Logo Przewdonik Katolicki

Zawstydzanie prezydenta Dudy

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Książek

Od czasu gdy prezydent przedstawił ustawy zmieniające Krajową Radę Sądownictwa i Sąd Najwyższy, trwa dość dziwaczny proces – proszę wybaczyć sformułowanie – przeczołgiwania głowy państwa przez... partię rządzącą.

Wielu polityków PiS mówiąc o propozycjach prezydenta, ma minę taką, jakby projekty przedstawił Bronisław Komorowski, a nie człowiek, którego w wyborach wystawiło PiS. Słyszeliśmy więc, że partia potrzebuje dwóch tygodni, by się z projektami zapoznać, że trzeba sprawdzić, czy są zgodne z prawem UE i z konstytucją, zupełnie jakby ta zgodność była od dwóch lat dla PiS najważniejsza. Niektórzy politycy partii rządzącej narzekali, że ustawa – choć bardziej radykalna, niż można się było spodziewać – jest niewystarczająca, ponieważ nie dość radykalna właśnie.
I choć pod polskimi sądami pojawili się znów protestujący, choć większość niechętnych obozowi rządzącemu środowisk prawniczych orzekło, że pomysły prezydenta są nie do zaakceptowania, choć wrodzy PiS komentatorzy triumfowali, twierdząc: „Nie mówiliśmy, że projekty Dudy wcale nie będą dużo lepsze od tego, co zgłosił PiS”, mimo tego wszystkiego z jądra obozu dobrej zmiany słychać było narzekanie.
Co więcej, sporo dziennikarzy blisko związanych z centralą partii rządzącej przy ulicy Nowogrodzkiej zaczęło mówić, że oto godzina próby przed prezydentem, gdy musi zdecydować, czy jest dalej częścią dobrej zmiany, czy też ją porzucił na rzecz establishmentu III RP, salonu, układu czy jakkolwiek eufemistycznie zostaną nazwani przeciwnicy PiS. Coraz częściej zaczęły się nawet pojawiać argumenty, że lepiej, by nie było żadnej reformy, niżby zmiany w sądownictwie były powierzchowne. I to, muszę przyznać, największa niespodzianka całej tej sprawy.
Bo z punktu widzenia logiki PiS projekt Dudy i tak jest bardzo daleko idący. Rozwiązanie kadencji KRS oznacza, że Rada, która jako jedyne ciało w Polsce ma prawo decydować, kto będzie, a kto nie, sędzią i który z nich awansuje, będzie wybierana w sposób polityczny – przez Sejm. Dotychczas wybierana była przez samych sędziów. W dodatku z Sądu Najwyższego odejść będzie musiało niemal połowa sędziów, zaś o składzie nowej izby dyscyplinarnej oraz nowej izby zajmującej się nie tylko skargami nadzwyczajnymi, ale m.in. ważnością wyborów, decydować będzie... powołana przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa. Skoro więc tak wygląda projekt przedstawiony przez prezydenta, skąd biorą się wszystkie fochy, skąd bierze się ta próba zawstydzenia Andrzeja Dudy przez jego własny obóz?
Jedno jest pewne, w tej operacji wcale nie chodzi o reformę sądów. Ta licytacja w radykalizmie ma zupełnie inny cel. To ma być test dla prezydenta – ale też i innych środowisk po prawej stronie sceny politycznej – czy gotowe są na rewolucję. Jeśli czytamy, że Duda chce się cofnąć, że nie chce radykalnych zmian, rozumiemy, że nie chodzi o naprawę Polski. To zmiana staje się celem samym w sobie. Nie chodzi o efekty, chodzi o głębokość zmian. Tak jak w każdej rewolucji, to krew przeciwników, radykalizm zmian, ma dać poczucie, że coś się zmienia. Realne efekty to sprawa drugorzędna. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki