Ks. Henryk Seweryniak: Wierzymy, że istnieje prawda ostateczna. Nie jest ona naszym wymysłem, ale została nam dana w Objawieniu. Naszym zadaniem jest jej strzec i się nią dzielić. Już Kościół starożytny wierzył, że cała wspólnota jako ciało Chrystusa nigdy nie odstąpi od prawdy, choćby pojedynczym wiernym czy nawet dużej grupie zdarzyło się zbłądzić. Nazywa się to zmysłem wiary wspólnoty: on jest pierwszym stróżem prawdy. Drugim stróżem jest Urząd Nauczycielski, czyli wszyscy biskupi zgromadzeni na soborze oraz papież.
M.B.: Wielu próbuje dziś strzec prawdy, ale nie z papieżem, tylko wbrew niemu. Biją na alarm i wyliczają, w których miejscach od prawdy odszedł. Wszystko to w imię ratowania Kościoła przed zbłądzeniem. Czasem wręcz ratowania Kościoła przez papieżem.
H.S.: I radykalnie się z takim podejściem do papiestwa nie zgadzam! Kiedy I Sobór Watykański definiował dogmat o nieomylności papieskiej, uznał, że papież cieszy się nieomylnością – nie własną, osobistą, ale nieomylnością Kościoła. To papież jest głównym wyrazicielem tej prawdy, której Kościół strzeże. To nie Franciszek czy Jan Paweł II sam z siebie się nie myli: on się nie myli, gdy mówi głosem całej wspólnoty Kościoła.
M.B.: Kiedy wspólnota występuje przeciwko temu, kto mówi jej głosem, to oznacza duchową schizofrenię. Pytanie: czy naprawdę mówi jej głosem? Co wtedy, gdy papież i biskupi mówią co innego? Coraz częściej słyszymy, że przestają się zgadzać, że nawzajem się kwestionują.
H.S.: Tak w historii było niejeden raz. Czytałem ostatnio o Grzegorzu Wielkim, który pouczał biskupa, bo ten uznał, że musi wyrzucić z kościoła obrazy, które wydawały mu się pogańskie. A papież tłumaczył, żeby tego nie robił, bo jeśli lud odnajduje w nich piękno, to właśnie ono przemawia do nich głosem Boga. To tylko jeden maleńki przykład…
M.B.: Papież poucza biskupów – OK. Ale mnie interesuje bardziej sytuacja odwrotna, kiedy to biskupi pouczają papieża!
H.S.: Straszne napięcia były w XV w. na soborze z Konstancji, kiedy to zwolennicy koncyliaryzmu przekonywali, że głos Soboru jest głosem większym niż głos papieża i może nawet go znosić. Kiedy I Sobór Watykański ogłaszał dogmat o nieomylności papieża, część ojców soborowych wyjechała w Rzymu na znak sprzeciwu, nie chcąc uczestniczyć w ostatecznym głosowaniu. Tego rodzaju napięcia były zawsze, to nic nadzwyczajnego. A ja naprawdę chcę widzieć w papieżu szczególnego strażnika charyzmatu prawdy. Myślę w tej chwili o grekokatolikach, którzy szli na śmierć za tę prawdę, że papież ma decydujący głos w Kościele. Myślę o protestantach czy anglikanach, którzy zazdroszczą nam tego ostatecznego głosu i jasnej, jednoznacznej wykładni.
M.B.: Jasna i jednoznaczna wykładnia u papieża Franciszka?
H.S.: Oczywiście trzeba odróżniać nauczanie zwyczajne papieża od nauczania nieomylnego. Kazania papieża Franciszka w domu św. Marty, choć są piękne, nie należą do nieomylnych. Nie należą nawet do niego listy apostolskie czy nawet encykliki, jeśli nie ma w nich fragmentów spełniających warunki wypowiedzi nieomylnej!
M.B.: Chyba warto powiedzieć, jaka jest skala sporu o nieomylność papieża. Kiedy ostatnio mieliśmy do czynienia z takim nauczaniem? Jan Paweł II, Ordinatio sacerdotalis i orzeczenie, że święcenia kapłańskie zarezerwowane są wyłącznie dla mężczyzn? Wtedy chyba toczył się ostatni spór, czy można ów list uznać za nieomylny – i uznano, że nie. To był 1995 rok, ponad 20 lat temu.
H.S.: Są jeszcze kanonizacje, pamiętaj, że każda z nich też jest aktem nieomylnym. Ale rzeczywiście z nauczaniem, które spełnia warunki nieomylności, mamy do czynienia bardzo rzadko. Ostatni raz w 1950 r., gdy Pius XII ogłaszał dogmat o wniebowzięciu Maryi. Ani Jan XXIII, ani Paweł VI, ani Benedykt, ani Franciszek nigdy z tej formy nauczania nie skorzystali. Jan Paweł II umieścił trzy nieomylne sformułowania moralne w encyklice Evangelium vitae, ale nie mocą nieomylności papieskiej, tylko całego Kolegium Biskupów.
Żeby nauczanie mogło być uznane za nieomylne, papież musi przemawiać jako najwyższy nauczyciel Kościoła, a nie jako patriarcha Zachodu czy autorytet moralny. Musi wypowiadać się w kwestiach wiary i moralności, a nie na dyplomacji czy sztuki. Musi podkreślić, że jego rozstrzygnięcie jest ostateczne i definitywne oraz nałożyć na cały Kościół obowiązek przyjęcia ogłoszonej nauki. Spory, które się dziś toczą wokół papieża czy z papieżem w roli głównej, nie są niczym nadzwyczajnym, bo nie dotyczą nauczania nieomylnego.
M.B.: Nie zmieniają niczego w depozycie wiary, czyli w tej prawdzie, której musimy strzec i przekazywać, bo jest nam niezbędna do zbawienia. Mogą dotyczyć ważnych kwestii, ale nie istoty naszej wiary. Jakkolwiek ważne wydają się nam te spory.
H.S.: Zastanawia mnie coś innego. Dawniej papieża atakowali ci, którzy uważali jego nauczanie za zbyt konserwatywne. Tak było choćby w przypadku encykliki Pawła VI Humanae vitae, kiedy domagano się rozluźnienia dyscypliny Kościoła w kwestiach antykoncepcji. Dziś atak przychodzi z drugiej strony, ze strony radykałów, broniących „twardego jądra katolicyzmu”, zwolenników tezy „bo zawsze tak było!”.
M.B.: Mój ulubiony typ. Zastanawiam się, czy to nie jest kwestia braku pokory i braku wiedzy. Wiedzy, że w historii Kościoła naprawdę wiele się zmieniało, wiele po drodze odkrywaliśmy, o wielu rzeczach myślenie ewoluowało, a prawda o tym, że Jezus zmartwychwstał, pozostała niezmienna. A pokory, bo jakie mamy prawo uważać: oto my i dopiero my właściwie i do końca zrozumieliśmy wszystko? Że sprzeciwiając się dalszym poszukiwaniom, obronimy prawdziwy Kościół?
H.S.: Brak wiedzy to był też błąd czasów II Soboru Watykańskiego. Wszystko kręciło się wtedy wokół Vaticanum II, jakby nie było innych soborów czy wielkiej historii dogmatów. Dziś dla pewnego grona apologetów prawdziwe papiestwo skończyło się wraz z papieżem Benedyktem. Podkreślają, jak to nauczał, że Kościół jest od głoszenia zbawienia, a nie od zaradzania potrzebom społecznym. A teraz przychodzi Franciszek, który również mówi o prowadzeniu do zbawienia, ale mówi też: nie dotrzesz do człowieka z prawdą o zbawieniu, jeśli nie dostrzeżesz jego biedy i nie spróbujesz jej zaradzić. Z tym nie umiemy sobie poradzić, z tą – pozorną przecież! – sprzecznością.
M.B.: Zaufania w tym chyba brakuje – zaufania do tego, że Duch Święty naprawdę jest obecny na konklawe, zwłaszcza tak omodlonego przez miliony ludzi, jak to ostatnie. Że wybiera ono papieża na ten właśnie czas.
H.S.: I że ten papież nie jest właścicielem prawdy, ale jej stróżem.
M.B.: I naszym przewodnikiem w jej odkrywaniu. Żeby tylko mieć odwagę za nim iść…!
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego