Logo Przewdonik Katolicki

​Twarze Fridy

Natalia Budzyńska

​Frida Kahlo to ikona sztuki meksykańskiej, a może nawet więcej: Meksyku w ogóle. Miłośnicy jej oryginalnego malarstwa mogą w Poznaniu na własne oczy zobaczyć kilkanaście płócien autorstwa Fridy. Ciekawy jest także polski kontekst wystawy.

Frida Kahlo tak silnie wrosła w popkulturę ostatnich kilkudziesięciu lat, że trudno wyobrazić sobie świat bez niej. A przecież do czasu powstania filmu fabularnego w reżyserii Salmy Hayek (w którym zagrała również główną rolę, świetnie upodabniając się do Fridy) całe rzesze ludzi niezwiązanych ze sztuką o istnieniu Fridy nie miały pojęcia. Film zatytułowany po prostu Frida powstał w 2002 r., a scenariusz oparto na pierwszej rzetelnej i solidnej biografii napisanej w 1983 r. przez Hayden Herrerę.
Za życia Frida była barwnym ptakiem, żoną szanowanego artysty narodowego. Owszem, malowała, ale nie wystawiano jej zbyt często: do śmierci miała tylko jedną wystawę indywidualną w Meksyku i po jednej w Nowym Jorku i w Paryżu. W Polsce w 1955 r. podczas wystawy sztuki meksykańskiej można było zobaczyć jej spory obraz, ale nie zainteresował on ani recenzentów, ani widzów, choć sama wystawa cieszyła się dużą oglądalnością.
Teraz po raz pierwszy możemy nacieszyć oczy obrazami Fridy i jej męża Diego Rivery na wystawie, którą poznańskie Centrum Kultury Zamek przygotowywało przez kilka lat. Obrazy pochodzą z kolekcji Jacques’a i Nataszy Gelmanów i są owocem ich fascynacji sztuką meksykańską.

Arteterapia
Natasza Gelman nie lubiła smutnych obrazów. Ten fakt tłumaczy jej wybór obrazów meksykańskiej pary. Była pochodzącą z Czechosłowacji żoną rosyjskiego filmowca, który dorobił się na komediach. Kupował europejską sztukę współczesną, zamawiał u znanych artystów portrety żony. Był jednym z pierwszych kolekcjonerów, którzy zwrócili uwagę na sztukę meksykańską i stąd portret Nataszy namalowany przez Fridę. W latach 40. Natasza kupowała portrety Fridy niemal zaraz po powstaniu. Warunek był jeden: nie mogły być bolesne. Wybierała te najpogodniejsze. Dlatego nie zobaczymy na poznańskiej wystawie obrazów, z których Frida Kahlo jest najbardziej znana. Jej życie bowiem było pełne bólu, którego pozbywała się, przenosząc go na płótna. Sztuka Fridy jest zapisem cierpienia, smutku i łez. W malarstwie znalazła na to najlepsze lekarstwo. Malowanie dawało jej wytchnienie, siłę i radość. Chciałby się powiedzieć: doskonała arteterapia.
Chyba nie da się pisać o jej sztuce, nie wspominając o życiu. Jakby potoczyły się jej losy, gdyby nie doszło do wypadku tramwajowego? 19-letnia Frida wyszła z niego bardzo pokiereszowana. Miała złamania trzeciego i czwartego kręgu lędźwiowego, trzy złamania miednicy, jedenaście prawej stopy, a stalowa rura, która wbiła się w jej ciało, doprowadziła do zapalenia otrzewnej i pęcherza. Od tamtej chwili ból stał się jej towarzyszem nieodłącznym. Leżała w gipsowym gorsecie miesiącami. I zaczęła malować.

Skąd się wzięła Frida?
Z gipsu wyfrunęła niczym barwny motyl. Ubarwiała świat strojami, bezczelnością i głośnym śmiechem. Marzyła o miłości i rewolucji. Zapisawszy się do partii komunistycznej, poznała dwadzieścia lat starszego Riverę i się zakochała. Diego Rivera był już wtedy znanym malarzem meksykańskim. Kształcił się wiele lat w Europie, był twórcą zamawianych murali, a na dodatek spodobały mu się pierwsze próby malarskie Fridy. Nikt jej malarstwa nie uczył, nie chodziła do żadnej szkoły sztuk pięknych, nikt jej niczego nie narzucał: ani swojego języka, ani swoich fantazji, ani swoich wizji. Malowała z wnętrza. Intuicyjnie.
Dziwna była z nich para. On wielki i raczej nieprzystojny, ona filigranowa, w szerokich kolorowych spódnicach i wstążkach we włosach niczym meksykańska lalka. Długo traktowano ją jako maskotkę Rivery. Ta miłość była wybuchowa, przerywana romansami, dramatami, zdradami. Ślub, rozwód, znowu ślub. Wszystko w atmosferze bohemy artystycznej i zapału zapatrzonych w komunizm rewolucjonistów. Frida malowała swoją miłość do Diega, swoje przywiązanie do niego i swoje z nim związanie. Na jej obrazach często znajdziemy twarz ukochanego wpisaną w jej czoło, bo nie opuszczał jej myśli nawet na chwilę. I jeszcze łzy i krew. Tak jakby cały świat płakał i krwawił. Bo jej ciało krwawiło i przyjmowało krew cudzą. Takich obrazów na wystawie nie zobaczymy z wyjątkiem jednej małej grafiki. Zatytułowana jest Frida i poronienie, pochodzi z 1932 r. W tym czasie Frida i Diego przebywali w Detroit, ona była w ciąży i bardzo się bała  macierzyństwa: ze względu na Diego i ze względu na siebie i swoje zdrowie. Wiadomo, że dokonywała aborcji, lekarze nie dawali jej nadziei na to, że będzie w stanie donosić ciążę po przebytym w młodości urazie miednicy. Ślady traumy po aborcjach i poronieniu wyraźnie widać na wielu jej obrazach. Ta grafika to wyraz żałoby: płacze ona, płacze księżyc, płacze jej łono. Wszystkie dzieła Fridy mają tyle symbolicznych odniesień, że zagłębianie się w nie może być wielką przyjemnością intelektualną. To trochę jak zabawa w odczytywanie znaczeń, które artystka ukryła pod postacią znaków. Jakby albo nie chciała mówić wprost, albo chciała coś ukryć. Niektórzy krytycy twierdzili, że nurt, jaki reprezentuje to malarstwo naiwne, inni, że to surrealizm. Myślę, że do jej obrazów pasuje określenie zarezerwowane dla iberoamerykańskiej literatury: realizm magiczny.

Polskie konteksty
Kuratorka wystawy i wielka znawczyni twórczości Fridy Kahlo nie chciała pokazywać życia artystki poprzez jej sztukę. Chciała pokazać po prostu jej sztukę. Nie można też mówić w tym przypadku o retrospekcji. Pokazane zostało kilka wczesnych obrazów Diego Rivery i kilkanaście Fridy, głównie portretów. Oprócz tego grafiki i kartki z jej dziennika oraz fotografie i filmy.
Ta wystawa ma także swoją polską odsłonę w postaci Fanny Rabel, jednej z Los Fridos, uczennic Fridy z czasów, gdy wykładała w szkole sztuk pięknych w latach 40. Fanny Rabel urodziła się w Lublinie i wraz z rodzicami, aktorami żydowskiego teatrzyku, wyemigrowała do Meksyku. Tak wspominała swoją nauczycielkę, która uczniów otaczała niemal macierzyńską opieką: „Ledwie wylądowałam u Fridy, a już byłam nią zafascynowana; miała bowiem talent do urzekania ludzi. Była niepowtarzalna. Miała w sobie niesamowicie dużo humoru i radości życia”. Drugą Polką z pochodzenia, której prace wchodzą w skład wystawy, jest fotografka Bernice Kolko, urodzona w Grajewie. Zaprzyjaźniła się z Fridą Kahlo dopiero w 1951 r., bywała u niej niemal codziennie, dzięki czemu mogła robić jej bardzo osobiste zdjęcia w domowym zaciszu. Oto Frida bez retuszu, bez masek, bez gości. To właśnie Bernice Kolko zawdzięczamy pośmiertne fotografie Fridy Kahlo.
Frida inspiruje kolejne pokolenia. Czym? Chcą ją mieć dla siebie feministki, wspominając na każdym kroku o jej umiłowaniu wolności twórczej, odwadze i wyzwoleniu. Ale Frida inspiruje przede wszystkim radością życia i stylem, w jakim przetrwała cierpienia i upokorzenia. Po wypadku napisała: „Nie umarłam, a co więcej, mam po co żyć, tym czymś jest malarstwo”. A krótko przed śmiercią, po amputacji nogi zanotowała: „Po co mi nogi, skoro mam skrzydła, żeby latać”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki