Logo Przewdonik Katolicki

Jest coś, co nas jednoczy

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Książek

W przedostatnim felietonie wyrażałem obawy. Polska w przededniu kolejnych obchodów rocznicy powstania warszawskiego wydała mi się podzielona jak nigdy.

O tyle nie miałem racji, że akurat ten jeden dzień przyniósł wytchnienie.
Kto był na placu Piłsudskiego, ten musiał zauważyć, że przyszli tam ludzie różnych stanów. Różnych profesji, tradycji i także poglądów. To dziś może jedyne takie miejsce. Również na Powązkach było nienaturalnie spokojnie. Wreszcie nikt nikogo nie wygwizdywał.
To, powtórzę, wielka zasługa Lecha Kaczyńskiego, że nam coś takiego zostawił. Bo to od niego, nie od roku 1989, zaczęły się obchody w takim kształcie. Są dziesiątki powodów, dla których ten polityk miał rację, stawiając to zdarzenie na aż takim piedestale. Pisałem o tym poprzednio: polski opór w tamtych latach miał generalny sens, osłabił per saldo późniejszą twardość totalitarnego komunizmu. Ale niezależnie już od tych aptekarskich obrachunków zyskaliśmy jednoczący nas punkt odniesienia, symbol niepodległości.
Oczywiście nie to, że kwasy znikły. Do tych, które opisywałem przed dwoma tygodniami (na przykład dręczenie powstańców rozważaniami o sensie i bezsensie, często w mało taktownej formie) doszły kolejne. Oto firma Maspex produkująca napój Tiger została przyłapana na wyjątkowo chamskiej reklamie wykorzystującej motyw tej rocznicy do jej brutalnego wyśmiania. Jest wspólnota, ale nie wszyscy czują się zobowiązani już nawet nie do przestrzegania jej niepisanych reguł, ale chociaż do minimalnego szacunku.
Od kilku lat liberalno-lewicowe elity, które pogodziły się już z powstańczymi wzruszeniami, rekompensowały to sobie wyśmiewaniem się z ludzi albo oburzaniem się na tych, którzy tego dnia zakładają patriotyczne T-shirty i biało-czerwone opaski. Także z rekonstruktorów, którzy próbują tamtych bohaterów naśladować. Ja powtarzałem, że jakkolwiek niektóre z tych symboli czy zachowań mogą się i mnie wydawać odrobinę kiczowate, mamy do czynienia z ludźmi, dla których to tradycja żywa. Ba, z nieco zakapiorowatymi patriotami, którzy dziś gromadzą się na rondzie Dmowskiego w Warszawie, ale w razie potrzeby byliby, mam takie przekonanie, pierwsi do obrony ojczyzny.
To jednak widać dopiero na tle takich historii jak ta z reklamami Tigera (które wcześniej obśmiewały 10 kwietnia czy Boże Ciało). Tu wierność, niechby i manifestowana trochę topornie. Tam kompletne kulturowe wykorzenienie. Pan prezes dał „w akcie ekspiacji” 500 tysięcy na Związek Żołnierzy AK. Ale jego tłumaczenia pozostały bałamutne, groteskowe. Padające jakby z jakiejś egzotycznej planety.
Z drugiej strony, żeby nie było, iż moja uwaga zwrócona jest w jedną tylko stronę. Dał 500 tysięcy, no właśnie. Powstańców mamy już tak niewielu. Są ostatni, bardzo starzy ludzie, którzy w 1944 r. byli nastolatkami. Ale którzy potem dorośli do swojej legendy. Którzy często są znakomitymi wychowawcami najmłodszych pokoleń.
Co ja jednak poradzę, że nawet ta garstka nie doczekała się dodatkowego materialnego wsparcia. To obciąża i poprzednią władzę, ale i obecną, obóz śp. Lecha Kaczyńskiego. TVN z „Wyborczą” pamięta tylko o ich zaniedbaniach, a są one przecież wieloletnie. Niemniej do kogo dziś kołatać, jak nie do tych, co rządzą?
Ustawa w tej sprawie trafi do Sejmu jesienią. Jak chcecie, przepychacie prawo kolanem w dwa dni. Tu nikt się nie spieszy. Kto to powiedział, że zdajemy egzamin jako naród, ale nie jako społeczeństwo. Norwid? To społeczeństwo nie umiało się zorganizować do tak podstawowego celu. Zacząłem od radości, kończę na smutku.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki