Zainteresowanie genealogią chyba odziedziczyłam po pradziadku, którego osobiście nie poznałam, ale z opowiadań i fotografii to owszem. Otóż dzięki pradziadkowi od dziecka obcowałam z opowieściami o przodkach i bardzo wcześnie oswoiłam się z drzewem genealogicznym. Pradziadek wyrysował je na dużym arkuszu papieru, poszukiwał członków rodziny, pisząc listy do proboszczów, i przesiadywał godzinami w archiwach. Na dodatek zapisał swoim pochyłym pismem cały gruby zeszyt, notując alfabetycznie po łacinie wszystkie osoby noszące nasze nazwisko, z informacjami dotyczącymi urodzin, chrztów, zawieranych małżeństw, a nawet wykonywanych zajęć. A ponieważ wszystko było dla mnie kiedyś nieczytelne, no i ten zeszyt mogłam obejrzeć tylko pod okiem taty, to pradziadek wydawał mi się osobą niezwykle tajemniczą i uczoną. Ze zdjęcia patrzył ciemnymi oczami, bez śladu uśmiechu, taki poważny pan z dużym wąsem.
Ten zeszyt i wyrysowane przez pradziadka drzewo genealogiczne, uzupełniane przez mojego taty, oglądam teraz bez ograniczeń. Do tego stos zdjęć i album babci. Stare fotografie mają bardzo specyficzny zapach. Nie powiem, żebym go lubiła, ale cofa mnie w czasie. Koniecznie muszę kupić lupę, te zdjęcia są takie małe, z falowaną ramką dookoła. Lubię szczególnie te uliczne: na przykład babci z ciocią. Taka była moda, tego typu fotografii mam wiele, dwie osoby idą ulicą miasta. Kapelusze, parasolki, uśmiechy. Budynki w tle niewyraźne, można się domyślić ulicy po fasadzie mijanych kamienic. Żal mi, że dopiero teraz chciałabym moich przodków poznać; zapytałabym tatę o tego i tamtego, i tę ciocię czy jego kuzynkę. A najbardziej o tego pradziadka.
Też mam zeszyt i zapisuję wszystko, co usłyszę od mamy na temat kogoś z rodziny, bo to tak szybko umyka. Codzienność angażuje myśli, jednym uchem coś wchodzi, drugim zaraz wychodzi, bo telefon, bo jakiś problem, który trzeba natychmiast rozwiązać, bo praca „na wczoraj”. Nie wiem, czy moje dzieci kiedyś zainteresuje nasza rodzinna historia, mam nadzieję, że tak. A ja siadam przed komputerem i przeszukuję księgi adresowe sprzed stu lat, a nawet starsze (znalazłam mojego prapradziadka i już wiem, gdzie mieszkał w 1890 r.). W tych książkach można nie tylko znaleźć adres, ale i wykonywany zawód często przy nazwisku jest zapisany. Kopalnia wiadomości. Osoby z fotografii ożywają, wydaje mi się, że słyszę ich głosy, odczuwam ich emocje, widzę, jak ich losy splatają się ze sobą, a w moich żyłach płynie ich krew.