwa były zdecydowanie i z reguły brutalnie tłumione – a to przez Iran, a to przez Irak, a to przez Turcję. Bo Kurdystan, czyli tereny przez Kurdów zamieszkane, leży na terytorium wszystkich tych krajów, z dodatkiem Syrii. To serce rozrywanego wojnami Bliskiego Wschodu. Dlatego każda wojna, która na Bliskim Wschodzie wybucha, w ten czy inny sposób Kurdystanu dotyka. Z tej samej przyczyny żaden bliskowschodni konflikt nie zostanie trwale uregulowany, jeśli nie rozwiąże się problemu kurdyjskiej niepodległości. Doskonale wiedzą o tym władze Izraela, który jako jedyne państwo na świecie uznaje prawo Kurdów do samostanowienia. Bo Izrael, we własnym żywotnym interesie, chce pokoju na Bliskim Wschodzie, w dodatku nie będzie się z Kurdystanem spierał o granice. Jednak pozostałe państwa uważają inaczej.
Jednak w ciągu ostatniego ćwierćwiecza ta fatalna karta jakby zaczęła się odwracać, a Kurdom, przynajmniej tym zamieszkałym w Iraku, zaświtała nadzieja wolności. Gdy w 1991 r. iracki dyktator Saddam Husajn swoim atakiem na sąsiedni Kuwejt sprowokował militarną interwencję Stanów Zjednoczonych, Amerykanie wymusili na Iraku faktyczną nieingerencję w sprawy tamtejszych Kurdów. Do tamtej pory iracki Kurdystan był widownią całego szeregu antyirackich powstań, a bombowce Husajna regularnie zrównywały z ziemią zrewoltowane kurdyjskie wioski. Teraz Organizacja Narodów Zjednoczonych ogłosiła ten teren strefą zakazu lotów dla sił powietrznych Iraku. Odtąd każdy iracki samolot wojskowy, który zapuścił się na zamieszkane przez Kurdów obszary, ryzykował strącenie go przez siły przeciwlotnicze USA. Dla kurdyjskich powstańców oznaczało to możność decydowania o własnym losie; niebawem, w 1992 r., ogłosili też oni autonomię irackiego Kurdystanu.

Sprawne, nieuznane państwo
Owa sytuacja trwała aż do tej pory. Iraccy Kurdowie potrafili wykorzystać dany sobie czas. Sprawnie zorganizowali struktury faktycznego państwa, chociaż niepodległym państwem nigdy go dotąd nie nazywali. Na lotnisku w Erbilu przybywających witała flaga Kurdystanu. Irackiej tam nie było, chociaż formalnie Erbil nadal jest częścią Iraku.
Autonomiczny Kurdystan w podziwu godny sposób podjął nie lada wyzwanie, jakim stała się wojna z „kalifatem” ISIS. Kurdyjscy peśmergowie nie tylko obronili przed dżihadystami własne terytorium, ale też potrafili wyzwolić z rąk islamskich radykałów część obszarów zamieszkanych przez Arabów, z Mosulem włącznie. Był czas, kiedy armia kurdyjska brała na siebie główny ciężar walki z ISIS. Można powiedzieć, że gdyby nie Kurdowie, nie byłoby obecnego zwycięstwa nad siłami „kalifatu”. Państwo kurdyjskie działało więc sprawnie, a nawet z poklaskiem międzynarodowej społeczności. Pod jednym warunkiem – że się państwem nie nazywało.
Wszystko to za jednym zamachem zburzyło referendum z 25 września. Kurdowie wszystkim zaczęli przeszkadzać. Rząd w Bagdadzie, czemu trudno się dziwić, stanowczo zaprotestował przeciw próbie oddzielenia od Iraku sporej części jego terytorium. Irackie wojska już zostały wysyłane na granicę byłej autonomii i bliski jest dzień, kiedy granica ta stanie się widownią kolejnej bliskowschodniej wojny. Turcy, którzy do tej pory autonomię kurdyjską popierali (traktując ją jako strefę wpływów Ankary), ogłosili, że są przeciwni niepodległemu kurdyjskiemu państwu. Im też trudno się dziwić: wszak to właśnie w Turcji mieszka największa, kilkunastomilionowa mniejszość kurdyjska. A pytanie w referendum, na jakie przygniatająca większość respondentów odpowiedziała „tak”, nie dotyczyło niepodległości jedynie dla irackiej autonomii, lecz dla wszystkich terenów, na których mieszkają Kurdowie.
Inne państwa sprzeciwiają się kurdyjskiemu samostanowieniu dla zasady, która brzmi: po 1945 r. granice państw świata nie zmieniały się – i tak ma pozostać. A Kurdowie? Skoro „nie załapali się” po wojnie na własne państwo, muszą pogodzić się ze swoim pechem.

Jeszcze nie czas
Prezydenta Masuda Barzaniego, syna Mustafy, legendarnego przywódcy kilku antyirackich powstań, czekają teraz trudne miesiące. Jego wpływy ograniczają się do północnej części kraju, na południu, w okolicy Sulejmaniji i Kirkuku, przewagę mają przedstawiciele klanu Talabanich, tradycyjnie rywalizującego z Barzanimi. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Sulejmanija i Kirkuk to obszary wydobycia ropy i gazu, o które rywalizują ze sobą światowe potęgi, stwierdzimy że perspektywy przyszłości niepodległego Kurdystanu, jak również przyszłości pokoju w Iraku, rysują się niewesoło.
Jest jednak w tej opowieści nuta optymizmu. Dwadzieścia pięć lat faktycznej wolności oznaczało dla irackich Kurdów możliwość wychowania w pokoju całego pokolenia świadomych obywateli. Ze szkół i uniwersytetów Kurdystanu, jak również ze szkół i uniwersytetów zachodniej Europy wychodzą dziś z dyplomami młodzi ludzie, dla których jest rzeczą oczywistą, że ich kraj zasługuje na miejsce w szeregu suwerennych państw świata. I oni kiedyś decydować będą o suwerennym i pokojowym bycie ich ojczyzny. Ale na to jeszcze nie czas.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki