Okazuje się, że za wypowiedziami liderów państwa poszły konkretne działania: Biuro Analiz Sejmowych opracowało już ekspertyzę dotyczącą możliwości dochodzenia roszczeń od Niemiec za straty materialne i osobowe wyrządzone Polsce podczas II wojny światowej.
Nie wiem, czy politycy, którzy postanowili podjąć wątek reparacji, rzeczywiście mieli zamiar dochodzić odszkodowań. Ale teraz nie mają już wyboru: jeśli chcą zachować twarz, muszą iść dalej, aż do końca. Gdyby zaś z takiego planu się wycofali, oznaczałoby to, że wątek reparacyjny był akcją służącą jedynie wewnętrznej rozgrywce politycznej, obliczonej na postraszenie (kolejny raz) zachodnim sąsiadem. Podsycane przez polityków nadzieje na odszkodowania są jednak wśród zwolenników rządu tak żywe, że wstrzymanie całej akcji odebrano by jako ogromny zawód. No, chyba że władze zdecydowałyby się na oficjalny wniosek o reparacje, ale żądania te zostałyby odrzucone przez stronę niemiecką, a następnie przez właściwy arbitraż międzynarodowy, do którego w takiej sytuacji Polska niechybnie by się odwołała. Taki scenariusz Polacy przyjęliby spokojniej niż proste zarzucenie pomysłu reparacyjnego, co musiałoby zostać odebrane jako wykorzystanie tragedii II wojny światowej do partyjnej wojenki polsko-polskiej. Czy zwolennicy PiS wybaczyliby swojej partii taką zagrywkę?
Kilka dni temu w dyskusję o niemieckich reparacjach wojennych włączył się polski Episkopat. To zrozumiałe, bo obok wymiaru politycznego sprawa ma oczywisty aspekt moralny, a nawet religijny. Zespół KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec zaapelował o podtrzymanie dobrych relacji polsko-niemieckich i przestrzegł, że „nieprzemyślane decyzje” i „zbyt pochopnie wypowiadane słowa” mogą zaszkodzić sprawie pojednania. To jasne, ale czy to oznacza, że taką „nieprzemyślaną decyzją” byłoby dla biskupów wystąpienie polskich władz o reparacje? Sygnatariusze oświadczenia przyznają, że we wzajemnych relacjach są także „niezałatwione sprawy” i radzą, by rozwiązywać je bez „wzbudzania negatywnych emocji społecznych w którejkolwiek ze stron”. Ale czy to oznacza, zapytam znów, krytykę inicjatywy odszkodowawczej?
Ostatecznie, chodzi o sprawiedliwość i o to, jak ją osiągać w sposób godny i odpowiedzialny. W tej trudnej kwestii warto pamiętać o głosie Jana Pawła II, który tłumaczył, że przebaczenie nie wyklucza sprawiedliwości, że to nie jest alternatywa. „Przebaczenie jest przeciwieństwem żywienia urazy i pragnienia zemsty, ale nie sprawiedliwości” – pisał papież Wojtyła. Wskazywał, że prawdziwy pokój jest w istocie dziełem sprawiedliwości.
Myślę, że podobnie jest z pojednaniem, także pojednaniem polsko-niemieckim: może być prawdziwe i trwałe tylko wtedy, gdy będzie budowane na sprawiedliwości. Czy właśnie tak jest budowane? I czy ktoś da odpowiedź, z którą zgodzą się obydwie strony?